Reklama

Czy Denilson mógł być wielki?

redakcja

Autor:redakcja

14 czerwca 2019, 19:05 • 9 min czytania 0 komentarzy

Oto piłkarz, który przeszedł drogę od transferowego rekordu świata do “Nie wiem nic o wietnamskiej piłce” po podpisaniu kontraktu z wietnamskim zespołem.

Czy Denilson mógł być wielki?

Oto piłkarz, który przeszedł drogę od bycia ustawianym w jednym rzędzie z Garrinchą do gry w hiszpańskiej drugiej lidze.

Oto piłkarz, który miał być nie gwiazdą, a żywiołem futbolu, łączącym bajeczny styl – styl zapadający na zawsze w pamięć, styl porywający tłumy, styl ponadczasowego dzieła sztuki – z zabójczą efektywnością, rozdawaniem kart na boisku.

Innymi słowy, Denilson miał zostać pierwowzorem barcelońskiej formy Ronaldinho.

***

Reklama

Lato 1997, Copa America. Brazylia jedzie składem godnym piłkarskiego Dream Teamu, z ikonicznym, choć ostatecznie niewykorzystanym na mundialu atakiem Ro-Ro (Romario-Ronaldo), z Djalminhą, Cafu, Edmundo, Leonardo, Taffarelem, Aldairem, Roberto Carlosem, Giovannim, Dungą, Ze Roberto, Cesarem Sampaio, Flavio Conceicao. A przecież mogłaby powołać Mario Jardela, mogłaby Giovane Elbera i z dziesięciu innych kozaków.

Najmłodszym kozakiem jest zaledwie dziewiętnastoletni Denilson.

Który na boisku robi co chce.

Brazylia wygrywa Copa America.

Reklama

***

Lato 1997, Tornoi di France, mocno obsadzony turniej unieśmiertelniony załamującym prawa fizyki rogalem Roberto Carlosa.  Szczeniak Denilson potrafi kiwką ośmieszyć Włochów, czyli najlepszy blok defensywny świata.

***

Grudzień 1997 roku. Szczeniak Denilson jedzie z Brazylią na Puchar Konfederacji. Canarinhos w Arabii Saudyjskiej strzelają dwanaście bramek, Denilson to naczelny asystent.

Zostaje MVP Turnieju, który gościł Romario, Ronaldo czy Nedveda.

***

1998, mundial. Denilson, choć jest najmłodszym piłkarzem reprezentacji Brazylii, ma już 26 meczów dla Canarinhos na koncie. Mundial ma przyzwoity, choć po spodziewano się więcej po tym, jak zachwycił podczas Pucharu Konfederacji.

Z Nike młody ma już kontrakt na wyłączność. Jest jedną z gwiazd ich przedmundialowej reklamy o kadrze Canarinhos robiącej dym na lotnisku.

To, jak wierzył w niego ten koncern, też pokazuje wymiar Denilsona. W osławionym reklamowym turnieju Cantony w klatkach – czasy ciut późniejsze – “gra” z Ronaldinho i Seolem.

denilson

***

Transfer Denilsona do Betisu okupuje niemal zawsze pierwsze miejsce na liście transferowych pomyłek wszech czasów.

Okej, ktoś wydał więcej na zawodnika, który nie dał wiele. Zdarza się. Ale pomyślcie: Betis nie był w 1998 roku jakąś potęgą. Zajęli ósme miejsce w La Liga. Nie mieli nagłego przypływu forsy, pozwalającego bić się z europejską czołówką, tylko szalonego prezydenta, Manuela Ruiza de Loperę, którego Sunday Oliseh nazwał “Dyktator-mafioso”, a który się uparł na Brazylijczyka. Facet tak zakochał się w Denilsonie, że chciał go bez względu na wszystko. Lopera postawił losy klubu na jedną kartę.

