Skrycie uwielbiamy Puchar Narodów Afryki. Ze wszystkich międzynarodowych turniejów, właśnie ten najbardziej przypomina nam Ekstraklasę, ma bowiem podobne poczucie humoru. Ilustracja z wczorajszego Meczu o Wszystko: Tunezja prowadzi 1:0 z Ghaną, na doliczony czas gry wprowadza kolejnego stopera, Ramiego Bedouiego. Zrozumiałe zacieśnienie szyków, chce się powiedzieć: podwyższenie bloku.
A potem Bedoui w pierwszym kontakcie z piłką ładuje samobója.
Zobaczmy to w pełnej uroku grafice ekspertów z Opta.
Ghana podchodziła do meczu w roli faworyta, jeden Thomas Partey z Atletico jest wart więcej niż cała kadra Tunezji. Ale Ghana to też klasyczna dla afrykańskiej piłki chimeryczność. Atakowali częściej, strzelali celniej, ale nie do siatki i to Tunezja wyszła na prowadzenie. Ghanie podał pomocną dłoń Bedoui, ale na honorowe obywatelstwo nie ma co liczyć: zapomniał zapisać się do jedenastek, a potem strzelić panu Bogu w okno, przez co Tunezja wygrała po karnych.
I w ten sposób Tunezja stała się KOLEJNYM zespołem Pucharu Narodów Afryki, który nie wygrał jeszcze żadnego meczu w regulaminowym czasie gry, a już jest w ćwierćfinale.
Droga Beninu: 2:2 z Ghaną, 0:0 z Gwineą-Bissau, 0:0 z Kamerunem, 1:1 z Marokiem, lepiej strzelane karne.
Droga Tunezji: 1:1 z Angolą, 1:1 z Mali, 0:0 z… Mauretanią, no i miniony szlagier.
Wygląda na to, że Senegal ma autostradę do finału, jest w drabince szansy. Z drugiej strony to Puchar Narodów Afryki, nie wykluczalibyśmy nawet scenariusza, w którym turniej wygra Siarka Tarnobrzeg 96/97.