Żadna to była frajda z oglądania meczu, w którym remis daje awans obu drużynom jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Tym bardziej żadna to frajda, gdy jednym z zespołów jest reprezentacja Polski U-20, która zagrozić póki co potrafiła tylko Tahiti. Grupa Rafała Kmity miała kiedyś taki skecz – “Relacja z miejsca, gdzie nic się nie dzieje”. I mniej więcej tak wygląda opisywanie tego spotkania.
Dzisiaj najgroźniejszą akcją zespołu Jacka Magiery była ta wrzutka z lewej flanki, która zakończyła się przypadkowym zagraniem ręką przez jednego z Senegalczyków. Poza tym nic. Nie wynotowaliśmy sobie żadnej akcji, po której bramkarz ekipy z Afryki miałby chociażby spocone pachy.
Schemat rozgrywania akcji przez Polaków był toporny do bólu. Wszyscy grali do Sobocińskiego, a wychowanek ŁKS-u ładował przerzut na prawą flankę. Swoisty hołd dla Andrzeja Strejlaua, taktyka spod znaku “podania diagonalnego”. Kreatywność pod bramką rywala ograniczała się do wrzutek. Niskich, wysokich, głębokich, na pierwszy słupek, z lewej strony, z prawej – nieważne jakich. Ważne jak to się wszystko kończyło. A kończyło się najczęściej na głowie tego wyrośniętego stopera Senegalu.
Po takim partidazo możemy wyróżnić jedynie Sobocińskiego (bo się nakopał), Walukiewicza (kilkukrotnie fajnie zapędził się pod pole karne, przeszedł przez linię środkową z dryblingiem) oraz Majeckiego (obronił setkę Senegalczyków, jedyną tak naprawdę w tym meczu). Kompletnie bezproduktywny był za to Zylla (także przy hymnie), wśród silnych stoperów nie odnalazł się Benedyczak, Stanilewicz miał problemy w defensywie, nic nie wnieśli Skóraś czy Bednarczyk. Oglądaliśmy to spotkanie z przekonaniem, że jeśli Senegal musiałby w Łodzi wygrać, to by wygrał. A jeśli Polacy musieliby wygrać, to po prostu dośrodkowywaliby jeszcze częściej z nadzieją na to, że wreszcie piłka odbije się od głowy Benedyczaka lub Steczyka.
Wybaczcie, że relacja z tego meczu nie jest długa, nie jest rozgrywana emocjami, nie jest przesycona wspomnieniami zjawiskowych zagrań. Ale to nie nasza wina. Gdybyśmy mieli opisać wam obieranie ziemniaków, ścieranie sera, odkurzanie chaty w sobotę czy zmywanie naczyń, to wyglądałoby to podobnie. Oglądanie tego starcia było przeżyciem zbliżonym do wypełniania PIT-u.
W ostatecznym rozrachunku – awans jest. A że nie napisaliśmy o tej kadrze za wiele ciepłego? Cóż, czekamy na dobry mecz z poważnym rywalem. Świetnie, że biało-czerwoni wreszcie wyszli z grupy w turnieju rozgrywanym na polskiej ziemi, natomiast trudno było nie wyjść z grupy, w którym trzecie miejsce miało się niemal z urzędu i w turnieju, w którym większość drużyn z trzeciego miejsca i tak gra dalej.
Senegal – Polska 0:0
fot. 400mm.pl