Każda religia ma swoje rytuały, modlitwy i święta. Rytuałami wyznawców Ekstraklasy są chociażby narzekania na poniedziałkowe mecze, docenianie niebanalnego kunsztu rzutów z autu w aut, gównoburza przed meczami Legii z Lechem.
Za fragmenty modlitw mogą uchodzić te wszystkie „zabrakło szczęścia”, „wyciągniemy wnioski”, „wrócimy mocniejsi” i pozostałe żarliwe zapewnienia, według których ligowiec już nigdy nie zbierze w cymbał, by naturalnie zebrał w cymbał znowu przy pierwszej okazji i to dokładnie w ten sam sposób.
Świętem minionym, zapomnianym i wygasłym jest Podbeskidzie – Górnik Łęczna, świętem aktualnym jest każdy mecz w czołówce, świętami są pierwsza i ostatnia kolejka. Dla prawdziwego ligowego wyjadacza każdy mecz to niedzielna suma o dwunastej, rekolekcje i odpust w jednym, ale dla wszystkich, nawet oglądających piąte przez dziesiąte, świętem o wyjątkowej doniosłości jest Multiliga.
KURSY NA ZAGŁĘBIE LUBIN – WISŁA W ETOTO: ZAGŁĘBIE 2.25 – REMIS 3.65 – WISŁA 3.15
Za co kochamy Multiligę?
Za to, że nie zawodzi.
Zawieść może każdy i wszystko. Kibic piłki nożnej z zawodem jest ożeniony – zawodzi reprezentacja Polski, zawodzą pucharowicze, zawodzi ulubiony klub. Marnuje setkę ulubiony piłkarz, psuje kupon naiwnym zagraniem weteran, trener ustawia tchórzliwą taktykę z defensywnym napastnikiem na szpicy. Śledzenie piłki nożnej to wędkowanie w bajorze rozczarowań, w którym od czasu do czasu uda się mimo to złapać wcale niezłą rybę – tym bardziej ona smakuje, bo tym bardziej zaskakuje posądzanemu przez bliskich o masochizm kibica.
Ale Multiliga wyłamuje się z tego schematu. To osiem meczów rozgrywanych jednocześnie, mało: osiem meczów naszej polskiej Ekstraklasy, gdzie przecież nawet na przestrzeni zapowiadających się byle jak dziewięćdziesięciu zdarzyć może się najbardziej absurdalny scenariusz. Z równoczesnymi siedmiuset dwudziestoma minutami rodzimej kopaniny nie trafić się nie da, szczególnie, że przecież Multiliga to przynajmniej jeden hit, ze dwa-trzy starcia o wszystko, a jeszcze mecze o wygrzebanie się z płytkiego grobu strefy spadkowej, a jeszcze uciekający lider i goniący go peleton.
To jak karne na mistrzostwach świata: nie może się nie udać, emocje są gwarantowane.
KURSY NA LECH – JAGIELLONIA W ETOTO: LECH 2.20 – REMIS 3.40 – JAGIELLONIA 3.50
Gdzie dziś będziemy spoglądać ze zwiększoną uwagę? Znając logikę najwięcej zdarzy się tam, gdzie nie będzie patrzył nikt poza szwagrami zawodników, ale jednak za nią nie podążymy.
Doskonale wiemy, że zbudzeni w środku nocy potrafilibyście wymienić wyjazdowy bilans Korony, ale tym trzem osobom, które choć czytają Weszło tego nie potrafią, przypomnijmy tabelę i meczową rozpiskę.
źródło: 90minut.pl
Arka Gdynia – Miedź Legnica
Cracovia – Lechia Gdańsk
Lech Poznań – Jagiellonia Białystok
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin
Piast Gliwice – Korona Kielce
Śląsk Wrocław – Górnik Zabrze
Zagłębie Lubin – Wisła Kraków
Zagłębie Sosnowiec – Wisła Płock
W pierwszej kolejności patrzymy na mecze, które zdecydują o awansie do grupy mistrzowskiej. Kluczowe są tutaj dwa spotkania bezpośrednio zainteresowanych, a że Jaga i Lech mają pucharowe ambicje – ba, w zasadzie wszystko poniżej pucharów to rozczarowanie – są naszym wyborem numer jeden. Warto też dodać, że Jaga, poza apetytem na trzy punkty, przywiezie też sękacze, forma rewanżu za rozdawane przez lechitów w Białymstoku rogale świętomarcińskie.
Drugą pozycją w menu Zagłębie Lubin – Wisła Kraków, gdzie Biała Gwiazda może kontynuować swoją hollywoodzką historię, która najpewniej sprawi, że Netflix po „Wiedźminie” weźmie się za ekranizację ostatnich miesięcy przy Reymonta. Zagłębie jest w formie i może nawet byłoby faworytem, gdyby nie to, że zdobywa więcej punktów na wyjeździe niż u siebie stosunkiem dwudziestu pięciu do dziewiętnastu. To ligowy ewenement, są tacy, którzy lepiej czują się poza własnym stadionem, ale nie na taką skalę.
Na pewno krzywdy nie będzie miał ten, kto rzuci okiem na egzamin jaki Michał Probierz spróbuje przeprowadzić na liderze z Gdańska. To ten szczególny dzień, w którym cała legijna Warszawa ściskać będzie kciuki za trenera „Pasów”, który poza tym ich ulubieńcem nie jest, ale dzisiaj za jego pomocą można zmniejszych stratę do ferajny Stokowca. Pogoń natomiast, stawiana jeszcze niedawno za wzór futbolu porównywalny tylko z reprezentacją Brazylii z mundialu 1982, z ocierającym się beatyfikację Kostą Runjaicem, jeszcze ma szansę z hukiem spieprzyć się do grupy spadkowej, gdzie siedem meczów mogłaby ogrywać rezerwy, kierownika, magazyniera i sekretarkę.
Czarnym koniem dzisiejszego kopania jest mecz w Sosnowcu, bo nigdzie w lidze nie pada tyle bramek – na Stadionie Ludowym bywalcy obejrzeli już pięćdziesiąt siedem goli, co daje równe 4.0711428571428571 trafienia na mecz. Dla Zagłębia to osławiony mecz o siedem punktów, bo jeśli bić się o utrzymanie, to z sąsiadującą Wisłą Płock wygrywać trzeba. Nieco mniejszy ciężar gatunkowy ma starcie Arki z Miedzią, ale to wciąż starcie na ostrzu noża, w dodatku powrót na karuzelę trenera Jacka Zielińskiego; z tej samej parafii jest mecz Śląska z Górnikiem.
Wymowne, że choć mecz Piasta z Koroną jedzie na końcu, to przecież ekipę Fornalika ogląda się w tym sezonie tak dobrze, że można równie dobrze nie łamać sobie głowy i po prostu zobaczyć co tam znowu były selekcjoner interesującego wymyśli. Bo mało, że dzisiaj Multiliga – to nawet w wewnętrznej rywalizacji multilig zestaw spotkań wyjątkowy, cały przekrój temperatur, menu na wszystkie kubki smakowe.
Niech już będzie osiemnasta, czekamy jak w wigilię na pierwszą gwiazdkę.
Fot. Ekstraklasa/materiały prasowe