Denilson bił transferowy rekord świata. Zobaczmy, jakie jeszcze nazwiska biły go w latach dziewięćdziesiątych:

Roberto Baggio, przechodząc w 1990 do Juventusu.
Jean-Pierre Papin, przechodząc w 1992 do Milanu.
Gianluca Vialli, przechodząc w 1992 do Sampdorii.
Gianluigi Lentini, przechodząc w 1992 do Milanu.
Ronaldo, przechodząc w 1996 do Barcelony.
Alan Shearer, przechodząc w 1996 do Newcastle.
Ronaldo, przechodząc w 1997 do Interu.

I dalej mamy Denilsona, który w tym gronie może być porównany tylko do Lentiniego.

W pewnym szczególnym sensie trzeba Loperze uchylić czoła. Denilson był wtedy najbardziej utalentowanym zawodnikiem, który nie grał w Europie. Nie miał nawet konkurencji. Na liście talentów byłby na pewno za Ronaldo, ale Ronaldo to był wtedy fenomen, który choć raptem rok starszy o Denilsona, już sięgał po Złotą Piłkę. Dalej – on, o którym Ronaldo mówił, że mundial we Francji będzie należał do niego.

Brazylia, nawet biorąc pod uwagę wicemistrzostwo, była wtedy superpotęgą. Mogłaby wystawiać Brazylię B i ta wciąż byłaby faworytem do – powiedzmy – finałowej ósemki mistrzostw świata. Wspominaliśmy już jakie gwiazdy nie jechały na turniej – w praktycznie każdej innej reprezentacji Jardel, Romario czy Elber otwieraliby skład, z mistrzowską Francją na czele, a Brazylia nawet ich w 1998 nie powołała. Tymczasem Denilson był wówczas największym nowym talentem Brazylii, może nie ogranym na kontynencie, ale już ogranym w międzynarodowym kopaniu, bo to przecież cenione turnieje reprezentacyjne.

Denilsona chcieli wtedy najlepsi. Najbardziej zaangażowana była Barcelona, ale w ostatniej chwili nie dogadała się. Denilson, według jego słów, nie miał aż tak wielkiego wpływu na kierunek transferowy:

– Szedłem spać jako piłkarz Barcelony, zbudziłem się jako piłkarz Betisu.

Czy to możliwe? Biorąc pod uwagę jak młodym był zawodnikiem, biorąc pod uwagę kwotę transferową, a także fakt, że za jego sprzedaż Sao Paulo FC mogło gruntownie wyremontować stadion Morumbi, da się uwierzyć.

Choć z drugiej strony, Denilson podpisał dziesięcioletni kontrakt. Rzecz niespotykana. Ten kontrakt widać musiał zaimponować… Bogusławowi Cupiałowi, który w mniej więcej tym samym czasie wszedł do Wisły Kraków i z czołowymi piłkarzami chciał podpisywać minimum pięcioletnie umowy. O to miał się rozbić transfer Marka Citki, który z Białą Gwiazdą pojechał na obóz przygotowawczy.

Lopera chciał na Denilsonie budować potęgę. Wierzył, że to będzie, po prostu, kolejny Ronaldo, który będzie w stanie wygrywać mecze i zmienić cały status Betisu, przyłączając go do szerokiej czołówki. Lopera nigdy nie chciał być pośrednikiem, który zaaklimatyzuje Denilsona, a potem go sprzeda za większe pieniądze: nie po to podpisuje się umowę na dziesięć lat, która rzecz jasna później Betisowi tak ciążyła.

Na dzień dobry było standardowo: wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy. Denilson całował koszulkę Betisu jeszcze przed pierwszym kopnięciem. Na jego prezentacji pojawiły się tłumy. Wzbudzał zazdrość Sevilli.

A potem przyszły pierwsze mecze.

Betis nie wygrał żadnej z czterech otwierających kolejek, mało tego: przerżnął też z Velje w Pucharze UEFA.

