Reklama

Jednak za granicą, ale… województwa. Gwilia w Legii

red6

Autor:red6

12 czerwca 2019, 20:25 • 3 min czytania

Niełatwo było w ostatnich tygodniach być kibicem Legii Warszawa – nie dość, że klub w złym stylu stracił mistrzostwo Polski na rzecz Piasta Gliwice, to jeszcze widoki na przyszłość nie były zbyt bajkowe. Trudno uwierzyć w posiadanie planu na błyskawiczny powrót na szczyt, gdy z twojej drużyny piłkarze jedynie odchodzą, a ciągle słyszysz o wzmocnieniach w obozach rywali, odpowiadając jedynie kontraktowaniem podobno zdolnej młodzieży. Uśmiechy na twarzach wszystkich spragnionych nowego rozdania w stołecznym klubie pojawiły się dopiero dzisiaj. Najpierw za sprawą Igora Lewczuka, a później ze względu na transfer Waleriana Gwilii. 

Jednak za granicą, ale… województwa. Gwilia w Legii

W drugim przypadku mowa nawet o uśmiechach od ucha do ucha. Nawet jeśli nie mówimy o Gruzinie, który łączy umiejętności Temura Kecbaji i Szoty Arweładze, to próbka jego możliwości, którą widzieliśmy wiosną w barwach Górnika Zabrze, wyglądała naprawdę obiecująco. Przez chwilę rozważaliśmy nawet użycie słowa hit, ale to chyba mimo wszystko nie ten rozmiar transferu.

Reklama

Co nie zmienia faktu, że jest ciekawie. Gwilię w Górniku Zabrze wymyślił sobie zimą Artur Płatek i było to jego najlepsze posunięcie w roli dyrektora sportowego zabrzan. Reprezentant Gruzji miał swoje problemy w szwajcarskim FC Luzern (15 występów jesienią, 10 od pierwszej minuty), a polski klub swoje trudności w lidze. I obie strony sobie pięknie pomogły. Wypożyczony piłkarz grał niemal wszystko od deski od deski, świetnie wkomponował się w zespół Marcina Brosza, w 18 meczach strzelił bramkę, zaliczył 5 asyst (kilka ukradli mu koledzy z zespołu) i 3 kluczowe podania. Dzięki takiej postawie utrzymał miejsce w drużynie narodowej, nawet w ostatnich meczach przeciwko Gibraltarowi i Danii strzelił bramkę oraz zaliczył dwie asysty. A Górnik skorzystał w sposób oczywisty – zespół, który do rundy wiosennej przystępował z przedostatniej pozycji w tabeli, dość spokojnie utrzymał się w lidze, w czym duża była zasługa właśnie Gwilii.

Skoro było tak dobrze, zabrzanie rzecz jasna chcieli po wypożyczeniu przedłużyć tę sielankę. Znów na podobnej zasadzie. Gdy rozmawialiśmy z Gwilią w maju, mówił nam, że choć dobrze czuje się w Zabrzu, to jego szanse na pozostanie to klasyczne fifty-fifty, gdyż Szwajcarzy też myślą o jego powrocie, a nie wykluczone są również inne oferty. Nieco więcej konkretów pojawiło się w końcówce miesiąca, gdy Artur Płatek porozmawiał z Przeglądem Sportowym. – Walerian nie wzmocni naszych rywali, nie będzie grał w innej drużynie Ekstraklasy, zimą wyciągnęliśmy do niego pomocną dłoń, a to Gruzin, czyli osoba otwarta, przyjazna i lojalna. Jeśli nie wybierze gry za granicą, spędzi u nas kolejne miesiące. 

No i trzeba przyznać, że w kontekście przenosin do Legii słowa dyrektora Płatka i jego pełne przekonanie o lojalności piłkarza brzmią nie najlepiej. Tu nawet nie można się pośmiać, że chodziło o granicę województwa – tak precyzyjny był przedstawiciel Górnika. Dodatkowo biorąc pod uwagę sympatię, którą pałają do siebie kibice obu klubów, trzeba mówić o cierpkim pożegnaniu.

Wszystkich sympatyzujących z Legią muszą cieszyć więc dwie rzeczy. Pierwsza – wicemistrzowi Polski po prostu brakowało w ostatnim sezonie piłkarza, który grając za plecami napastnika, dawałby tylko jakości, a po odejściu Sebastiana Szymańskiego wyrwa wręcz biła po oczach. Druga – to, że udało się doprowadzić do tak niespodziewanego transferu, pokazuje, że Legia ciągle jednak potrafi być przekonująca i czasami przyciąga.

A dodatkowo Gwilia – wbrew temu co można by sobie pomyśleć, gdy się na niego spojrzy – ma dopiero 25 lat.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama