– Gdyby nie nasze działania, nie mielibyśmy szans, by przygotować zespół do rundy wiosennej.
*
Co jest największym problemem niższych lig? Jedni – słusznie, zresztą – powiedzieliby, że upadające kluby. Albo bankrutujące, albo wycofujące się z rozgrywek na skutek braków kadrowych. Nie jest tajemnicą skrywaną w sejfie kilka metrów pod ziemią, że trend jest taki, iż niższe ligi umierają.
– Przez każdym sezonem dostaję około dziesięciu informacji, że klub raczej nie przystąpi do gry – mówił jakiś czas temu Łukasz Duszczak, twórca portalu Peryferia Futbolu. – Kiedyś w A-klasie u nas było po szesnaście drużyn, teraz dziesięć. W tym roku dwie się wycofały – wtórował mu Mariusz Brzóska, wiceprezes Pogoni Noskowo z koszalińskiej B-klasy.
Wycofują się kluby trzecioligowe (no, chociażby Wda Świecie zeszłej zimy), czwartoligowe, niżej jest jeszcze gorzej, a widmo nieprzystąpienia do rozgrywek zagląda w oczy każdego lata, każdej zimy.
ETOTO I WESZŁO PREZENTUJĄ: #POWIATBET – ZAKŁADY NA IV LIGĘ!
*
Tak pisaliśmy dziś, przygotowując tekst o KTS-ie Weszło. Zaznaczaliśmy, że kluby i bankrutują i mają braki kadrowe, ale spory problem stanowią również brutalne faule. Konkretnie: frustracja dorosłych facetów po gorszym dniu w pracy czy kłótni z żoną i chęć wyżycia się na boisku.
Niższe ligi są przeżarte problemami, można wymieniać i wymieniać, dodając jeszcze spore opłaty i tego typu rzeczy. Generalnie nie ma wątpliwości, że wszystko obraca się przede wszystkim wokół pieniędzy.
Pieniędzy, których coraz częściej zaczyna brakować.
Raz przez niegospodarność, raz przez brak wsparcia miasta. A wsparcie miasta w niższych ligach jest o tyle ważne, że – no niestety, takie realia – sponsorzy nie zabijają się o to, by pojawić się na koszulkach Chemika Police, Pogoń Grodzisk Mazowiecki, Gryfa Polanów czy Górnika Wałbrzych.
Właśnie, Górnika Wałbrzych, czyli czwartoligowego klubu, który zimą znalazł się nad przepaścią. Powody? Wieloletnie zaniedbania, później brak wsparcia miasta.
– Wszedłem do klubu w 2002 roku, świeżo po ogłoszeniu upadłości. Zaczęliśmy w A-klasie, po kilku latach zrobiła się z tego druga liga. Ciężka praca, duży trud. Wówczas, w 2011 roku, zdecydowałem się na pożegnanie. No i co stało się w międzyczasie? Cóż, klub nękało wiele problemów – zaczyna Czesław Grzesiak, obecny prezes Górnika Wałbrzych. – Trudno było uzbierać środki na funkcjonowanie zespołu, gdyż spora część sponsorów zrezygnowała. W tym jedno z przedsiębiorstw państwowych. Miasto dotrzymywało warunków, przekazywało coraz większe pieniądze, ale cały czas sporo brakowało. Pokłosie błędów, które popełniono. Przykład pierwszy z brzegu? Zatrudnianie trenerów, którzy ściągali własnych zawodników. Pojawiają się koszty, które klub nie był w stanie pokryć. Generalnie różnego rodzaju decyzje wpływały na to, że zadłużenie rosło i rosło.
NAJSZERSZA OFERTA KURSÓW IV-LIGOWYCH – ETOTO ZAKŁADY BUMKACHERSKIE!
W 2016 roku zorganizowano konferencję prasową, na której pokazano kondycję finansową klubu.
Okazało się, że dług wynosił ponad 900 tysięcy złotych. Radni zarzucali, że zadłużenie wydawało się niezrozumiałe w świetle tego, że Górnik zawsze dostawał z miejskiej kasy środki większe niż pozostałe kluby, które radziły sobie dość dobrze.
– 40 tysięcy złotych z miasta na kształcenie młodych piłkarzy dostał Górnik Nowe Miasto, Górnik Wałbrzych dostał w tym samym czasie 200 tysięcy. Tymczasem to my uczciliśmy 70. klubu i przyczyniliśmy się do ratowania stadionu na Nowym Mieście. Trzeba klub opierać o wychowanie młodych piłkarzy, a nie drogie transfery i brak współpracy ze środowiskiem kibiców – grzmiał wówczas radny Mariusz Piejko, trener Górnika Nowe Miasto.
(za: walbrzych.dlawas.info)
I faktycznie. Zgodnie z danymi przytaczanymi przez klub i Gminę Wałbrzych:
– w 2014 roku Górnik uzyskał od sponsorów 550 tysięcy złotych.
