Reklama

Radomiak kontra Widzew. Co zdarzyło się na VIP-ach Widzewa?

redakcja

Autor:redakcja

26 kwietnia 2019, 15:21 • 9 min czytania 1 komentarz

Pseudokibice na skyboxie, rozkwaszony nos jednego z działaczy, zastraszanie i popychanie. Nie, nie gdzieś za garażami, tylko na VIP-ach. Takie zarzuty skierował Radomiak wobec Widzewa po środowym meczu w Łodzi. Co jednak faktycznie stało się po ostatnim gwizdku drugoligowego meczu? To nie 1991 rok, Widzew dysponuje drobiazgowym monitoringiem i na zapisie wideo opiera swoją linię obrony.

Radomiak kontra Widzew. Co zdarzyło się na VIP-ach Widzewa?

Sprawa jest o tyle istotna, że dla łódzkiego klubu nie ma aktualnie większego kapitału niż stadion i kibice. Obiekt przy Piłsudskiego jest chwalony wszem i wobec za rekordową frekwencję, za doping, za atmosferę. Widzew udanie dyskontuje ten sukces, pozyskując kolejnych sponsorów, a na jego stadionie już w maju odbędzie się młodzieżowy mundial. Zajście ze środy to poważna rysa, dlatego tym istotniejsze dla łodzian przedstawienie faktów.

Oddajmy najpierw głos osobom, które miały nieprzyjemność brać udział w tych wydarzeniach.

Marek Wiatrak to właściciel portalu Radom24.pl i działacz Radomiaka: – Po końcowym gwizdku my, grupą kilkunastu osób zaczęliśmy przybijać sobie piątki na sektorze VIP. Nie podobało się to kibicom z dolnego sektora, słyszeliśmy krzyki „co wy robicie”. Nie wiem ile to trwało, może 2-3 minuty, wpadła grupa dziesięciu, może kilkunastu mocno zbudowanych mężczyzn. Nie wiem jak oni tam weszli. Usłyszeliśmy, że tu rządzi Widzew i mamy wypierdalać, bo jesteśmy pachołkami Legii. Panie z obsługi, z Widzewa, a także jakaś kobieta z dzieckiem, zaczęły się odzywać, żeby dali spokój, bo jesteśmy gośćmi. Wtedy też usłyszały wyzwiska. Jeden z bardziej krewkich mężczyzn złapał kolegę, który miał rękę na temblaku. Zaczął wykrzykiwać „ty mi podpadłeś”, uderzył go w twarz, polała się krew.

Tą osobą był działacz z firmy ExpressDruk, także sponsorujący Radomiak?

Reklama

– Skoro pan wie, to pan wie.

To była grupa reprezentatywna, wraz z prezydentem Radomia?

– Prezydent Radomia był w innej części, w centralnej, my byliśmy w loży obok, w takiej bocznej – członkowie zarządu, sponsorzy, czy pan Jerzy Figas, wieloletni członek zarządu PZPN, honorowy prezes ROZPN, człowiek słusznego wieku. Kiedy nas stamtąd przegonili, zeszliśmy w dół do recepcji. Jeden z kolegów poprosił, żeby wezwać karetkę, bo może ma złamany nos. Karetka była przy stadionie, ale okazało się, że koledzy wcześniej zatamowali krwotok i interwencja nie była konieczna.

Co pan ma na myśli mówiąc „przegonieni”?

– Nie biegli za nami, żeby było jasne. Wepchnęli nas, szybko weszliśmy sami do klatki schodowej i zeszliśmy na dół. Jak już byliśmy na schodach jeden z kolegów został jeszcze trafiony jabłkiem. Na dole zjawiła się ochrona, ale tam przy zajściach ochrony nie było. Nie widziałem, żeby ktokolwiek interweniował. Gdy zjawiła się policja troszeczkę się uspokoiło, wprowadzili nas do naszych samochodów. Ja jeżdżę po wielu stadionach w Polsce, a taka sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz. To było bardzo niekomfortowe. Człowiek czuje się raczej bezpiecznie, a tu nagle zjawia się taka grupa, która nie przebiera w środkach.

***

Reklama

A tutaj relacja Pawła Redestowicza współwłaściciela Radomiaka, właściciela firmy Windoor: – Ogólnie coś tam wcześniej ochroniarze mówili, że mamy czekać aż kibice opuszczą stadion. To czekaliśmy, czekaliśmy, a wcześniej, wiadomo, cieszyliśmy się z remisu. Nie jakoś, nie wiem, niesamowicie, ot, po prostu. Nagle wdarła się grupa kibicowska, może siedmiu do dziesięciu chłopa. Kazali wyjść ochronie, a na nas krzyczeli „wypierdalać pachołki Legii” i jeszcze jakieś teksty.

