Reklama

To jakaś popierdółka, a nie wielki Milan – Lazio w finale

Dominik Klekowski

Autor:Dominik Klekowski

24 kwietnia 2019, 22:49 • 4 min czytania 0 komentarzy

Półfinał Coppa Italia między Milanem a Lazio stał pod znakiem pojedynku trenerów. W przypadku Rino sprawa miała się jasno – po odpadnięciu w fazie grupowej Ligi Europy i bardzo nieciekawej formy zespołu na koniec sezonu, finał krajowego pucharu byłby ostatnią deską ratunku. Tak samo jak i dla Simone Inzaghiego. Brat Pippo chciał udowodnić, że nadal potrafi z tego swojego tworu wycisnąć to coś, co jeszcze kilka miesięcy temu niszczyło ligowych rywali. Z tego starcia zwycięsko wyszło Lazio i to całkowicie zasłużenie. 

To jakaś popierdółka, a nie wielki Milan – Lazio w finale

Nie Zagłębie Lubin, nie Arka Gdynia, nawet nie Burnley – jeżeli mielibyśmy wskazać drużynę, która w ostatnich tygodniach grała najbardziej siermiężną piłkę w Europie, prawdopodobnie byłby to Milan. Oczy na zapałki, cała torba intensywnej Yerby i w taki sposób człowiek mógł się przygotować na pasjonujące 90 minut ze strony podopiecznych Gennaro Gattuso. Oczywiście, oni nadal walczą o Ligę Mistrzów, jednak teza pt: „Rossoneri w tym sezonie nie rozczarowują” jest jednocześnie kłamstwem.

Takim samym kłamstwem byłoby stwierdzenie, że podczas pierwszej połowy świetnie się bawiliśmy. Nie bawiliśmy się albowiem wcale. Przez całą pierwszą połowę nie padł ani jeden groźny strzał. Choć, z ręką na sercu, nie spodziewaliśmy się fajerwerków na San Siro, bo wiemy jak wyglądały tegoroczne starcia Milanu z Lazio i pamiętamy, w jakim stopniu przez te 180 minut bolałby nas zęby. Mimo wszystko liczyliśmy na przynajmniej jeden strzał, który spowodowałby szybsze bicie serca czy to u Reiny, czy u Strakoshy. Otóż nie.

Znów poczuliśmy się jak przy wielkanocnym stole. Konsumujecie z uśmiechem białą z chrzanem, nagle wszystkim przerywa wujek, który zaczyna opowiadać ten sam żart, co rok, dwa, trzy lata wcześniej. Przez chwilę, nawet tę najkrótszą, myślicie sobie: no dobra, tym razem pójdzie inny kawał. Figa z makiem.

Pierwszy groźny strzał padł w 48. minucie, w doliczonym czasie gry pierwszej odsłony. Joaquin Correa, zostając w świątecznej nomenklaturze, wjechał w pole karne Milanu jak żurek w niedzielny poranek, uderzył jednak wprost w Pepe Reinę. Hiszpan był zdecydowanie najjaśniejszym punktem Rossonerich w tych 45 minutach, co niezbyt dobrze świadczy o postawie gospodarzy. A ci znów grali bez jajca, bez charakteru – nijako. I tak chyba zostanie zapamiętany ten projekt Gattuso. Ani źle, ani dobrze, po prostu nijako. Piątek został skutecznie wyłączony przez Bastosa do spółki z Acerbim.

Reklama

Po cichu liczyliśmy, że Rino wymierzy jakiegoś soczystego kopniaka w dupę każdemu w czerwono-czarnej koszulce i ta gra w końcu ulegnie zmianie, ale nic nie drgnęło. Co gorsza – było jeszcze gorzej. Coraz bardziej rozkręcał się wspomniany Correa, Lucas Leiva znów wyglądał znakomicie, a Immobile powolutku przypominał sobie starego, dobrego Ciro.

Argentyński pomocnik dał prowadzenie gościom i tylko skarcił Milan, który utratę bramki dopiero w 58. minucie zawdzięcza wyłącznie Reinie. Lazio poszło z kontrą po rzucie rożnym rywali, Immobile podał do Correi, a ten wbiegł w pole karne i puścił piłkę kanałem hiszpańskiemu golkiperowi.

Goście mieli, co chcieli, a z drugiej strony byli świadomi, że Rossoneri nie umieją grać pod presją wyniku w tym sezonie. Choć to mogło i prawie się zmieniło. Koło 75. minuty, Suso dośrodkował idealnie na głowę Patricka Cutrone i Włoch pokonał Thomasa Strakoshę. Sędziowie uruchomili VAR, spalony i San Siro znów ucichło. A już było tak pięknie.

Następnie Rossoneri wrócili do swojej rutyny. Podania, podania, podania. W poprzek, do tyłu, ale jakieś fajne, otwierające do przodu? A po co, a komu to potrzebne? Nic więc dziwnego, że goście w ciągu tych 180 minut dwumeczu nie stracili bramki i na dodatek nie pozwolili przeciwnikom na jakiekolwiek zagrożenie w swoim polu karnym. A czy zasłużenie awansowali do finału? No o to trzeba zapytać mediolańską wersję Grzegorza Skwary.

Krzysztof Piątek bez ani jednej dobrej piłki, środek pola Milanu kreatywny jak Maciej Gajos, podcięte skrzydła i tyle wystarczyło, aby Lazio miało finał. Kolejny słaby sezon w wykonaniu Rossonerich i ta łajba Gattuso nie dość, że bez sternika, to i zaczyna opadać na dno.

AC Milan – Lazio 0:1 (0:0)

Reklama

58′ Joaquin Correa

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Włochy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...