Reklama

„Obradović to półka wyżej niż Mladenović”. Legia zabezpieczyła lewą obronę?

redakcja

Autor:redakcja

11 lipca 2019, 18:29 • 4 min czytania 0 komentarzy

Skończył się krótki serial z szukaniem lewego obrońcy dla Legii. Może Adam Hlousek nie był zaginionym bratem Roberta Carlosa, ale grał dość solidnie, względnie przyzwoicie, poza tym okazał się największym legionistą w całej drużynie i to już nie nasze słowa. Luis Rocha pod koniec sezonu udowodnił, że jednak coś tam kopać potrafi, ale zostać tylko z nim na tej pozycji przez cały rok… No, to byłoby zbyt ryzykowne. Dlatego potrzebny był ktoś nowy, a tym kimś okazał się Ivan Obradović, który podpisał kontrakt na dwa lata z opcją przedłużenia umowy.

„Obradović to półka wyżej niż Mladenović”. Legia zabezpieczyła lewą obronę?

I cóż, trzeba zwrócić uwagę, że to kolejny piłkarz ściągany w tym okienku przez Legię, o którym nie możemy powiedzieć, że jest anonimowy (nie tylko ze względu na nazwisko podobne do Miroslava). Lewczuk, Novikovas, Gwilia, a teraz Obradović, czyli facet, który nie kopał piłki na plaży, tylko dopiero co był częścią Anderlechtu. A Fiołki to wyższy poziom od każdego klubu PKO Bank Polski Ekstraklasy i nie trzeba do tego nikogo przekonywać. Tymczasem Obradović od sezonu 15/16 uzbierał w tamtych barwach 90 meczów, strzelił jednego gola i dorzucił siedem asyst. Przyzwoite liczby. Jednak dlaczego lewy obrońca właśnie dziś ląduje w Legii?

Obradović odszedł z Anderlechtu, bo zarabiał bardzo duże pieniądze, a tam nastąpiła zmiana władzy, która raczej stawia na wychowanków klubu. Serb dostawał, zdaje się 800 tysięcy euro rocznie i to było za dużo – tłumaczy Mariusz Moński, pasjonat tamtejszych klimatów. I dodaje: – On miał już odejść rok temu, ale odrzucał oferty z Lokeren i PAOK-u. Stwierdził, że do Lokeren nie pójdzie, gdyż to jest za słaby klub. Z kolei nie poszedł do Grecji, ponieważ jego zdaniem zabrakło ze strony PAOK-u konkretów. Teraz jest w Legii, mimo że miał oferty z Emiratów, ale nikt nie chciał dać mu dłuższego kontraktu niż na rok, ponieważ jest już 30-letnim piłkarzem. Poza tym on jest wybrednym gościem i uważa się za na tyle dobrego zawodnika, że nie chce się bronić w jakiejś lidze przed spadkiem.

Przy odejściu z Anderlechtu nie obywało się bez kłótni na linii Obradović – klub. Otóż zawodnik, który dotychczas raczej występował w pierwszym składzie, w sezonie 18/19 został odsunięty na boczny tor. Wówczas nie grał nic pod wodzą Heina Vanhaezebroucka. Wrócił, dopiero gdy tego szkoleniowca zwolniono i nie obszedł się z byłym szefem w mediach zbyt przyjaźnie. A właściwie szefami, bo oberwało się również Lucowi Devroe, byłemu dyrektorowi sportowemu.

Wszystkie kłopoty zaczęły się od Devroe, który nie chciał mnie w klubie, chciał nowych piłkarzy. Potrafiłbym to zrozumieć, jeśli on i trener powiedzieliby mi o tym wprost w rozmowie. Niestety, nie wiedziałem nic. Musiałem tylko trenować indywidualnie bez jakichkolwiek wytłumaczeń. I teraz spójrzmy: ani Devroe, ani Vanhaezbroucka nie ma w klubie. Sposób, w jaki mnie traktowali, wrócił do nich. Karma – Obradović nie ukrywał satysfakcji w marcu tego roku. Pod wodzą Freda Ruttena Obradović grał dość regularnie, ale gdy i Rutten przestał prowadzić pierwszy zespół, a zmienił go Belhocine, miejsca dla Serba znów zabrakło.

Reklama

Jakiego piłkarza możemy się konkretnie spodziewać w Polsce? Moński opisuje: – To jest zawodnik bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Lubiący grę kombinacyjną. To nie jest tak, że on będzie sobie wypuszczał piłkę i biegł, jak Grosicki, tylko to jest zawodnik właśnie do grania kombinacyjnego. Zresztą szybkość nie jest jego najsilniejszą stroną. Jednak ma dobre dośrodkowanie, dobry strzał, dobry odbiór. Myśli na boisku i ma mentalność zwycięzcy, z bałkańskim podejściem, że wszystko mu się uda. Dla mnie to jest półka wyżej niż Mladenović, co widać choćby po reprezentacji Serbii. Tam powołali Mladenovicia tylko dlatego, ponieważ Obradović odmówił przyjazdu na kadrę. A odmówił, dlatego że serbska kadra polega na wojenkach agentów. Nie chodziło o powody sportowe.

Można się natomiast zastanawiać, czy Obradović nie będzie zawodnikiem podatnym na kontuzje. Ma 30 lat, a w przeszłości tracił blisko 300 dni na zerwane więzadła w Saragossie i blisko 185 dni na podobny uraz w Anderlechcie. Moński uspokaja: – Zanim przyszedł do Belgii, do Mechelen, to miał poważną kontuzję w Saragossie i tylko dlatego trafił do Mechelen, bo w innym przypadku nigdy by takiego klubu nie było stać na takiego piłkarza. Wzięli go po urazie, on się tam odbudował, był najlepszym obrońcą w lidze, poszedł do Anderlechtu i tam znów miał pecha, zerwał więzadła. Natomiast gdy się wyleczył, to poważnych kontuzji nie miał. Jedynie jakieś drobne, które wykluczały go na jeden-dwa mecze, ale dłuższych przerw nie notował.

Podsumowując: Legia ściąga piłkarza po przejściach, ale nie kogoś w stylu potrzebującego pół roku na odbudowanie. Poza tym, mimo że Obradović w końcówce lipca skończy 31 lat, w papierach wpisze sobie Legię jako dopiero swój piąty klub w karierze, tak więc nie skacze z kwiatka na kwiatek, nie prowokuje kłopotów, nie jest regularnie odstrzeliwany. Mamy prawo spodziewać się bardzo solidnego piłkarza. Może kozaka. 27 meczów w kadrze Serbii – to u nas rzadki widok. Teraz tylko czekać, by logika ekstraklasowa nie rozwaliła tej przemyślanej konstrukcji.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...