Reklama

W piątek w Katarze rozpocznie się polowanie na diamenty

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

02 maja 2019, 22:18 • 4 min czytania 0 komentarzy

Już jutro na arenie, która w tym roku ugości lekkoatletyczne mistrzostwa świata, po raz dziesiąty w historii rozpocznie się walka o diamenty. A te, jak wiadomo, są wieczne. Podobnie jak nazwiska zwycięzców Diamentowej Ligi – cyklu najbardziej prestiżowych zawodów w świecie królowej sportu. Przez kolejne cztery miesiące o zapisanie się na kartach historii powalczą zawodnicy i zawodniczki z całego świata. W tym i Polacy.

W piątek w Katarze rozpocznie się polowanie na diamenty

Pięcioro z nich tę walkę rozpocznie już jutro. Może się wydawać, że to mało, ale trzeba pamiętać, że na różnych mityngach z cyklu (tych w sezonie jest dwanaście, a najlepsi wchodzą jeszcze do dwóch finałowych) pojawiają się różne dyscypliny. W Dosze, gdzie Diamentowa Liga rozpoczyna się od lat, będzie ich czternaście. I zawodnicy, i zawodniczki pobiegną na 200 oraz 800 metrów. Potem są już jednak różnice. Panowie pokonają też 1500 metrów i przeszkody ustawione na dystansie 3 kilometrów. Do tego będą rzucać dyskiem, pchać kulą i skakać o tyczce. Panie? 3000 metrów bez przeszkód, 100 i 400 z płotkami, a do tego skoki: wzwyż i w dal.

Przy okazji warto dodać, że ten sezon jest dla Diamentowej Ligi szczególny. Nie tylko dlatego, że jubileuszowy, ale i z tego powodu, że od przyszłego roku jej format nieco się zmieni. Z 36 konkurencji, które dziś obecne są na mityngach, zostaną tylko 24. Wszystko po to, by rywalizację skrócić. Zamiast dwóch godzin, zawody mają trwać półtorej i stać się bardziej interesujące dla fanów. By osiągnąć ten cel skasowane zostaną m.in. dystanse biegowe dłuższe niż trzy kilometry. Obcięty będzie również jeden dzień finałów.

To jednak za rok. A w tym biegamy, skaczemy, rzucamy i pchamy na starych zasadach. Innymi słowy: w każdym swoim starcie zbieramy punkty. Od ośmiu za wygraną, do jednego za ósme miejsce. Na koniec je sumujemy i sprawdzamy, na którym miejscu klasyfikacji generalnej się znaleźliśmy. Jeśli znaleźliśmy się w ścisłej czołówce naszej konkurencji, jedziemy na finał. A tam walczymy o główną nagrodę, czyli niezły zastrzyk gotówki i diamencik do kolekcji. To znaczy nie my, a sportowcy, ale wiecie, o co chodzi.

Reklama

A skoro o sportowcach, to warto wreszcie napisać, którzy z naszych lekkoatletów zaprezentują się jutro. Z pewnością napisać możemy, że żadnych parytetów nie wypełnimy, bo będą to sami faceci. Popchnąć jak najdalej kulę postarają się Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk. Drugi z nich został w tym roku już mistrzem Europy w hali, choć na tę imprezę miał nawet… nie jechać. Konrad z kolei miał wtedy problemy zdrowotne, które teraz z pewnością chciałby sobie odbić. Obaj ciężko pracowali, ale faworytami nie są. Wraz z nimi do Kataru poleciał bowiem choćby Ryan Crouser. Amerykanin pchnął niedawno 22,74 metra, ustanawiając nową życiówkę i, przy okazji, szósty wynik w historii lekkiej atletyki. Z perspektywy Polaków patrząc (rekord naszego kraju wynosi 22,08 m i należy do Haratyka), to wynik po prostu kosmiczny.

O najwyższe laury na pewno powalczyć może za to Piotr Lisek, który swoją pozycję w świecie tyczki ugruntował już dawno. I choć ostatnio cały czas jest blisko szczytu, ale nie może się na niego wspiąć, to wierzymy, że w tym sezonie wreszcie go osiągnie. Choć sam Piotr mówi, że najlepiej byłoby, gdyby forma przyszła na mistrzostwach świata (i tu się z nim zdecydowanie zgadzamy), to nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by na poziomie nieosiągalnym dla rywali zawiesił poprzeczkę już jutro.

Poza tym w stolicy Kataru zaprezentują się Adam Kszczot i Piotr Małachowski. O pierwszym trudno cokolwiek napisać. Znamy jego możliwości, ale nie widzieliśmy ich w tym roku, bo Adam po prostu nie startował w hali, skupiając się na treningu i wyraźnie celując w starty na otwartym stadionie. Właściwie ostatni raz widzieliśmy go na… Gali Plebiscytu na Najlepszego Sportowca Polski. Małachowski to z kolei człowiek-instytucja. Nie tylko polskiego sportu, ale i… Diamentowej Ligi. Klasyfikację generalną cyklu wygrywał bowiem aż czterokrotnie. Choć jego ostatni triumf miał miejsce w 2016 roku, a od tego czasu z jego formą bywało różnie. Jak będzie teraz? Nie wiadomo, choć mamy nadzieję, że dzięki współpracy z byłym rywalem, a nowym trenerem, Gerdem Kanterem, wróci stary, wielki Piotr Małachowski.

Nie nadzieję, a pewność mamy jednak, gdy piszemy, że jutro wróci wielka lekkoatletyka. Bo w Dosze wystartują nie tylko Polacy, ale i najlepsi sportowcy z całego świata. Absolutna czołówka, ludzie, którzy będą nas zachwycać przez kilka kolejnych miesięcy. Nie wiemy, jak wy, ale my już nie możemy się tego doczekać.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...