Od oglądania Milanu w tym sezonie często bolą oczy i zgrzytają zęby, ale długo można było paskudny styl gry Rossonerich akceptować, bo ekipa dowodzona przez Gennaro Gattuso notowała przez kilka ładnych tygodni wprost znakomite rezultaty i wiele wskazywało na to, że uda się jej powrócić do Ligi Mistrzów. Dzisiaj sytuacja jest już inna. To znaczy – Milan dalej gra ospale, nudno i brzydko. Tutaj mamy status quo. Tylko punktów już z tego nie ma. Dziś Krzysztof Piątek i jego koledzy potknęli się w meczu z Parmą i wiele wskazuje na to, że wkrótce wylecą z miejsc premiowanych grą w Champions League. Konkurencja nie tyle depce im po piętach, co dyszy już w kark.
Roma ma w tej chwili dwa punkty straty do Milanu, Atalanta trzy, Lazio cztery. Wszystkie te ekipy swój mecz w bieżącej (33.) kolejce dopiero rozegrają. Mediolańczycy trzymają się jeszcze kurczowo czwartej lokaty, lecz potężnie pali im się już pod tyłkiem, nawet biorąc pod uwagę cenny triumf nad Lazio odniesiony tydzień temu. Bo od czasu marcowej porażki w derbach z Interem, Rossoneri wygrali ledwie jeden mecz, a przegrali trzy.
Dwukrotnie podzielili się natomiast punktami – wcześniej z Udinese, teraz z Parmą. Tak właśnie wypuszcza się z garści Ligę Mistrzów. Porażka z Interem jest do zaakceptowania, z Juventusem tym bardziej. Ale ekipy z dołu tabeli trzeba po prostu prać po tyłku i patrzeć, czy równo puchnie. Sęk jednak w tym, że Milan tak nie potrafi.
Dzisiaj podopieczni Gennaro Gattuso byli w sumie blisko, by wygrać mecz po swojemu. To znaczy – przez większą jego część grać przeciętnie, ale jednak zmobilizować się na kilkunastominutowy, ofensywny zryw. Okres dominacji spuentować golem, samemu bramki nie stracić. I cyk, trzy punkty dopisane, można się rozejść.
Niewiele brakowało, a ten scenariusz znów by się sprawdził.
Milan zaprezentował się fatalnie w pierwszej połowie. Parma, która przecież w 2019 roku wygrała ledwie dwa mecze w lidze, z czego jeden jeszcze w styczniu, dominowała nad przyjezdnymi właściwie w każdym aspekcie gry. Przede wszystkim jeżeli chodzi o pressing, dynamikę rozprowadzania piłki, kreatywność w rozgrywaniu akcji. To była inna półka. Nie będziemy tutaj robić z gospodarzy jakichś wirtuozów futbolu, to nie był oczywiście występ nawiązujący do wielkich tradycji tego klubu z lat dziewięćdziesiątych, ale ekipa ze Stadio Ennio Tardini wyglądała po prostu lepiej od wyżej notowanego przeciwnika.
I w paru sytuacjach była cholernie blisko gola, który stanowiłby idealne podsumowanie tej przewagi. Jak choćby wtedy, gdy eks-milanista Juraj Kucka zamierzył się do spektakularnego uderzenia przewrotką i soczyście trafił w piłkę, lecz ta minęła słupek o kilka centymetrów. Albo wówczas, gdy napastnik Parmy już sposobił się do uderzenia w sytuacji sam na sam, ale piłkę spod nóg w ostatniej chwili wyłuskał mu Gianluigi Donnarumma. Interweniując na granicy faulu, z olbrzymim ryzykiem. I to wszystko działo się bez Roberto Inglese, napastnika, który – obok bardzo dobrego dziś Gervinho – stanowi filar ofensywy Gialloblu. Milan dla odmiany miał kłopot ze skleceniem jakiejkolwiek składnej akcji. Anty-kreatywny środek pola mediolańskiej drużyny nie miał nic do zaproponowania, Piątek niczego sobie z przodu nie wyszarpał, Borini nie mógł się wstrzelić.
Gattuso zareagował na ten stan rzeczy. Po przerwie wpuścił na boisko Cutrone, dokooptował do niego też Castillejo. I to zadziałało. Ten drugi wyprowadził nawet Milan na prowadzenie świetnym strzałem głową. Chwilę później, po asyście Piątka, gola na pustaka wbił też Cutrone, ale arbiter wypatrzył ofsajd Polaka.
A potem Milan postanowił wrócić do przynudzania i za swoje kunktatorstwo został boleśnie ukarany golem z rzutu wolnego na trzy minuty przed upływem podstawowego czasu gry. Bruno Alves grzmotnął znakomicie, choć mogło się wydawać, że Donnarumma mógł jednak w tej sytuacji zrobić coś więcej niż odprowadzenie piłki wzrokiem. Choć to może być tylko mylne wrażenie wynikające z tego, iż włoski bramkarz popełnił w dzisiejszym spotkaniu tak wiele błędów, że w końcówce spotkania odruchowo dało się go już obwinić za wszystko. Serio – golkiper Milanu zdecydowanie przekroczył dopuszczalny limit baboli. Wypluwał piłkę po interwencjach, fatalnie czytał tor lotu futbolówki, w niektórych momentach po prostu głupiał. Wylatywał z linii bramkowej jak oparzony, by po sekundzie namysłu pokracznie zawracać.
Trudno było z taką grą zachować czyste konto, no i portugalski stoper zadbał o to, by Włoch jednak na zero z tyłu dziś nie zagrał.
Cóż – Milanowi generalnie fatalnie się wiedzie w wyjazdowych meczach rozgrywanych o 12:30, a teraz ból po stracie punktów będzie podwójny. Bo wieczorem zacznie się nerwowe spoglądanie na występ bezpośrednich rywali w walce o czwartą lokatę. Roma gra na wyjeździe z Interem. Jeśli rzymianie wygrają, przeskakują Rossonerich. Z kolei Parma po trzecim remisie z rzędu nie może być jeszcze pewna utrzymania w Serie A.
Zwykle przy okazji meczów Milanu osobny argument należy się też polskiemu rewolwerowcowi. Niestety – Piątek dzisiaj był niemal zupełnie odcięty od gry, sam też nic specjalnego na murawie nie zmajstrował. Wciąż ma 21 goli na koncie, więc Fabio Quagliarella (22 trafienia) może mu odjechać w walce o koronę króla strzelców. A grupa pościgowa – Zapata, Cristiano i Milik – też nie zasypia gruszek w popiele.
Parma 1:1 Milan
B. Alves 87′ – S. Castillejo 69′
fot. newspix.pl