Reklama

Źle i bardzo źle. Najgorsze zimowe transfery w Ekstraklasie

redakcja

Autor:redakcja

31 maja 2019, 19:44 • 7 min czytania 0 komentarzy

Kilka dni temu wybraliśmy 10 najlepszych zimowych transferów w Ekstraklasie. Kandydatów wytypowaliśmy bez problemu, ale już powiększenie listy do piętnastu nazwisk byłoby trudne. Niestety, co innego przy rankingu najgorszych ruchów kadrowych naszych klubów. Tutaj musieliśmy powiększyć zestawienie, żeby nikomu się nie upiekło, a i tak było jeszcze z dziesięciu kolejnych, których mogliśmy brać pod uwagę. 

Źle i bardzo źle. Najgorsze zimowe transfery w Ekstraklasie

Część z tych transferów już teraz należy spisać na straty, nie ma dla nich ratunku. W paru przypadkach być może mowa o słabszym początku, potrzebie okrzepnięcia i za jakiś czas jeden czy drugi zawodnik odpali. Mikkel Kirkeskov przykładowo rok teku za wiosnę w Gliwicach byłby raczej po stronie minusów niż plusów, a dziś zdaniem wielu to najlepszy lewy obrońca Ekstraklasy.

Oceniając jednak na tu i teraz, nie jest dobrze.

15. Aleksandar Bjelica – Od początku było wiadomo, że to szajbus, łatwo popadający w konflikty z trenerami i działaczami. Wystarczyło przejrzeć jego dokonania z Holandii i Belgii. Jednocześnie gość potrafi grać w piłkę i w Kielcach chyba łudzono się, że skupi się tylko na tym drugim aspekcie. Wyszło jak wyszło. Według “Przeglądu Sportowego” Bjelica po rozegraniu trzech bardzo przeciętnych meczów miał stwierdzić, że nic mu w Koronie nie pasuje, więc zwija manatki i kończy karierę. Potem wydał kuriozalne oświadczenie, że to wszystko nieprawda, bo wyjechał z powodów rodzinnych, zamierza wrócić, a w międzyczasie będzie robił wszystko, aby jak najlepiej reprezentować klubowe barwy. Ciekawe, w jaki sposób chciał to osiągnąć, skoro nie wychodził na boisko? Czekamy na ciąg dalszy tej historii, bo chyba jakiś będzie.

***

Reklama

14. Ishmael Baidoo – To typ transferu, których zimą nie brakowało, bo z tej samej kategorii są Bojan Cecarić, Santeri Hostikka czy Jin Izumisawa. Baidoo jednak sporo kosztował, więc “wyróżniamy” właśnie jego. Górnik zapłacił za niego bułgarskiemu Septemwri Sofia 150 tys. euro, co jak na obecne możliwości zabrzańskiego klubu stanowi kwotę niebagatelną. Młody skrzydłowy to jedyny zawodnik z zimowego zaciągu, którego Artur Płatek nie widział na żywo. Opierał się na opinii zaufanych osób. Na razie wiemy o nim tyle, że jest szybki i bardzo szybki. Ghańczyk rozczarowuje, ale chyba było to wkalkulowane, bo dostał aż 3,5-letni kontrakt. Jeszcze ma czas, żeby wystrzelić. Oceniając jednak na teraz: niewypał.

***

13. Jake McGing – Niby przychodził z australijskiej ekstraklasy, ale z klubu, który ciągle dostawał baty i co roku był albo ostatni, albo prawie ostatni. Po kilku miesiącach nie widzimy niczego, w czym McGing mógłby być lepszy od przeciętnego polskiego prawego obrońcy. Może jedynie w tym, że mniej zarabia. Gość jest bardzo średni w defensywie, a w grze do przodu wręcz bezużyteczny.

DWADZIEŚCIA ZŁOTYCH FREEBETU ZA SAMĄ REJESTRACJĘ – NAJNOWSZA OFERTA ETOTO DLA NOWYCH GRACZY

12. Lubambo Musonda – Zrobił niezłe pierwsze wrażenie, lecz im dalej w las, tym gorzej. Wychodzi na to, że Zambijczyk nie przez przypadek tak długo grał w Armenii i nikt go stamtąd nie wyjął. Pozyskany przez Śląsk Wrocław zawodnik jest szybki i dynamiczny, lubi dośrodkowywać, lecz ma duże problemy techniczne. Piłka często mu odskakuje, nie za bardzo też umie dryblować, do tego jego decyzyjność pozostawia wiele do życzenia. Nic więc dziwnego, że w dwunastu występach zaliczył ledwie jedną asystę.

***

Reklama

11. Justinas Marazas – Młodzieżowiec roku na Litwie. Brzmi dumnie, ale w kontekście Ekstraklasy nic nie znaczy. Kibu Vicuna pociągnął go za sobą do Wisły Płock z Trakai i początki tego młokosa na polskiej ziemi są bardzo trudne. Wyróżniał się głównie tym, że marnował świetne sytuacje. U Leszka Ojrzyńskiego poszedł w odstawkę i delikatnie mówiąc, drużynie to nie zaszkodziło. Co nie znaczy, że Marazas nie ma talentu. Aktualnie jednak polska liga to nie jego poziom.

***

10. Michael Olczyk – Zachodzimy w głowę, jakim cudem ten typ wylądował w Gdyni? Gołym okiem widać, że on po prostu nie ma odpowiednich papierów na granie. Tu nie chodzi o żadną aklimatyzację, zgranie z kolegami i tym podobne. Jest po prostu słaby. Olczyk miał problemy z regularnymi występami nawet w Olimpii Grudziądz, z którą rozstał się w maju tamtego roku. Z Arką zaczął trenować w listopadzie, w styczniu dostał kontrakt na półtora roku. Bez sensu, nawet jeśli gra za niewielkie pieniądze. Jacek Zieliński natychmiast się na nim poznał, u niego nie dostał choćby minuty.

