Amanda Anisimova to jedna z najzdolniejszych tenisistek świata. W tym roku 17-latka awansowała do IV rundy Australian Open, a w Rolandzie Garrosie zaszła aż do półfinału. Na Wimbledonie nie powtórzy żadnego z tych wyczynów, ponieważ musi pakować walizki już po spotkaniu numer dwa. Amerykankę wyeliminowała dziś Magda Linette. Polka ograła rywalkę 6:4, 7:5! Teraz zmierzy się z dwukrotną mistrzynią londyńskiej trawy, czyli Petrą Kvitovą.
Cztery mecze w pierwszej rundzie Wimbledonu, cztery porażki – z takim bilansem Magda przystępowała do tegorocznego turnieju. Kiedy we wtorek wyszła na angielski kort, nie myślała jednak o tym co było, skupiła się na tym, by dobrze wykonać robotę. Udało się, Linette w pierwszej partii zdemolowała 6:0 debiutującą na Wimbledonie Annę Kalinską. W drugiej Rosjanka postawiła poprzeczkę zdecydowanie wyżej, ale Polka i tak przez nią “przeskoczyła” wygrywając 7:6.
Wszystko fajnie, ale mimo to mało kto dawał naszej zawodniczce szanse z Anisimovą, której dokonania wymieniliśmy w leadzie. Pora na kilka kolejnych faktów: Amanda to córka zamożnych Rosjan, którzy w 1998 opuścili ojczyznę i udali się do USA. Tenisowe nauki pobierała na Florydzie, od najmłodszych lat widać było, że ma spory potencjał. Ponoć wzoruje się na Marii Szarapowej, nie brakuje ekspertów uważających, że w kolejnych latach może osiągnąć tyle co “Masza”.
Po udanych występach w Australii i Francji zapewne miała nadzieję, że błyśnie i w Anglii. Nic z tego, debiut w Wimbledonie nie zostanie okraszony rozkładówką “The Sun” czy innego znanego dziennika, ponieważ ma dla niej gorzki smak. Magda grała pewnie, bardzo dobrze serwowała i wytrzymała presję w kluczowych momentach – generalnie wyglądała tak, jak w meczu z Halep na Roland Garros, tyle tylko, że tu udało jej się wygrać. Ile by Amanda w przyszłości nie osiągnęła, już do końca życia występ numer 1 na londyńskiej trawie będzie się kojarzył z Polką…
Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby Linette stała się też koszmarem innej tenisowej znakomitości, mianowicie Kvitovej. Oczywiście to Petra będzie faworytką sobotniego starcia, mówimy przecież o dziewczynie, która dwa razy okazywała się mistrzynią Wimbledonu. W 2011 roku ograła 6:3, 6:4 Szarapową, a trzy lata później zmiażdżyła Eugenie Bouchard. Serio, nie przesadziliśmy – Czeszka oddała Kanadyjce w decydującym meczu… trzy gemy (6:3, 6:0). Tyle samo ugrała z nią Magda, z którą potykała się tylko raz – w 2016 roku w Kanadzie na kortach twardych (6:1, 6:2).
Biorąc pod uwagę, jak radzi sobie w tym roku w Londynie Linette i jak pewna siebie jest nasza zawodniczka, wierzymy, że tym razem zobaczymy zupełnie inne, bardziej zacięte spotkanie. W dzisiejszym Przeglądzie Sportowym Polka stwierdziła nawet, że może dojść do… półfinału Wimbledonu. O takim wyniku na razie nie śmiemy nawet marzyć, na początek prosimy o wybitny mecz przeciwko Kvitovej.
Zanim do niego dojdzie, czeka nas starcie Huberta Hurkacza z Novakiem Djokoviciem. Polak trafia na serbskiego mistrza na drugim wielkim szlemie z rzędu. W Paryżu nie nawiązał z nim rywalizacji (4:6, 2:6, 2:6), ale patrząc na to, jak nasz zawodnik się rozwija, nie zdziwimy się, jeśli w piątek zmusi “Djoko” do ekstremalnego wysiłku…
Fot. Newspix.pl