Bartłomiej Drągowski nie jedzie na młodzieżowe Euro. Oficjalnie z powodu kontuzji. Serie A finiszowała w miniony weekend, u Drążka jeszcze wówczas wszystko ze zdrowiem grało – co się stało od tamtej pory? Przewrócił się pod prysznicem? Popił śliwki wodą? Nieoficjalnie zachorował na rzadką, ale zdiagnozowaną już chorobę o nazwie “nie chce mi się”.
Drągowskiemu nie można odmówić bardzo udanej rundy w Empoli. Choć zespół spadł z ligi, sprawa ważyła się do ostatnich minut, w dużej mierze dzięki postawie Polaka. W finałowej kolejce Empoli grało z Interem bijącym się o Champions League i to Drągowski zapewnił emocje, po drodze broniąc między innymi karnego Icardiego.
To nie przypadek, Drągowski w ostatnich miesiącach grał w Italii wszystko. Roboty miał co nie miara, a jakże wymowne: z bramkarzy, którzy zagrali ponad dziesięć meczów, to były gracz Jagi ma najwięcej udanych interwencji na mecz (średnio 5.0). Trzy najlepsze pod tym względem spotkania w Serie A należą do Polaka:
Atalanta – siedemnaście parad
Inter – dwanaście
Fiorentina – dziesięć
Chłop naprawdę wreszcie złapał w Italii grunt pod nogami. Empoli zleciało, ale nie ma szans, by na peryferiach znalazł się Drągowski – udowodnił właśnie, że potrafi być kozakiem także wśród włoskich gwiazd.
Ale jego pozycja w reprezentacji Czesława Michniewicza jest diametralnie inna. Tutaj pierwszy skład miał dobre kilkanaście miesięcy temu. Z piekielnie ważnego meczu z Portugalią też się sprytnie “wymiksował”.
W tym samym czasie, po fiasku z Loską, mocną pozycję wywalczył sobie Grabara. Do jego gry trudno mieć jakiekolwiek zarzuty. Niejednokrotnie był jednym z najlepszych piłkarzy swojej drużyny, to on stał w klatce w kluczowych starciach z Portugalią, bodaj najlepszym co zdarzyło się polskiej piłce w upiornym 2018 roku.
Jeśli chodzi o grę w klubie, to oczywiście Drążek ostatnio występował w lepszych rozgrywkach i lepszym klubie. Ale Grabara też zostawił juniorskie granie, przeniósł się do duńskiego Aarhus i od razu wskoczył tu do czołówki golkiperów, będąc regularnie docenianym przez tamtejszych ekspertów. Jasne, Superligaen to nie to samo co mierzenie się z Icardim czy Mandżukiciem, ale Grabara też ma za sobą udane miesiące. Różnica jest, ale nie taka, by przeważyła choćby dwumecz z Portugalią – to na nim w większości powinna opierać się reprezentacja na Euro jeśli ta ma o coś powalczyć, bo w nim pokazała najwięcej jakości. Oczywiście tu czy tam zmiana musi być rozważona, ale nie na tak kluczowej pozycji, gdzie Grabara także był jednym z bohaterów finiszu eliminacji. Jest zgrany z absolutnie kluczową dla naszych formacją, bo nie ukrywajmy – narzucać swojego stylu to my nie będziemy.
W ogóle się więc nie dziwimy, że Drągowski, nawet po udanym półroczu, wylądowałby na ławie. Czy obejrzenie z ławki turnieju U21 wiele by mu dało? Raczej nie. Ale jeśli coś złego stałoby się bramkarzowi, bylibyśmy pewni, że wchodzi równie dobry fachowiec. Ale takie podejście wymaga cierpliwości, której, wydaje się, Drągowski nie ma.
Pamiętacie jak rok temu w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego powiedział, że być może… skończy karierę?
We Florencji prezesi też się będą zastanawiać, co ze mną zrobić, bo jeśli ja będę kolejny rok siedzieć na ławce, nie wiem, czy nie skończę grać w piłkę. Mam swoją cierpliwość, ale bez przesady.
Potem to musiał odkręcać, ale słowa poszły w eter.
O tym, że naprawdę miałby skończyć karierę oczywiście nie wierzył nikt, ale można uwierzyć, że umie się bez gry strasznie podpalić. Na pewno dobrze, że ławka rezerwowych gryzie go w tyłek, ale tak jak w przypadku powyższej wypowiedzi, tak i teraz przy rzekomej kontuzji wydaje się, że potrafi przesadzić.
Kadra to kadra. Może ma ambicje na pierwszą reprezentację, może wkurza go, że miałby oglądać turniej juniorski z ławki po – bez cienia przesady – sukcesie w seniorach. Ale reprezentacja Polski to zaszczyt, zawsze i wszędzie, trzeba pakować się i jechać, realizując marzenie setek tysięcy młodych chłopaków. Taki gest ze strony dwudziestojednoletniego zawodnika może się za nim ciągnąć dłużej niż sam podejrzewa. Jeśli Grabara złapie kontuzję, a drugi bramkarz zawali – to uderzy również w Drągowskiego.
Niemniej skoro tak postawił sprawę, to pewne jest jedno: jeden zawodnik, który był potencjalnie postacią toksyczną, marudzącą, mówiącą “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” przez zęby albo i wcale, z głowy. Zespół czasem potrafi rozwalić jeden człowiek i jak ktoś odmawia przyjazdu, to może takim człowiekiem być. Zresztą: dwa lata temu kadrze Dorny odmówił przecież Grabara, więc ewidentnie pozycja rezerwowego bramkarza to pewien rodzaj gorącego kartofla.
Fot. FotoPyK