Reklama

Bezradna Wisła, Vive z kolejnym tytułem mistrza Polski

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

25 maja 2019, 20:09 • 3 min czytania 0 komentarzy

Po raz ósmy z rzędu Vive zostało mistrzem Polski piłkarzy ręcznych! Żaden zespół w historii ligi nie miał tak znakomitej passy. Żaden nie wywalczył też szesnastu tytułów – podopieczni Talanta Dujszebajewa wyprzedzili dziś w klasyfikacji wszech czasów Śląsk Wrocław.

Bezradna Wisła, Vive z kolejnym tytułem mistrza Polski

W finałowym spotkaniu w Hali Legionów gospodarze pokonali Wisłę Płock 32:25. Kto spodziewał się zaciętego starcia po pierwszym, zremisowanym po 26 meczu, ten musiał obejść się smakiem. Nafciarze zawiedli dziś niemalże w każdym elemencie gry. Bramkarz Adam Morawski nie odbijał pozornie niemożliwych do obrony piłek, co zdarzało mu się w tym sezonie kilkanaście razy w meczach z Vive. Defensywa nie stanowiła takiego monolitu, jak w środę w Orlen Arenie. Atak pozycyjny długimi momentami nie istniał. Poza leworęcznym Zigą Mlakarem, który zdobył sześć bramek, żaden rozgrywający Nafciarzy nie był w stanie przez dłuższy czas zagrozić rywalom. Żaden nie był też w stanie współpracować z kołem, które pod nieobecność Renato Sulicia wyglądało dramatycznie słabo. Do długiej listy grzechów płocczan należy jeszcze dodać anemiczne zmienianie się do obrony po strzeleniu gola – kilka razy obserwowaliśmy sytuację, w której goście tak wolno schodzili na ławkę, że zanim pojawili się na parkiecie zmiennicy, to Vive już zaliczało kolejne trafienie.

Prawie połowę bramek dla gospodarzy zdobył duet Alex Dujszebajew (8) – Luka Cindrić (7). Spokojnie można napisać, że ta dwójka wygrała Vive złote medale. Obaj ci panowie znają się doskonale – przecież grali razem w Vardarze Skopie, z którym niespodziewanie wygrali Ligę Mistrzów. W Polsce długimi momentami współpracują jeszcze na wyższym poziomie niż w macedońskim klubie, skutkiem czego są dla rywali niemożliwi do zatrzymania. Dziś momentami żal było patrzeć, jak Hiszpan i Chorwat mijali płockich defensorów. Oglądanie ich popisów przypominało nam trochę… narciarstwo alpejskie i Alberto Tombę z najlepszych lat, kiedy z dużą swobodą i gracją mijał kolejne tyczki.

Jeśli chodzi o Wisłę, warto dodać, że mecz między słupkami jej bramki kończył Marcin Wichary. Wielokrotny reprezentant Polski gra w płockim klubie od… 2004 roku i właśnie sobotnie spotkanie było dla niego ostatnim w niebiesko-białych barwach. „Wichura” załapał się jeszcze na czasy, gdy Nafciarze i kielczanie toczyli wyrównane boje, ale zakończone zwycięstwami płocczan – w barwach klubu z Mazowsza zdobył cztery tytuły. Ostatni w pamiętnym 2011 roku, później rozpoczęła się niesamowita dominacja Vive, która spokojnie może trwać przez kolejne lata.

Krajowe podwórko stało się dla kielczan oczywiście za małe, Bertus Servaas i jego ludzie marzą więc o tym, by znów podbić to europejskie. Jak na razie udało się to zrobić raz, w 2016 roku, kiedy Vive okazało się lepsze w epickim finale Ligi Mistrzów od Veszprem. Teraz to właśnie z Węgrami przyjdzie grać naszemu zespołowi za tydzień w turnieju Final Four w Kolonii. Jeśli znów uda się ich pokonać, w meczu o wszystko 2 czerwca zespół z Kielc spotka się ze zwycięzcą starcia FC Barcelona – Vardar.

Reklama

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...