Maestro. Esteta. Superman. Supersnajper. Istota pozaziemska.
Dokładnie czternaście lat temu strzelił pierwszego gola dla Barcelony.
Dziś zdobył sześćsetnego.
Można dyskutować bez końca o tym, czy Messi, Ronaldo, Maradona, Pele, a może jeszcze ktoś inny. Ale nie można dyskutować z tym, że Messi jest WIELKI.
I z tym, że mimo swojej wielkości, wciąż ma co udowadniać.
Głupotą byłoby napisać, że Messi zawodzi w najważniejszych meczach. Jeśli już chcemy zasugerować coś podobnego, należy sięgnąć po paletę eufemizmów. Bezpieczniejszym stwierdzeniem byłoby to, że statystyki Argentyńczyka w fazie pucharowej Ligi Mistrzów nie do końca oddają jego klasę, umiejętności, fenomen. Dość powiedzieć, że na poziomie półfinałów Ligi Mistrzów zdobył aż do dziś „tylko” cztery bramki, zanotował „ledwie” trzy asysty. Prób było znacznie więcej, przypominaliśmy te fakty przed meczem (TUTAJ):
Otóż Messi w półfinałach Ligi Mistrzów strzelił tylko cztery gole i co więcej, trafiał w zaledwie dwóch meczach – raz z Realem po dwie sztuki i raz dwupak z Bayernem. A poza tym:
– zero bramek w dwumeczu z Manchesterem United (sezon 07/08),
– zero bramek w dwumeczu z Chelsea (sezon 08/09),
– nic w obu spotkaniach z Interem (09/10),
– pusty przebieg w drugim meczu z Realem (10/11),
– zero goli w starciach z Chelsea, a jeszcze zmarnowany kluczowy karny (11/12),
– bez bramki w pierwszym starciu z Bayernem – drugi mecz z kontuzją na ławce (12/13),
– bez gola w Monachium (14/15).
A i w porównaniu wszystkich goli strzelanych w fazie pucharowej LM, Messi wypada całkiem blado przy swoim największym konkurencie z Portugalii – nazbierał ich 20 (doliczamy dzisiejsze dwa), przy 42 trafieniach Ronaldo. To wciąż znakomite osiągnięcia i będące poniekąd ich efektem cztery trofea Champions League w gablocie, owszem. Ale jeśli założymy, że Messi miał dziś potrzebę by pozamykać usta wszystkim, którzy w niego wątpią, to zrobił to iście doskonale.
Najpierw wtedy, gdy wpakował do pustaka piłkę po strzale w poprzeczkę Suareza. Nie była to bramka, którą będzie się wspominać po latach, ale jednak – to Messi wchodząc w tłok wypracował tę sytuację, to on zachował trzeźwość umysłu w kluczowym momencie, podczas gdy taki kozak jak van Dijk został w blokach.
No i w 82. minucie. Ten wolny Messiego to…
a) czysta maestria,
b) absolutna perfekcja,
c) strzał z kosmosu.
Każdy może wskazać pasujące mu określenie, a najlepiej wybrać wszystkie trzy na raz. Żonglować zachwytami można do woli. Ta piłka nabrała mistrzowskiej rotacji – przeleciała obok muru w niestandardowy sposób, nikt z piłkarzy Liverpoolu nie był w stanie zrobić czegokolwiek, nikt nie zakładał nawet, że Messi o coś takiego w ogóle może się pokusić. To materiał, który będzie analizowany już nawet nie w gabinetach trenerów, a pracowniach fizyków.
Sześćsetny gol strzelony w takim stylu. Sześćsetny gol, który sprawia, że Messi ma na swoim koncie w klubowej piłce dokładnie tyle trafień, co Ronaldo.
Sześćset bramek, a dopiero pierwsza i druga strzelona Liverpoolowi, który dołączył do okazałej kolekcji wielkich angielskich klubów ustrzelonych przez Argentyńczyka. Na rozkładzie Messi ma już wszystkie największe potęgi z Premier League. Manchester United – cztery bramki. Chelsea – trzy (i trzy asysty). City – sześć (i trzy asysty). Arsenal – dziewięć (i dwie asysty). Tottenham – dwie.
Leo, będzie smutno, gdy już zakończysz karierę. Regularnie odbierasz nam wszystkie powody, by w ciebie wątpić.
Fot. Newspix.pl