– Kolega z ExpressDruku dostał w twarz. Krew się polała. Dodam, że ten kolega miał złamaną rękę, którą nosił w temblaku. Później wychodziliśmy przez klatkę schodową. Też niebezpiecznie, bo nie wiedzieliśmy co się w tej klatce może czaić. Może ktoś nas napadnie i dostaniemy po gębie? Przyznam, że się bałem, czy gdzieś nas tam w tej klatce nie powybierają i dostaniemy, za przeproszeniem, wpierdol. No ale nic, nie mieliśmy wyjścia. Dzwoniłem już w tym czasie do naszego prezesa, Sławka Stempniewskiego, żeby wezwał prezesa z Widzewa, bo co tu się dzieje, to zszokowany jestem. Ja w pierwszej połowie byłem na loży prezydenckiej ze Sławkiem, Grześkiem Gilewskim, prezydentem Radomia Radosławem Witkowskim, ale w drugiej stwierdziłem, że pójdę do skyboxu, do naszych działaczy-kolegów, którzy byli większą grupą. Nie byliśmy jedynymi osobami tam, były jeszcze kobiety z dziećmi z Widzewa, taka strefa wspólna. Była też na meczu partnerka Leandro (kapitan Radomiaka – przyp. red.). Zeszliśmy na dół, tam byliśmy przy recepcji.

Może to nie do pana pytanie, ale gdzie była w tym czasie ochrona?

– Tam nie widziałem czegoś takiego jak ochrona. Policja przyjechała w końcu, ale nie wiem czy wzięli jakieś zeznania. Wsiadłem do samochodu wraz z trzema kolegami i odjechałem. W sumie bałem się iść do samochodu, bo nie wiadomo czy na zewnątrz jeszcze ktoś się nie czai.

Dodzwonił się pan wtedy do prezesa Stempniewskiego?

– Dodzwoniłem się, prezes czy wiceprezes zszedł, gdy byliśmy w recepcji. Powiedziałem, że napadli na nas na górze i tak nie może być, proszę sobie zrobić porządek w klubie, bo to jest niedopuszczalne i nikt nie będzie chciał tu przyjeżdżać. Za coś takiego powinien być zakaz kibiców, jakieś kary finansowe moim zdaniem. Skoro tutaj jest niebezpiecznie, na strefie vipowskiej, to co dopiero na innych. Działacz Widzewa nic nie powiedział, był w szoku. Ci kibice weszli jak do siebie.

***

Jak odpowiada Widzew? Rozmawialiśmy z Marcinem Tarocińskim, działaczem Widzewa odpowiedzialnym między innymi za komunikację z mediami:

– Mecz był rozgrywany w nerwowej atmosferze i mamy ogromne zastrzeżenia co do zachowania kibiców z sektora gości, którzy podnosili okrzyki skrajnie rasistowskie, ksenofobiczne, na co zwrócił też uwagę delegat PZPN. Na pewno atmosfera po dziewięćdziesięciu minutach nie była pomiędzy obiema grupami dobra.

– Są dwa zajścia, których nie wolno łączyć. Po pierwsze, to na trybunie VIP-owskiej, na którym doszło do słownej utarczki, w której znalazł się prezydent Radomia (zdarzenie z krążącego po sieci filmiku – KLIK). Doszło do jakiejś wymiany zdań, sytuacja błyskawicznie została zakończona.

– Co do drugiego zdarzenia. Dla nas, jako gospodarza spotkań, priorytetem absolutnym jest bezpieczeństwo wszystkich uczestników meczu. To nie ulega najmniejszym wątpliwościom. Jeśli zajdzie taka konieczność wyciągniemy konsekwencje wobec osób, które zachowały się niewłaściwie, wyciągniemy też wnioski z pracy ochrony. To jest godne potępienia, niedopuszczalne – mówimy o oczywistości. Nikt nie życzy sobie, żeby takie zajścia miały miejsce. Chcemy stanowczo podkreślić, że pracujemy z ogromną widownią, frekwencją rzędu siedemnastu tysięcy widzów. Na nasze mecze przychodzą całe rodziny z dziećmi, jest wielki odsetek kobiet, a ludzie się doskonale bawią na naszych meczach. To zdarzenie ma charakter wybitnie incydentalny – kto normalny przychodziłby na Widzew z dzieckiem, gdzie jego rodzina nie czułaby się bezpiecznie i komfortowo?

– Natomiast warte podkreślenia jest to, co wiemy po analizie materiału z monitoringu stadionowego. Niektóre informacje, które przytaczały osoby i portale związane z Radomiakiem, nie znajdują potwierdzenia w tym, co mieliśmy okazję zobaczyć. Jedno, co trzeba jasno podkreślić, to że nie doszło do wtargnięcia osób ze zwykłych trybun na trybunę VIP. W naszej opinii podłożem konfliktu było niewłaściwe, wręcz prowokacyjne zachowanie części kibiców zaproszonych przez władze Radomiaka, a znajdujących się w pobliżu jednej z lóż zajmowanych przez VIP-ów Widzewa. Można też było przeczytać o jakimś grożeniu tzw. tulipanem z potłuczonej butelki, co przewijało się w doniesieniach. Na żadnym ze zdjęć, żadnej taśmie, żadnym zapisie, nie widać  takiej osoby, nie ma to żadnego potwierdzenia. Oczywiście jest pyskówka, utarczka, przepychanka, ale nie można wysnuć, że ktoś został tam brutalnie zaatakowany, wręcz pobity, a to pojawia się w niektórych relacjach.

