Spadek Podbeskidzia to klasyka ligowego folkloru – już witali się z gąską, już byli w grupie mistrzowskiej, już sięgali po klubowy sukces nad sukcesy, po czym jednak o włos nie, w konsekwencji czego psychika padła, a potem przegrali wszystko i zlecieli do pierwszej ligi.
Tu wydawało się jednak, że mając za sobą pół dekady doświadczeń w Ekstraklasie, ładny i oddany w pełni do użytku stadion, a także kadrę zawodników okrzepłych w lidze, szybko zrobią awans. Awansu jednak jak nie było, tak nie ma – przed nimi czwarty rok walki powrót na szczyt.
Przypomnijmy sobie jeszcze tabelę ich ostatniego sezonu w Ekstraklasie, bo jest na co popatrzeć. Zwróćmy szczególnie uwagę na punkty w nawiasie, czyli liczbę zgromadzonych oczek w rundzie zasadniczej.
Źródło: 90minut.pl
W sezonie 16/17 powrót miał zapewnić Dariusz Dźwigała, ale wytrzymał tylko do października. Sięgnięto więc po jeszcze mocniejsze nazwisko: Jan Kocian swego czasu z Ruchem dokonywał cudów, to też były selekcjoner reprezentacji Słowacji. Zespół z Demjanem, Janotą, Sierpiną, Podgórskim, Sokołowskim, Kołodziejem, Gumnym, Deją, Chmielem przegrał wyścig żółwi.
Drugi sezon to zamieszanie na całego, bo Kocian poprowadził klub tylko w jednej kolejce, po której dalej rządził tymczasowy szkoleniowiec Adam Nocoń. Kocian miał pretensje o letnie transfery, a także organizację obozu przygotowawczego, wystawił sobie zwolnienie lekarskie, a klubowi rachunek. Innymi słowy: chciał się wykręcić, a jeszcze zarobić.
W zespole z dobrej strony pokazał się wypożyczony z Lecha Paweł Tomczyk, nieźle wyglądał Valerijs Sabala. Generalnie jednak klub był bliżej spadku niż awansu.
Źródło: 90minut.pl
Najważniejszym wydarzeniem sezonu 18/19 znowu nie był awans, tylko odejście Andrzeja Rybarskiego, który od 3 lipca 2017 do kwietnia 2019 był dyrektorem sportowym Podbeskidzia. Co tu kryć, raczej trudno obronić jego rządy, co pokazują i same tabele. Klub dreptał w miejscu. Do awansu zespół Krzysztofa Brede tracił lata świetlne.
Źródlo: 90minut.pl
Podbeskidzie w tym czasie traciło też markę, również – chce się powiedzieć – w mieście. Dopiero co była moda na trybuny, dopiero co liczono, że wywoła się boom na kibicowanie, a tymczasem widać dramatyczny spadek zainteresowania. Oto jak wyglądała pierwszoligowa frekwencja w pierwszoligowym Podbeskidziu (źródło tabel: https://www.european-football-statistics.co.uk):
2016/17:
2017/18:
2018/19:
Zaledwie nieco ponad dwa tysiące, blisko połowa mniej kibiców niż rok wcześniej. Tylko trochę więcej niż na Jastrzębiu, które w porównaniu gra na obiekcie starożytnym. Tak naprawdę w zeszłym roku Podbeskidzie powinno mieć pierwsze miejsce w tabeli frekwencji, według pesymistycznego scenariusza krążyć między ŁKS-em a Tychami, ale taki rezultat, jaki wykręcili, pokazuje najlepiej, że sytuacja jest niewesoła. Mogący pomieścić 15 tysięcy widzów stadion gościł młodzieżowy mundial, ale to Podbeskidzie miało regularnie zapełniać trybuny – nie jest nawet blisko.
Czy jest szansa, by czwarty sezon był wreszcie udany? W ostatnich dwóch dniach na pewno Górale dokonali trzech transferów, które każą sądzić, że zabrali się do myślenia o awansie w sposób poważny. Nie zapomnieliśmy jeszcze, że Martin Polacek miewał w Zagłębiu bardzo udane rundy. Pod Stokowcem zdarzało mu się kolekcjonować czyste konta. Nie zawsze było tak różowo, ale na pierwszą ligę to wciąż niezłe nazwisko. W ostatnim sezonie grał w Lewskim Sofia, choć prawda, że tylko jesienią – łącznie piętnaście spotkań.
Drugim wzmocnieniem jest Kornel Osyra, czyli były wicemistrz Polski z Piastem Gliwice, a który w ostatnich dwóch latach poznał smak awansu do Ekstraklasy z Miedzią, jak i smak spadku. Jaką defensywę miała Miedź – wszyscy pamiętamy, gdyby nie skandaliczne tyły Zagłębia Sosnowiec, mówiłoby się o nich jeszcze więcej. Niemniej również Osyra nie zawsze przecież grał tak źle, na koncie ma grubo ponad sto meczów w Ekstraklasie.
Trzecim graczem jest Dmytro Baszaj, ukraiński stoper, który wiosną grał w Arsenale Kijów. To kolejny spadkowicz: Arsenal zajął ostatnie miejsce w ukraińskiej Ekstraklasie. Baszaj większość kariery był graczem drugoligowym, za granicą występował natomiast w lidze Kazachstanu (dwa lata, Taraz) i na Białorusi, w Dnieprze Mohylew.
Wcześniej klub zakontraktował pierwszoligowego wyjadacza, Karola Danielaka, który dobrymi występami w Chrobrym Głogów zarobił na transfer do Ekstraklasy, ale w Arce nie przebił się – teraz wraca na poziom, na którym grał więcej niż rzetelnie. Poza nim do zespołu dołączył także pomocnik Rafał Figiel, dla którego brakło miejsca w Rakowie po awansie.
W Bielsku-Białej nie robiono nerwowych ruchów. Drużynę cały czas będzie prowadził Krzysztof Brede. Transfery każą sądzić, że priorytetem jest defensywa, wydatnie wzmocniona. Sęk w tym, że najlepsi w Podbeskidziu w zeszłym roku byli Sierpina, Sabala i Płacheta, a tych dwóch ostatnich nie ma już w klubie, mało tego: Sabala, król strzelców pierwszej ligi zeszłego sezonu, wzmocnił rywala do awansu, Miedź. Rywala, zdaje się, mającego przewagę jakości, a podobny argument można ukuć wobec Stali Mielec i Bruk-Betu. Czwarte miejsce w peletonie przewidywań dla Podbeskidzia? Być może, gdzieś do spółki z Sosnowcem, ale kto wie czy jeszcze Górale czymś zaskoczą w tym okienku.