– w 2015 roku około 300 tysięcy.
– w 2016 już tylko 150 tysięcy.
W tym czasie finansowe wsparcie miejskie rosło:
– w 2012 klub otrzymał z miejskiej kasy 180 tysięcy złotych
– w 2013 – 215 tysięcy.
– w 2014 – 940 tysięcy.
– w 2015 – 760 tysięcy.
Jednocześnie długi klubu z około 200 tysięcy złotych w 2014 roku wzrosły do ponad 900 tysięcy złotych w 2016.
Nadzieją na lepsze jutro było to, że trzy czwarte wierzytelności klubu stanowiły długi wobec podmiotów prywatnych i Aqua Zdroju. Co za tym idzie – pojawiła się szansa, by ułożyć się z dłużnikami. Konkretnie – raty spłacane przez klub mogły być finansowane z pieniędzy pochodzących od sponsorów.
Takie rozwiązanie proponował Grzesiak, który niedługo później wrócił do klubu jako prezes.
Kiedy ponownie przejmował dowodzenie, dług wynosił około 1,1 mln złotych. Ogromne pieniądze, tym bardziej że mówimy o czwartej lidze, o piątym poziomie rozgrywkowym! Główny sponsor klubu, czyli Zakłady Koksownicze Wałbrzych, przekazywały 300 tysięcy złotych rocznie. Spora kwota. Około czterdzieści procent budżetu zapewniały mniejsze przedsiębiorstwa. Ale pieniądze odpłynęły, co skończyło się zapaścią.
MECZE CZWARTEJ LIGI MOŻESZ TYPOWAĆ W ETOTO!
– Trzeba było podjąć trudne decyzje. Albo ogłaszamy upadłość i zaczynamy na nowo, albo walczymy, by zminimalizować koszty. A było co ciąć, bo nie mieliśmy tylko pierwszej drużyny, lecz dziewięć zespołów, 220 dzieci, w tym akademię piłkarską – opowiada Grzesiak. – Gdy przejęliśmy drużynę, nie było zbyt ciekawie. Trzecia liga, na treningu dwunastu zawodników. Poprzedni zarząd nie płacił, nie zwracał kosztów za dojazdy i zawodnicy nie przychodzili. Spadliśmy do czwartej ligi, a w międzyczasie zaczęły się kolejne problemy.
Właśnie, kolejne problemy, które spowodowały, że klub – mimo że wydawało się, iż wychodzi na prostą – na początku tego roku myślał o wycofaniu się z rozgrywek, albo dograniu sezonu młodzieżą.
Ale po kolei.
Podjęto się stworzenia programu naprawczego. Obniżono zadłużenie w stosunku do dwóch znaczących grup wierzycieli. Poza tym uzyskano akceptację miasto co do dalszego wspierania klubu.
Problem w tym, że później zaczęły się przeróżne perturbacje.
– Mieliśmy obiecane 640 tysięcy złotych z miasta plus stypendia na 220 dzieci. Przyzwoity budżet jak na czwartoligowe realia. W oparciu o niego planowaliśmy spłatę układu z wierzycielami. Niestety, pod koniec 2017 roku dostaliśmy informację, że o stypendiach i pieniądzach za promocję miasta nie ma mowy. Mówimy o stracie ogromnej, przewyższającej sto procent budżetu. A na karku wciąż pozostawali wierzyciele do spłaty. Po jakichś rozmowach dostaliśmy zapewnienie, że za pozostałe działania otrzymamy około 200 tysięcy. No, chociaż tyle, choć cały czas mówimy o małych kwotach na utrzymanie takiej drużyny, ale z drugiej strony – zawsze coś. Największym problemem było to, że zaplanowaliśmy budżet, a dostaliśmy znacznie mniejszą kwotę do dyspozycji. Powstała dziura – opowiada prezes Górnika.
Pod koniec lutego zorganizowano konferencję prasową i po raz kolejny przedstawiono fatalną sytuację finansową klubu.
Głosem przewodnim zarządu był prezes Czesław Grzesiak. Zaprezentował koszty związane z funkcjonowaniem klubu. W marcu 2017, gdy nowy zarząd przejął dowodzenie, zadłużenie Górnika wynosiło około 1, 136,000 złotych. Praca nad redukcją długu doprowadziła do jego obniżenia do poziomu 330,000 zł, obecnie rozłożonego na cztery lata.
Przedstawiono koszty, jakie ponosi klub. Wyszło, że by domknąć budżet i realnie walczyć o awans do trzeciej ligi, Górnik potrzebuje dodatkowych 200,000 zł.
– Jako zarząd stanęliśmy przed dylematem. Znów myśleliśmy, że być może trzeba będzie poddać się i dać sobie spokój, skoro restrukturyzacja klubu może zakończyć się niepowodzeniem. Musieliśmy podjąć decyzję, by szukać dochodów z innych źródeł, bo – niestety – dostaliśmy informację, że pieniądze miejskie do wzięcia z konkursów zostaną opóźnione.
