Fani Piasta, którzy jakiś czas temu zawiązali zgodę z białoruskim BATE Borysów, mają powody do radości. Czeka ich wycieczka do zgodowicza i przyjęcie kumpli u siebie. Piłkarze już tak zadowoleni nie będą. Spośród rywali, jakich gliwiczanie mogli wylosować w I rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, BATE jest tym zdecydowanie najtrudniejszym.
Dość powiedzieć, że w poprzednim sezonie, gdy my zapomnieliśmy już, jak łączy się wyrazy „polski zespół” i puchary, BATE cały czas tłukło się w Lidze Europy. Z naprawdę dużym powodzeniem, bo nie dość, że wyszło z grupy z węgierskim MOL Vidi i przede wszystkim PAOK-iem Saloniki, to jeszcze napędziło niezłego stracha późniejszemu finaliście, Arsenalowi. Po pierwszym meczu 1/16, to BATE było na prowadzeniu, w Borysowie Kanonierzy polegli 0:1. Straty udało im się odrobić z nawiązką dopiero w drugim meczu.
Nie oszukujmy się, jakikolwiek traf byłby trafem lepszym. Delegacja Piasta z pewnością z nadzieją spoglądała na kulkę pozostałą w misie, gdy najpierw wyciągnięty został Dundalk, a później The New Saints. HJK czy Rosenborg, choć są w rytmie meczowym, to w ligach idzie im średnio. Maribor zaś, choć oczywiście w sezonie 2017/18 grał w fazie grupowej Champions League, w zeszłym sezonie męczył się w eliminacjach Ligi Europy z gruzińską Chikhurą i odpadł po dwumeczu z Rangersami.
BATE zaś nie tylko poszalało w Lidze Europy i przedłużyło przygodę z jesieni na wiosnę, ale też jest cały czas w grze (białoruska liga gra wiosna-jesień) i do meczu z Piastem podejdzie niejako z marszu. Wyzwanie stojące przed ekipą Waldemara Fornalika jest więc piekielnie trudne i – choć brzmi to jak nieśmieszny żart – w takim wypadku nawet przejście jednej rundy eliminacji LM będzie dużym sukcesem.
fot. FotoPyK