Tego jeszcze nie grali, a przynajmniej my takiej sytuacji sobie na szybko nie przypominamy. Żarko Udovicić grał w tym sezonie w zdecydowanie najgorszej drużynie w lidze, a i tak nie potrafimy znaleźć skrzydłowego, który był zdecydowanie lepszy od niego. Ba, nie tylko „zdecydowanie lepszy”, ale też po prostu „lepszy”. Serb dokonał dużej sztuki i jesteśmy bardzo ciekawi, czy będzie potrafił przenieść ten poziom na Wybrzeże. W teorii powinien mieć łatwiej, bo w Lechii otoczony będzie lepszymi graczami, ale – jak wielokrotnie się przekonywaliśmy – w tej lidze teoria dość często nie idzie pod rękę z praktyką.
To jednak melodia nieodległej przyszłości, a w tym miejscu skupiamy się na tym, co już było. Chyba już kiedyś wspominaliśmy o tym, że Żarko Udovicić to wyrzut sumienia polskich klubów, bo kilka lat temu, gdy jako solidny piłkarz wyjeżdżał z Serbii po tym, jak kibic groził mu bronią, nie zainteresował się nim nikt poza Zagłębiem Sosnowiec, który było wtedy ledwie beniaminkiem pierwszej ligi. Przez kolejne trzy sezony zawodnik wyróżniał się na tle zaplecza Ekstraklasy, był stałym bywalcem różnych jedenastek i rankingów, ale nikt nie zdecydował się na to, żeby go stamtąd wyciągnąć. Raz blisko był Lech Poznań, ale klub z Wielkopolski odstraszył limit dla graczy spoza UE. Jeśli powątpiewano w to, że Udovicić przeniesie swoją dobrą postawę do ligi wyżej, to ten sezon dostarczył argumentów, po których należy wyśmiać te obawy.
Oczywiście skłamalibyśmy, gdybyśmy stwierdzili, że zawodnik Zagłębia Sosnowiec kupił nas z miejsca. Nie, nie i w zasadzie jeszcze raz nie. Początek sezonu miał niemrawy jak cały beniaminek (no, poza meczem z Pogonią, w którym strzelił gola i zaliczył asystę), a gdy wrócił na lewą obronę, zdarzyło mu się nawet zagościć w naszej jedenastce badziewiaków. Jednak z czasem okrzepł i coraz wyraźniej było widać, że o ile jego drużyna do ligi pasuje jak gumofilce do smokingu, o tyle sam Udovicić spokojnie spełnia wszystkie wymogi tej klasy rozgrywkowej. A jeśli jesień tak generalnie miał dobrą, to wiosnę wręcz kapitalną.
Bronią go przede wszystkim liczby – Żarko strzelił 10 goli i zaliczył 9 asyst (według naszych rygorystycznych standardów, bo niektóre źródła zaliczyły mu aż 11 takich podań). Daje mu to – do spółki z Mladenoviciem i Jimenezem – tytuł najlepszego asystenta w lidze, a w klasyfikacji kanadyjskiej bardzo wysokie, czwarte miejsce (więcej punktów zdobyli tylko napastnicy: Igor Angulo, Carlitos i Marcin Robak, a tyle samo Jesus Imaz). No i rzecz jasna zwycięstwo w naszym rankingu najlepszych skrzydłowych.
Może i nie jest to wybór oczywisty, ale gdy patrzymy na piłkarzy, którzy wylądowali za plecami Serba, pomimo bardzo dobrej postawy w każdym przypadku szybko wynajdujemy jakiś feler. No to może po kolei… Bartłomiej Pawłowski na pewno osiągnął świetną formę i zapracował na przeprowadzkę do większego klubu niż Zagłębie, ale trudno było postawić go wyżej niż Udovicicia ze względu na liczby („tylko” 8 goli i 5 asyst). Z kolei Martin Konczkowski jesienią był bardziej prawym obrońcą i to bardziej solidnym niż topowym. Jeśli chodzi o samą wiosnę, to chyba zapracował na tytuł najlepiej dośrodkowującego gościa w lidze i jedynie nieskuteczność kolegów sprawia, że asyst na koncie ma „jedynie” 8, ale z drugiej strony można się przyczepić do skuteczności piłkarza, który sam na listę strzelców – mimo 19 prób – się też nie wpisał. Haraslin? Świetna jesień, był wtedy najlepszy w całej lidze bez podziału na pozycje, ale też – co wielu pomija przy podsumowaniach – bardzo przeciętna wiosna, oczywiście również z powodu kontuzji. Poza tym liczby Słowaka za bardzo nie bronią (4 gole i 5 asyst). Novikovas to podobny przypadek – również jest spora dysproporcja pomiędzy pierwszą a drugą rundą w jego wykonaniu.
Dalej dwie pozytywne niespodzianki i naprawdę udane letnie transfery. „Niespodzianki” nie dlatego, że panowie mieli tak słabe CV, a z powodu ich początków, które zwiastowały niewiele dobrego. Damjan Bohar z Zagłębia Lubin jedynie dobrze zadebiutował, a później zaliczył serię tak przeciętnych występów, że nazbieranie 16 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (10 goli i 6 asysty) wydawało się jedynie pobożnym życzeniem ludzi, którzy go ściągali. A jednak się udało. Tak samo z czasem odpalił Jimenez, choć przez mniej więcej połowę jesieni nazywanie go zastępcą Rafała Kurzawy były obraźliwe w stosunku do wytransferowanego do Francji Polaka.
Pięterko niżej wylądował kolejny gracz, który miał problem z utrzymaniem formy z rundy jesiennej i to jeszcze większy niż Novikovas i Haraslin. Dalej Radosław Majewski, który odżył w Pogoni Szczecin po tym, jak Kosta Runjaić wymyślił dla niego nowe zadania na boisku i trochę odsunął od centrum boiska. Gdybyśmy patrzyli na samą widowiskowość, „Maja” mógłby być nawet trochę wyżej. Głowiliśmy się trochę nad tym, kim zamknąć ranking, mocnymi kandydatami byli choćby Luka Zarandia czy Jorge Felix, ale uznaliśmy, że nie wypada zignorować liczb, które w przeciętnym Śląska wykręcił Robert Pich. 6 goli, 8 asyst i 5 kluczowych podań – nawet jeśli nie wynikało to z bardzo dobrej gry Słowaka na przestrzeni całego sezonu, to duży szacun za efektywność.
***
Zapraszamy na ostatni w tym sezonie odcinek Weszłopolskich. Z pomocą Kuby Olkiewicza, Wojciecha Cygana i Łukasza Sekulskiego ekipa w składzie Białek, Mietek, Paczul i Roki przedstawiła beniaminaków kolejnego sezonu, ekipy ŁKS-u Łódź i Rakowa Częstochowa.