Stąd pomysł na sprzedaż karnetów. – Wspólnie z prezesem i trenerem byliśmy inicjatorami akcji „Razem dla Górnika”. Osobiście zbudowałem stronę internetową, razem ze sklepem. Całe przedsięwzięcie wpłynęło na sytuację finansową klubu. Akcja otworzyła środowisko i pokazała, że Górnik Wałbrzych jest ważny dla lokalnego społeczeństwa. Dość powiedzieć, że sprzedaliśmy ponad 900 sztuk po 50 złotych! – opowiada Marek Stępnowski, asystent trenera, bardzo zaangażowany w akcję pomocy klubowi. – Sytuacja była trudna. Zimą mieliśmy spotkanie z zarządem, który przekazał informację, że prawdopodobnie będziemy musieli rozegrać sezon do końca juniorami, mimo że mieliśmy trzy punkty straty do lidera. Więc rzeczywiście – było zagrożenie, że nie skończymy sezonu takim składem, jakim gramy. Ale zmotywowaliśmy się, jako sztab szkoleniowy włączyliśmy się do akcji. Zależało nam, żeby kadrę utrzymać. I udało się – dodaje.
– Dzięki temu i kilku innym działaniom finansowo jesteśmy blisko, żeby dogonić bieżące zobowiązania. Dziura pozostała, jasne, ale jest niewielka. Ot, 50-60 tysięcy – dopowiada Grzesiak. – Było gorzej, znacznie gorzej. W dalszym ciągu czekamy na pieniądze z dotacji miejskich, z konkursów. To jest największy problem i zmora większości drużyn opierających się o samorząd. Chcę pokazać jedną rzecz. Jak miasta działają. Mamy szansę, by pozyskać 440 tysięcy złotych, z czego około 160 wraca z powrotem do miasta, bo płacimy za boiska. To jest niby zdrowe, ale utrudnia funkcjonowanie w sytuacji, gdy mówimy o niewielkiej dotacji. Tym bardziej że konkurs nie został ogłoszony w grudniu, przez co pieniędzy nie otrzymaliśmy do dziś. Gdyby nie nasze działania, nie mielibyśmy szans, by przygotować zespół do rundy wiosennej. I tak zalegamy zawodnikom z wypłatami, w tym momencie mówimy o dwóch miesiącach poślizgów. Ale myślę, że – mimo wszystko – większość rzeczy poregulujemy. Mam nadzieję, że pieniądze dostaniemy pod koniec kwietnia albo na początku maja. I to takie pieniądze, które spowodują, że będzie łatwiej.
– Dzisiaj jesteśmy na bieżąco ze spłatą zobowiązań w stosunku do wierzycieli. Jako klub wreszcie zaczęliśmy funkcjonować w miarę stabilnie. Drugie półrocze może wyglądać jeszcze lepiej, bo – siłą rzeczy – nie skonsumujemy większości pieniędzy miejskich ze względu na to, że późno tę kwotę otrzymamy. Sportowo trudno będzie wrócić do trzeciej ligi, ale finansowo? Dalibyśmy radę. Mamy obietnicę z miasta, że jeżeli awansujemy, to wróci możliwość pozyskiwania pieniędzy na promocję z miasta i stypendia dla zawodników.
#POWIATBET – W ETOTO OBSTAWISZ NIE TYLKO EKSTRAKLASĘ, I, II CZY NAWET III, ALE RÓWNIEŻ IV LIGĘ!
Gołym okiem widać, że w Wałbrzychu powiało optymizmem. – Nie płacimy pieniędzy rzędu trzech czy czterech tysięcy złotych, co zdarza się i na tym poziomie, ale zbudowaliśmy dobry zespół. Gdyby nie mocne rezerwy Śląska, pewnie awansowalibyśmy spokojnie. 90 procent kadry zespołu stanowią nasi zawodnicy. Chłopcy stąd. W niższych ligach to decydująca sprawa. Swoi to swoi. Kwestia identyfikacji, górniczego charakteru. Przyjezdni by tego nie zapewnili – dopowiada prezes.
Co prawda Górnik wciąż ma zaległości finansowe, ale niewielkie. Nie gra na własnym stadionie, tylko na obiekcie miejskim, jednak mówimy o miejscu z dobrą infrastrukturą. Akademia walczy o certyfikację PZPN-u, generalnie – wszystko zmierza ku lepszemu.
Jeszcze w styczniu klub stał nad przepaścią, ale dzięki zaangażowaniu wielu ludzi utrzymał się przy życiu.
I walczy. O wyprostowanie sytuacji finansowej, o awans do trzeciej ligi, w końcu – może, kto wie – o poziom centralny.
Walczy z nadzieją, że – jak widnieje na jednej ze ścian w klubie – ból jest wyłącznie stanem przejściowym.
A duma pozostaje na zawsze.
Norbert Skórzewski