Wczoraj mieliśmy jeszcze nadzieję, że – mimo odpadnięcia Huberta Hurkacza – ktoś będzie nas reprezentować w drugim tygodniu singlowej rywalizacji na londyńskiej trawie. Dziś szybko zostaliśmy tej nadziei pozbawieni. Bo Petra Kvitova po prostu była lepsza od Magdy Linette. Grała mocniej, celniej i skuteczniej. Jak na dwukrotną zwyciężczynię tego turnieju przystało.
Podejrzewamy, że Magda jest teraz smutna. Albo zła. Albo rozczarowana. Albo te wszystkie emocje się w niej mieszają. Nieważne. Każda z nich to normalna reakcja po porażce. Jednak za kilka dni, gdy Polka spojrzy na swój występ na tegorocznym Wimbledonie z pewnego dystansu, zobaczy, że był on naprawdę dobry, wręcz dużo lepszy niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Bo nigdy wcześniej – a próbowała czterokrotnie – nie wygrała tam nawet meczu.
W tym roku zanotowała za to dwa zwycięstwa. I o ile Anna Kalinska w pierwszej rundzie to było dobre losowanie, które Polce udało się wykorzystać, o tyle Amanda Anisimova to już rywalka renomowana. Jasne, Amerykanka wciąż nie ma nawet osiemnastki na karku, ale niedawno była w półfinale Rolanda Garrosa, a i zdobyła jeden tytuł WTA w karierze. Innymi słowy: już osiągnęła znacznie więcej niż Polka. No i była rozstawiona. Więc zwycięstwo z nią to dla Magdy duża sprawa. Tym bardziej, że wywalczyła je w bardzo dobrym stylu. Grała pewnie, skutecznie serwisem, wytrzymywała presję w kluczowych momentach.
Dziś starała się to powtórzyć. I chwilami było widać, że to wciąż ta sama zawodniczka. Tyle tylko, że Petra Kvitova na niewiele jej pozwalała, wykorzystując niemal każde nieidealne zagranie Polki. Bo tak trzeba napisać – „nieidealne”. Złych było mało, fatalnych jeszcze mniej. Wystarczyło po prostu, żeby Magda dała rywalce choćby najmniejszą okazję do kontry, a ta ją wykorzystywała. Zresztą Czeszka tak właśnie gra – uderza mocno, starając się kierować piłkę jak najbliżej linii, często nie kalkulując. A wimbledońska trawa dodatkowo ten jej styl gry premiuje. Stąd to właśnie tu zdobywała tytuły.
Kluczowe były dziś dwa elementy. Po pierwsze return Czeszki. Każdy słabszy serwis Linette był atakowany, te mocniejsze – jeśli akurat dobrze ułożyły się na rakiecie Petry – też. Magda musiała serwować najlepiej, jak tylko umiała. A, choć ostatnio niesamowicie się w tym elemencie poprawiła, nigdy nie była zawodniczką, która wyserwowałaby sobie zwycięstwo. Więc w końcu traciła swoje podanie, w całym meczu przydarzyło jej się to trzykrotnie (choć i tak mnóstwo break pointów obroniła). Nawet przy wyniku 40:0 nie mogła odsapnąć. Bo minutę później – po trzech dobrych returnach Czeszki – był remis. Wiedziała, że musi grać agresywnie, stąd też ryzykowała przy drugim podaniu. I zdarzały się podwójne błędy. Kvitova po prostu sterroryzowała jej serwis, tak wypadałoby to nazwać.
Drugi element? To z kolei podanie Petry. Dziś Czeszka serwowała znakomicie, nie dając Magdzie okazji na „załapanie” się do gry. Jasne, od czasu do czasu Polka odegrała jej pod nogi czy do linii i punkt zdobyła. Ale w gruncie rzeczy widać było od początku, że albo Kvitova się zatnie, albo Linette jej nie przełamie. A Petra ani myślała zwolnić tempa. Ani przy serwisie, ani z forehandu, ani z backhandu, którym również kolekcjonowała winnery. Nie było też widać nawet najmniejszego śladu urazu, o którym wczoraj głośno było w polskich mediach. Nic, zero.
Przy tak grającej Petrze porażka była do przewidzenia. Bo Magda, przy całym szacunku dla niej, to nie ten poziom. Musieliśmy liczyć na to, że Kvitova da jej trochę okazji do gry, spuści z tonu – wtedy mecz mógłby być naprawdę ciekawy. A tak skończyło się 3:6 2:6 (zaznaczmy, że w 2014 Genie Bouchard ugrała tylko trzy gemy przeciwko Czeszce, gdy spotkały się… w finale Wimbledonu, więc z Magdą nie było dziś tak źle). Pogratulować jednak wypada, bo – raz jeszcze – to był dobry turniej Magdy Linette, która po raz kolejny pokazała, że ostatnio jej gra idzie w dobrym kierunku.
Dokąd ją to zaprowadzi? Trudno wyrokować. Ale najlepsza „50” światowego rankingu to wcale nie tak odległe marzenie, jak mogłoby się wydawać jeszcze przed tym turniejem. Jeśli nic się nie zmieni, Magda po Wimbledonie powinna zajmować 60. miejsce (znajdzie się tym samym tuż przed… Igą Świątek). A z taką grą, jaką prezentowała ostatnio, na pewno może wdrapać się wyżej.
Fot. Newspix