***

9. Elton Monteiro – Miedź wypożyczyła go zimą z Lausanne-Sports. Miał tam lepszy okres, łączono go nawet z Valencią i klubami Ligue 1. Liczy się jednak stan obecny. Jesienią Monteiro mało grał w drugiej lidze szwajcarskiej. W Legnicy długo czekał na debiut, a jak się już doczekał, od razu dał do wiwatu. W Ekstraklasie uzbierał cztery mecze, z czego dwa przeciwko Arce i zawsze wręczał jej w prezencie rzuty karne. Ten drugi był jedną z najbardziej absurdalnych interwencji minionego sezonu, czysta głupota.

***

8. Maksymilian Banaszewski – Z czego go zapamiętamy? No… tu zaczynają się schody. Szybkościowe atrybuty na pozycję skrzydłowego ma odpowiednie, gorzej z całą resztą. Jeden wielki chaos. To kolejny były podopieczny Zbigniewa Smółki z Mielca, który został przez niego sprowadzony do Gdyni. W przypadku Banaszewskiego trudno było spodziewać się cudów, bo nigdy nie wykręcał imponujących liczb, nawet w drugoligowym Zniczu Pruszków. Na ten moment jednak nie jest nawet przeciętnie.

***

7. Timur Żamaletdinow – Nie wyglądał na ogórka. Miał na koncie 41 występów w pierwszym zespole CSKA Moskwa, zdarzyło mu się strzelić gola w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Z wypożyczenia do Poznania żadna ze stron nie może być jednak zadowolona. Piłkarz grał mało i się nie odbudował, a jak już wchodził, niczego wielkiego nie prezentował. Czasami wręcz odnosiło się wrażenie, że to napastnik niezbyt rozgarnięty w swoich poczynaniach. Jedyną bramkę, w Białymstoku, Żamaletdinow zdobył na dużym fuksie po rykoszecie.

***

6. Joonas Tamm – Jak na estońskie warunki był do bólu średnim napastnikiem, ale jakiś czas temu przekwalifikowano go na stopera i w tej roli przebił się do reprezentacji swojego kraju. Korona pozyskiwała go ze sporymi nadziejami i srogo się zawiodła. Tamm nie rozegrał ani jednego dobrego meczu. Był bardzo niepewny, strzelił absurdalnego samobója w Gliwicach, popełniał mnóstwo błędów.

***

5. Martin Kostal – Jesienią w barwach Wisły Kraków zaliczył kilka spektakularnych występów. Jagiellonia zainwestowała w jego transfer ponad pół miliona euro, do tego musiała się pomęczyć w negocjacjach. Siłą rzeczy wiele sobie po Słowaku obiecywano, tymczasem z trójki wiślackiego zaciągu wypadł zdecydowanie najsłabiej. Z konkretów miał tylko asystę w debiucie, gdzie i tak główną robotę zrobili inni. Ani razu nie nawiązał do najlepszych momentów z pierwszej rundy.

***

4. Lukas Gressak – Na papierze nie odstraszał. W tamtym sezonie mistrz Słowacji ze Spartakiem Trnawa. Latem on i koledzy wyrzucili Legię z eliminacji Ligi Mistrzów, a w fazie grupowej Ligi Europy pokonali Anderlecht i Fenerbahce. Gressak często był w tym okresie kapitanem. I co? I jajco, w Sosnowcu pokazał się jako niezwykle toporny zawodnik, który głównie głupio fauluje i traci piłki. Szybko wraca do siebie i mamy nadzieję, że więcej go na naszych boiskach nie zobaczymy.

***

3. Stefan Scepović – Musi trochę umieć, skoro potrafił załadować 23 sztuki w jednym sezonie Segunda Division i strzelał co nieco w Primera Division czy w Celtiku. Z drugiej strony, z jakiegoś powodu co chwila zmieniał kluby. Jagiellonia była już jego czternastym miejscem pracy w zawodowej karierze. Skończyło się na tym, że Scepović zepsuł wszystko co się dało – na czele z rzutem karnym na Cracovii – i rozsypał się na długie miesiące. Na większość rundy “Jaga” została w ataku z Patrykiem Klimalą, który powiedzmy, że jeszcze uczy się ligi.

***

2. Martin Toth – W zasadzie moglibyśmy przekleić prawie wszystko co napisaliśmy przy Gressaku, bo razem przychodzili z tego samego klubu. Toth jednak okazał się jeszcze gorszy. Przejął pałeczkę od Piotra Polczaka w roli największego sabotażysty sosnowieckiej defensywy. To był ten sam poziom co Luka Gusić, Dmitrij Wierchowcow czy Boliguibia Ouattara, czyli dno. Jeden z najgorszych stoperów w ostatniej dekadzie, jakich mieliśmy nieprzyjemność oceniać.

***

1. Salvador Agra – Gdyby zamiast niego wstawić na skrzydło Legii dowolnego trzecioligowca (przepraszamy wszystkich trzecioligowców), na pewno nie byłoby gorzej. Agra wyglądał, jakby prawo gry w stołecznym klubie wygrał w losowaniu na loterii. Nie ogarniał niczego i po czterech występach dano sobie z nim spokój. To wszystko jednak kosztowało konkretne pieniądze. Facet za czapkę gruszek tu nie przyszedł. Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak kiepski, bo jednak miał jeden kozacki sezon w portugalskiej ekstraklasie oraz epizody w La Liga i Serie A. Dziś największy problem to fakt, że jego kontrakt obowiązuje jeszcze przez dwa lata…

Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...