Reklama

Pragmatyzm zmienił się w minimalizm

redakcja

Autor:redakcja

27 kwietnia 2019, 23:18 • 2 min czytania 0 komentarzy

Do tej pory chwaliliśmy Lechię za pragmatyzm, bo zespół Piotra Stokowca potrafił na początku meczu napocząć rywala, a potem – często mimo naporu przeciwnika – dowozić 1:0 do końca, a czasem i podwyższyć wynik po jakiejś kontrze, czy stałym fragmencie gry. Dziś jednak tego pragmatyzmu nie dostrzegaliśmy. Dostrzegliśmy za to minimalizm, ponieważ zbyt małym nakładem sił, zbyt małą dozą odwagi, Lechia chciała ten mecz wygrać.

Pragmatyzm zmienił się w minimalizm

W pierwszej połowie Lechia grała naprawdę dobrze. Zostawmy już decyzje sędziego Stefańskiego, bo przecież gospodarze imponowali tym wszystkim, czym imponowali przez cały sezon. Raz, że skutecznością, ale dwa – znakomitą grą w obronie. I to nie na tej zasadzie, że Lechia stała w szesnastce i robiła z niej Częstochowę. Nie, zespół był ustawiony w odpowiedniej odległości od bramki Kuciaka i Legia nie miała kompletnie pomysłu jak te zasieki sforsować. Co sobie stworzyła przed przerwą? W zasadzie nic. Najgroźniejszą okazję miał Carlitos, ale przecież to wydarzyło się po błędzie Lechii, czyli fatalnym przerzucie.

I takiej Lechii oczekiwaliśmy w drugiej części gry. Pozostającą w defensywie, ale z myślą o kontrze. Pamiętającą o tyłach, natomiast nie w rozpaczliwą tyłach, gdzie każda wrzutka Legii śmierdzi golem. A tak niestety dla Lechii było. Ekipa Stokowca cofnęła się zdecydowanie za głęboko. Przez pierwsze minuty doszło do kilku sytuacji, gdy gospodarze bronili się rozpaczliwie, no, ale w końcu wpadło. Przypadkowo, bo przypadkowo, jednak gdy bronisz tak głęboko, może wpaść wszystko. Tym razem wpadło nabicie Stolarskiego.

Lechia niestety jest sama sobie winna. Sądziła, że Legia jest zbyt słaba, by ich napocząć i te 45 minut będzie można wybłagać w swoim polu karnym. Niestety dla Lechii, dziś Legia jest na trochę innym poziomie niż na przykład Lech, którego pierwszy gol w Gdańsku zabił. Warszawiacy chcieli tutaj odrobić straty, potem wyjść na prowadzenie i cofnięcie się Lechii było dla nich wodą na młyn.

Naszym zdaniem nie pomógł tym razem sam Stokowiec. Ściągać Haraslina w takim meczu jako pierwszego? To dziwny sygnał dla drużyny. Uspokajający ją, twierdzący, że nawet bez najlepszego piłkarza zespołu w tym spotkaniu nie może się jej nic stać. Guzik. Chwilkę potem była pierwsza bramka, potem druga, potem trzecia.

Reklama

Cóż, może ten minimalizm wynika poniekąd z wąskiej kadry Lechii, bo gdyby nie trzeba było gonić wyniku Żukowskim, Filą i Vitorią w spotkaniach z Piastem, Pogonią i Legią, wszystko wyglądałoby inaczej. No, ale czymkolwiek spowodowany, ten minimalizm jednak się pojawił. I Lechia najpewniej zapłaci za niego dużą cenę.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...