Udało się odrobić stratę w rewanżu, udało się niebawem ograć Real na Bernabeu, ale nie były to zwiastuny świetlanej przyszłości. Denilson grał, po prostu, źle.

Trenował wtedy w Betisie Wojciech Kowalczyk, który w swojej książce wspominał tak.

Betis za 35 milionów dolarów kupił wtedy Denilsona. Przez kilka miesięcy miałem okazję z nim trenować, ale jakoś nie utkwił mi specjalnie w pamięci. Przyszedł w miejsce Roberta Jarniego, którego oddano do Realu Madryt. I jeśli miałbym wybierać, to o niebo bardziej wolałbym grać w jednej drużynie z Jarnim niż z Denilsonem. Niby techniczny, ale jeśli Brazylijczyk nie potrafi w sezonie strzelić dwóch bramek, to znaczy, iż takich są miliony. Miał jeden, bardzo szybki zwód, potrafił wkręcić w glebę, ale jakoś nigdy nic z tego nie wynikało. Bo pojedzie taki Denilson na mecz z Recreativo Huelva, stanie naprzeciwko drewnianego obrońcy i co? Tępe to, głupie, na zamachy nie reaguje, na zwody nie działa i koniec taki, że Denilson po tych swoich “rowerkach” wpadał na barana i tracił piłkę. Natomiast Jarni nie bawił się w zagrania pod siebie, tylko słał w pole karne mocne, celne dośrodkowania – z serii tych, do których dostawia się głowę lub nogę. Widziałem wielu lepszych piłkarzy niż Denilson. Taki Djalminha potrafił sam ograć Real Madryt czy Barcelonę. Denilson nigdy nie wygrał w pojedynkę żadnego spotkania. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że nikt nim się nigdy nie zachwycał i jakoś nie słychać, by z Betisu chciał go wykupić Real Madryt czy Barcelona. A przecież Real od dawna ma kłopoty z lewą pomocą – szuka, szuka i trafić nie może. A to Savio nie wypalił, a to Solari, a to McManaman. I choć cały czas penetrują rynek, to o Denilsonie nawet się nie zająknęli. To też o czymś świadczy.

Betis zajął jedenaste miejsce, czyli gorsze niż bez Denilsona. Denilsonowi daleko było do Finidiego, który został najlepszym strzelcem zespołu. Brazylijczyk nie potrafił się odnaleźć.

Ale OK, mogło być tak, że adaptował się do europejskiego futbolu, by w drugim sezonie odpalić. Takie historie się zdarzają. Był młodym chłopakiem. Nic jednak takiego się nie zdarzyło: drugi sezon to katastrofa, która w zasadzie na zawsze okryła cieniem jego karierę. Drugi sezon w Betisie pozbawił wszystkich złudzeń, że Denilson może być tym, kim mu wyrokowano, że będzie.

Sam bronił się tak:

– Betis chciał walczyć o mistrzostwo i klub zainwestował wiele, by to osiągnąć. Oczywiście, wiedziałem, że zapłacili mnóstwo za mnie, ale cała łatka “najdroższy piłkarz świata” wymknęła się spod kontroli. Ludzie nagle myśleli, że przyjdę i zostanę królem strzelców. Ta łatka nie pomagała. To był okropny moment. Gdy patrzę wstecz, czuję się zdradzony. Wtedy nauczyłem się na czym polega ten biznes i jak trzeba mieć ograniczone zaufanie.

Klub z najdroższym piłkarzem świata spadł z ligi.

Screen Shot 06-14-19 at 04.04 PM

Screen Shot 06-14-19 at 04.04 PM 001

Podstawowy skład Betisu w tamtym sezonie. Źródło: BD futbol.

