Nie musicie być uważnymi czytelnikami Weszło, by domyślić się, że sposób grania tej kadry… cóż, delikatnie mówiąc, nie chwyta nas za serca. Nie mamy w redakcji ołtarzyka z obrazem Jerzego Brzęczka, nie wspominamy z łezką w oku wystawienia w środku pola tria Góralski-Szymański-Linetty, nie prowadzimy sporów z pytaniem “Brzęczek, Herrera, Meisl czy Guardiola – kto bardziej zrewolucjonizował rolę trenera?”. Ale skoro już podejmujemy się krytyki, to niech ona jest konstruktywna i niech proponuje coś w zamian. Zatem – czego oczekujemy po reprezentacji w meczu z Izraelem?
Dwóch napastników
Nie sięgajmy daleko pamięcią, zerknijmy nawet na drugą połowę meczu z Macedonią Północną – wyglądało to zdecydowanie lepiej, gdy Lewandowski miał wsparcie Piątka. Gramy u siebie, gdzie strzelamy średnio prawie cztery gole na mecz, gdzie jesteśmy niepokonani od meczu ze Szkocją, gdzie Izrael przyjedzie się przede wszystkim bronić. Gra z dziesiątką w postaci Zielińskiego i tak nam nic nie daje, bo pomocnik Napoli tam się nie odnajduje. Dlatego trzeba postawić na dwójkę z przodu.
Krzysztof Piątek otworzy wynik meczu z Izraelem? Kurs na to zdarzenie w ETOTO – 5,50
I nie, nie kupujemy argumentów, że Piątek i Lewandowski są podobni. Jakiś czas temu pytaliśmy o opinię na ten temat Andrzeja Juskowiaka, który bardzo trafnie uargumentował tezę, że obaj mogą grać obok siebie. – Uważam, że dla dobrych zawodników w dobrej formie miejsce powinno się znaleźć. Sens gry na dwójkę napastników idzie uargumentować chociażby meczami reprezentacji, w których Robert Lewandowski schodził po piłkę z pozycji nominalnego napastnika, wtedy brakowało kogoś, kto wszedłby w jego miejsce. Wówczas linia obrony rywala automatycznie skracała pole gry i przez to mieliśmy problem w środku pola. Przy systemie z dwoma napastnikami ten drugi piłkarz mógłby zostać na swojej pozycji i absorbować uwagę rywali. Zresztą Piątek i Lewandowski potrafią grać w obu tych rolach.
Zieliński głębiej lub na lewej pomocy
Postawmy sprawę jasno – Zieliński nie jest klasyczną dziesiątką. To nie jest typ piłkarza, który kręci sobie kółeczka przed polem karnym, mija dwóch gości dryblingiem i rzuca prostopadłą wcinkę do wybiegającego na wolne pole napastnika. Jeśli ktoś nadal ma taki ogląd na Zielka, to zatrzymał się na oglądaniu jego meczu gdzieś w Empoli. U Ancelottiego gra zdecydowanie inaczej – jest ustawiony głębiej, często blisko linii bocznej, zapieprza w defensywie i raczej buduje akcje niż stawia na nich stempel w postaci podania, po których wypadają szczęki, a ze szczęk wszystkie zęby.
Zieliński będzie kreował, a Polska odda więcej celny strzałów? Kurs na to w ETOTO – 1,64
Może stać nas na to, by sadzać Zielińskiego na ławce. Ale jeśli już Brzęczek jest do niego przywiązany, to niech znajdzie na niego inny pomysł niż “tu biegaj sobie za Robertem, szukaj miejsca, bądź kreatywny”. I selekcjoner wcale nie musi wymyślać kwadratowych jaj – po prostu niech ustawi go na lewej stronie pomocy, a Grosickiego na prawej flance.
Szansa dla Linettego
Ile pamiętacie kozackich meczów Klicha w kadrze na przestrzeni ostatniego roku?
No właśnie.
