Kiedyś w siatkarskim środowisku krążyło porzekadło, że jak się nie wygrywa 3:0, to się przegrywa 2:3. W ten weekend nasi mistrzowie świata udowadniają jednak, że ostatecznie, kiedy nie wygra się gładko, to można wygrać po horrorze. Po wczorajszym zwycięstwie z Argentyną, dziś rozstrzygnęli n swoją korzyść kolejny bój w Lidze Narodów po tie-breaku. Tym razem z zawsze groźnymi Serbami. Zwycięstwo oznacza, że podopieczni Vitala Heynena wciąż liczą się w walce o awans do turnieju finałowego.
Wczoraj zapowiadał się klasyczny, dobrze znany scenariusz. Nasi wygrali dwa pierwsze sety i wydawało się, że wszystko mają pod kontrolą. Niestety, po zaciętej końcówce przegrali trzecią partię 25:27 i sprawy zaczęły się komplikować. Tym bardziej, że ekipa z Ameryki Południowej w Lidze Narodów radzi sobie znacznie lepiej niż ich rodacy na piłkarskich boiskach Copa America. Czwarta partia to popis Argentyńczyków, którzy zdecydowanie ograli Polaków 25:20. O zwycięstwie decydował tie-break, w którym mieliśmy klasyczny horror. W przeszłości coś takiego często kończyło się porażką i poczuciem straconej szansy. Tym razem na szczęście skończyło się happy-endem i 19:17 dla naszych.
Wygląda jednak na to, że podopieczni belgijskiego trenera lubią się trochę podenerwować. Dziś w meczu z Serbami mieliśmy więc dobrze znany scenariusz i o wyniku musiał decydować piąty set. W nim – znów – górę wzięło doświadczenie i znakomity blok Polaków. W sumie – w ostatniej partii nerwów było najmniej. Nasi szybko objęli kilkupunktowe prowadzenie, którego już nie wypuścili. Skończyło się na 15:11 i kolejnej cennej wygranej.
Polacy wciąż liczą się w walce triumf w Lidze Narodów. Na razie mają na koncie 7 zwycięstw i 4 porażki, a w perspektywie trzy spotkania w turnieju za tydzień w Lipsku (z Niemcami, Portugalią i Japonią). Wiele wskazuje, że o miejscu naszych w finałowym turnieju w może więc decydować jutrzejsze starcie z Włochami. Jeśli podopieczni Vitala Heynena wygrają, a potem nie potkną się w starciach, w których będą zdecydowanymi faworytami, powinni zagrać w lipcu w Chicago.
Jutro liczymy więc na dobre wiadomości z Włoch, choć o wygraną z gospodarzami turnieju łatwo nie będzie. Niestety, dziś z Półwyspu Apenińskiego dotarły także tragiczne wiadomości. W czasie wesela przyjaciela na atak serca zmarł Miguel Angel Falasca. Hiszpan przez prawie dziesięć lat decydował o sile Skry Bełchatów, najpierw jako zawodnik, a potem jako trener. Z Polski przeniósł się do Włoch, gdzie ostatnio prowadził Saugella Team Monza.
foto: newspix.pl