– Kolejna rzecz – rzekomo ochrona nie reagowała. W środku było dwóch ochroniarzy i rzeczywiście, we dwójkę nie byli w stanie rozdzielić dwudziestoosobowej grupy, zwłaszcza, że to byli goście specjalni, VIP-y, co utrudnia formę reakcji. Zareagowali jednak i wezwali pomoc, w przeciągu półtorej minuty pojawili się dodatkowi ochroniarze. Gdy ochrona była w większej liczbie obie grupy zostały rozdzielone i wyproszone z obiektu, a nadmienię, że było już po meczu. Podkreślę raz jeszcze cała sytuacja jest dla nas niedopuszczalna ale wina nie leży tylko po jednej stronie , na podstawie relacji świadków mamy prawo mieć poważne  zastrzeżenia również wobec części – podkreślam, części – grupy z Radomia, bo niektóre z tych osób zachowywały się naprawdę niewłaściwie.

Co znaczy „niewłaściwie”?

– Pokazywanie obscenicznych gestów w kierunku naszych kibiców, prowokacyjne zachowania, łącznie z pluciem z jednego z balkonów na balkon dolny, na którym były obecne osoby zajmujące sąsiednie loże VIP-owskie Widzewa. Część VIP wyłączona jest z imprezy masowej, co za tym idzie goście specjalni mają do dyspozycji również alkohol, nikomu się go tutaj nie odmawia i w naszej opinii jest on tłem tego zajścia. Pewne hamulce niektórym osobom zdecydowanie puściły.

– Nie mamy zamiaru nikogo usprawiedliwiać, ale są dwie strony medalu, to nie tak, że VIP-owie kibicujący Widzewowi bez żadnego powodu weszli w jakąś utarczkę z osobami z Radomia. Naganna z kolei po stronie kibicujących Widzewowi była próba dążenia do jakiejkolwiek konfrontacji. Można było oczekiwać, że zaproszeni na loże goście specjalni wykażą pewne standardy zachowań, okazuje się jednak, że pod wpływem dużej ilości alkoholu tracą panowanie. Jako klub na pewno zareagujemy. Wzmocnimy ochronę również na VIP-ach skoro widać jest taka potrzeba. Być może ograniczymy możliwy kontakt na VIP-ach pomiędzy VIP-ami obu klubów, aby takie sytuacje kategorycznie wykluczyć. Jeśli policja znajdzie podstawy do wszczęcia postępowań, jeśli okaże się, że ktoś w tym zajściu przekroczył prawo, to będziemy rozmawiać również z najemcami lóż i konsekwencje ze strony klubu mogą być poważne.

Czy możliwe jest udostępnienie monitoringu tak, by sprawa została ostatecznie wyjaśniona także publicznie?

– Publikować publicznie nie wolno, to materiały tajne, operacyjne. Samo publikowanie czyjegoś wizerunku bez zgody może się skończyć tak, jak z tym minutowym filmem z pyskówką na trybunie VIP, gdzie z tego co wiem nagrani VIP-owie kibicujący Widzewowi zamierzają wystąpić na drogę sądową.

– Procedura jest zupełnie inna. To nie tak, że my sobie oglądamy monitoring i interpretujemy go w dowolny sposób. My wiemy doskonale co na nim widać, natomiast monitoring jest w tym momencie analizowany przez policję. Policja, zgodnie z prawem, poprosiła o dostęp i oni wydadzą ostateczny werdykt.

– Chcę, żebyśmy mieli jasność: od rana cały czas nad tym pracujemy, rozmawiamy ze świadkami, jesteśmy w kontakcie z policją. Bagatelizować wydarzenia nie zamierzamy, ale też sprawa medialnie została wyolbrzymiona. Tak, jest nieprzyjemna, tak, niedopuszczalna, ale to pyskówka dorosłych ludzi z szarpaniną w tle, podczas której żadna ze stron nie jest bez winy. Co, kolejny raz podkreślę, nas jako gospodarzy nie wybiela, bo i tak naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim. Stała się rzecz nas zasmucająca, chcemy mieć inne standardy, ale lepszego zachowania wymagajmy też od dorosłych, poważnych ludzi reprezentujących swoje kluby. Osoby związane z Radomiakiem też mogą zrobić rachunek sumienia, choćby wspominając sobie jak podjęty został jesienią Widzew, z czego nie robiliśmy afery.

***

Widzew jeszcze dzisiaj ma opublikować pełne oświadczenie odnosząc się do wszystkich zarzutów. Radomiak zgłosił raport do PZPN. Sprawa jest więc w toku, a materiału dowodowego nie powinno brakować do wyjaśnienia sprawy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

1 komentarz

Loading...