Pomocnik Leeds ma pewne miejsce w składzie u Brzęczka, natomiast trudno powiedzieć, żeby spisywał się w niej na medal. Może to też problem a’la Zieliński – czyli w klubie gramy inaczej, w kadrze inaczej. Natomiast w środku pomocy nie ma takiej sytuacji, że jeśli ktoś gra w kilku meczach słabiej, to i tak trzeba go wystawiać, bo kandydatów do gry brakuje. Jest przecież Karol Linetty – chłopak, który rozegrał bodaj swój najlepszy sezon w Sampdorii, jego drużyna nie broni się przed spadkiem, a przez jakiś czas była w grze o puchary. On sam zmężniał, gra odpowiedzialnie, w Genui bardzo chwalą go za dojrzałość taktyczną.
Oczywiście nie jesteśmy ślepi i z pamięcią u nas też wszystko w porządku – pamiętamy, że Linetty w koszulce reprezentacyjnej spalał się jak cienki LM na wietrze. Natomiast u Brzęczka w kadrze zagrał tylko jeden cały mecz, raz zagrał połówkę, raz wszedł w drugiej połowie. (na czerwono mundial, gdzie jako jedyny gracz z pola nie powąchał murawy)
Ostatnich pięć spotkań kadry to okrąglutkie zero minut dla wychowanka Lecha. Czy Klich grał w nich tak, że powinien mieć karnet na grę w reprezentacji do końca tych eliminacji, na samo Euro i jeszcze kolejne elimki? Cóż, mamy poważne wątpliwości. Skoro podstawowy piłkarz na tej pozycji rozczarowuje, to dlaczego nie dać szansy jego zastępcy, który teoretycznie powinien mieć podobne, jeśli nie wyższe umiejętności.
Bereszyński na swojej nominalnej pozycji
Kędziora nie był najgorszy na boisku w meczu z Macedonią Północną i przypuszczamy, że niejedna reprezentacja w Europie dużo dałaby za podstawowego obrońcę Dynama Kijów, natomiast nie mamy wątpliwości – Bartosz Bereszyński jest piłkarzem lepszym od niego. Ma szerszy wachlarz umiejętności, gra w silniejszej lidze, jest lepszy technicznie, być może wkrótce zmieni klub na taki z wysokiej europejskiej półki. Ale na lewej obronie, gdzie ostatnio grał, dusi się jak emeryt w starym Ikarusie. I to nie jest do niego zarzut – przypuszczamy, że wielu naprawdę dobry prawych obrońców po przesunięciu ich na lewą stronę defensywy po prostu wyglądałoby zdecydowanie gorzej.
A skoro Rybus doszedł już do siebie, to nie ma problemu z tym, by przestać cudować z “odwróconym lewym obrońcą”, bo już prawie nikt na świecie tak nie gra. Bereś wraca do siebie, Rybus wskakuje na lewą stronę, Kędziora czeka na swoją szansę.
Jakikolwiek pomysł
Gdyby ta kadra grała w jakiś określony sposób, to moglibyśmy się kłócić – że to nie jest droga ku wielkości lub że tak trzeba grać, byśmy w 2063 roku z rozrzewnieniem wspominali Orły Brzęczka. Problem w tym, że ta drużyna obecnie nie gra w żadnym stylu. To bezwiedne próby wprowadzenia piłki do bramki rywala przy jednoczesnych chaotycznych próbach uniemożliwienia rywalowi tego samego.
Chcielibyśmy zobaczyć chociaż te romantyczno-szaleńcze kontry. Ale rozłożył nas na łopatki ten moment w meczu z Macedonią Północną, gdy Grosicki – naczelny reprezentant filozofii “dawaj piłę na skrzydełko, husaria, wrzuta, gol” – ruszył lewą flanką z kontratakiem, rozejrzał się z kim może pograć, a że nie było z kim, to zwolnił akcję i… wyszedł z piłką na aut. Obraz bezradności.
Nawałka wykreował duet Milik-Lewandowski, wymyślił dla tej kadry Mączyńskiego, wyklarował sobie – toporny, bo toporny – ale określony styl grania. U Brzęczka to wciąż wygląda jak żarcie w filmach o podboju kosmosu – wyszło z tubki i przybrało bliżej nieokreślony kształt.
fot. FotoPyk