Sami zaszczuci ostatnio w naszej lidze. Do Sa Pinto, na którego uwzięli się wszyscy włącznie ze stojącym obok stadionu kościołem i bandami reklamowymi, dołączył Aleksandar Bjelica. Nie kojarzycie? Macie pełne prawo – gość wytrwał w polskim piekle tylko 34 dni, po czym udało mu się skutecznie zbiec z kraju, w którym spotykały go same przykrości. A przecież to nie pierwszy taki przypadek, dwa lata temu Muhamed Keita uciekł z Lecha Poznań po tym, jak prześladowali go ochroniarze na segwayach.
Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: co jest z nami nie tak? Dlaczego tylu obcokrajowców nie może z nami wytrzymać?
Jak donosi dzisiejszy „Przegląd Sportowy”, lewy obrońca Korony po meczu z Cracovią zakomunikował prezesowi, że nie pasuje mu liga, miasto, trener i wymagania, więc pakuje walizki, wyjeżdża z Kielc i kończy z graniem z piłkę raz na zawsze. Nie da się nie zrozumieć piłkarza, mając na uwadze prawdziwe piekło, które zgotowała mu Ekstraklasa i kielecki klub. No bo przecież…
– już na starcie musiał mierzyć się z nieprzychylnością Korony, która wyciągnęła do niego rękę w ostatnim dniu okna transferowego i wyjęła go z klubu, w którym trener otwarcie deklarował, że piłkarz jest już skreślony,
– musiał podpisać skandaliczną 2,5-letnią umowę, która gwarantowała mu, o zgrozo, spokój i stabilizację,
– i to na warunkach, na które – smutna prawda o polskiej piłce – zawodnik się zgodził,
– już od pierwszych dni został zagoniony do wyczerpującej harówki, dostając szansę w wyjściowym składzie po dwóch dniach spędzonych w klubie,
– musiał brać udział w morderczej walce o skład z takimi tuzami jak Gardawski czy Kallaste,
– w klubie, w którym, co mogło dołować najbardziej, nie było wielkiej presji, bo główny cel (utrzymanie) praktycznie został osiągnięty już jesienią,
– przyszło mu żyć w mieście, w którym jest wszystko co potrzebne do życia, ładne centrum, galerie handlowe, restauracje i schludny stadion, co tylko potęgowało wszechobecną rozpacz.
Szacunek, że wytrzymał aż 34 dni.
Jak donoszą belgijskie media, piłkarz wracać nie zamierza, więc Korona powinna w łatwy sposób rozwiązać umowę z winy serbskiego zawodnika. Wydawało się, że kielczanie dokonali całkiem ciekawego transferu – Bjelica jest przecież wciąż względnie młody (25 lat), trochę poważnych miejsc w swojej karierze już zdążył zwiedzić. Zagrał pełny sezon 17/18 w barwach belgijskiego KV Oostende, jesienią również dostał 645 minut na boiskach ligi znacznie lepszej niż Ekstraklasa. Nowy trener powiedział jednak otwarcie, że tak niezdyscyplinowany piłkarz jak Bjelica nie będzie dostawał u niego żadnych szans. Serb grał także chociażby w Utrechcie, Zwolle, Sparcie Rotterdam czy Mechelen, swego czasu przebąkiwało się o zainteresowaniu samego Anderlechtu.
Miał też jednak swoje drugie oblicze – krnąbrnego gościa, który słowo „konflikt” ma wypisane na czole. Na boisku (w swojej niedługiej karierze obejrzał już 46 kartek), ale przede wszystkim poza nim. Najgłośniej było o jego wybryku w Sparcie Rotterdam, gdy przed jednym z meczów zadzwonił do prezesa stawiając ultimatum: albo znajdę się w pierwszym składzie, albo w ogóle nie przyjeżdżam do klubu. W przeszłości nie miał problemów z wymuszaniem odejścia, jak na przykład w Mechelen, gdzie po prostu zaczął olewać swoje obowiązki, opuszczał treningi i w końcu dopiął swego.
Biedny to piłkarz, przez całą karierę wszyscy robią mu pod górkę. Szkoda o tyle, że można było się spodziewać, że zaprezentuje jakieś umiejętności. Jednocześnie mamy nadzieję, że podobną drogą podąży każdy trafiający do naszej ligi reprezentant ósmego sortu kubańskiej pomarańczy. Niestety, większość z nich trzyma się dzielnie.
Fot. Newspix.pl