Wypożyczyło go Flamengo, czyli Betis chyba chciał zejść choć trochę z kosztów. Ale Flamengo nie płaciło, więc go sprowadzili i faktycznie pomógł awansować. Nawet w Segunda Division jednak nie był jakiś niesamowity. Nawet tu po prostu pomagał, nigdy nie ocierając się o światowy poziom. A już alergia na gole została wręcz udokumentowana:

Łącznie dwanaście bramek w La Liga. Taki Jacek Ziober ma dziesięć, z tym, że strzelonych na przestrzeni jednego sezonu, a nie kilku lat.

W Brazylii wciąż jednak miał dostatecznie dużą markę, by pojechać w 2002 roki na mundial. Zapisał się najbardziej w meczu Brazylia – Turcja, kiedy wpadł z kiwką w pole karne. Został podwojony, potrojony, a potem wycofał się jak ścigany przez czterech.

Screen Shot 06-14-19 at 01.55 PM

Akcja kończy się faulem Turcji. Faulem z niczego, zaszczuty Denilson się przewrócił, arbiter chyba docenił walory artystyczne całej akcji.

W finale wejdzie na kilkadziesiąt sekund. Skończy tego dnia grę w Canarinhos – nie z wyboru, już wylot do Korei i Japonii wygrał w chipsach – mając na pewno dużo lepszy bilans niż w Betisie: 62 mecze, 9 bramek.

Bodaj największym upokorzeniem w Betisie nie będzie wcale spadek, a sezon 04/05, kiedy Betis wróci na właściwe tory, zrealizuje marzenie o Lidze Mistrzów. Denilson, wówczas w sile piłkarskiego wieku, zagra tylko 290 minut. Będzie z ławki podziwiał występy rodaków Ricardo Oliveiry i Edu, którym nikt nigdy nie wróżył wielkiej kariery.

Zostanie mu tylko oglądanie tego filmiku w nieskończoność.

Gdy Betis będzie grał w Champions League, Denilsona Betis wypchnie do Bordeaux. Brazylijczyk miał wtedy jeszcze cztery lata kontraktu w Sewilli, ale obie strony doszły do kompromisu. Choć we Francji pomoże zdobyć wicemistrzostwo, potem zaczną się jego wojaże:

Bordeaux nie jest mu w stanie płacić gwiazdorskiej gaży, więc jedzie do Arabii Saudyjskiej kosić hajs szejków w Al-Nassr.

To zamienia na FC Dallas, gdzie ma stać się ikoną MLS, ale przegrywa miejsce o skład.

Wraca do Palmeiras, gdzie nie gra, potem ląduje w prowincjonalnej Itiumbarze, gdzie kontrowersyjny burmistrz wydaje na gażę Denilsona miejskie pieniądze. Wreszcie przychodzi ostatnie tango:

Wizyta w Wietnamie. Półroczny kontrakt. Powie, że o wietnamskiej piłce nie wie nic. Zagra 45 minut, strzeli gola z rzutu wolnego i wyjedzie kasując siedemnaście tysięcy dolarów.

Koniec kariery.

Poradził sobie, nie bieduje, w Betisie zarobił dość, by mieć za co żyć do końca kariery. Z horyzontu nie zniknął – ma się dobrze, jest cenionym ekspertem, ostatnio także ambasadorem pokera, gdzie startował w prestiżowych turniejach.

Denilson bazował na luzie, który dawała gwiazdorska Brazylia, gdzie mógł robić co chciał. Póki bronił go młody wiek, przez który wybaczano mu więcej, podkreślając fantazję, szalał i cieszył się piłką. Po transferze to wszystko się skończyło: nagle młody miał zero wymówek, miał ciągnąć zespół, który jakiś wybitny przecież nie był. Łatwo jest powiedzieć, że nigdy nie był tak dobry jak mówiono. Natomiast warto sobie zadać pytanie, czy wtedy, przygwożdżony monstrualnymi oczekiwaniami, nie zostało w nim zabite coś, co gdzie indziej mogło pięknie rozkwitnąć i dać światu wyjątkowego gracza.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...