Dość długo nie wiedzieliśmy, jak traktować wynik i grę Białej Gwiazdy w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. Jedynie wypadek przy pracy? A może rezultat nieobecności w szatni i na boisku Jakuba Błaszczykowskiego i Marcina Wasilewskiego, graczy cholernie ważnych i w formie? Dzisiejszy mecz z Piastem Gliwice trochę pomógł rozwiązać te wątpliwości – gdybyśmy mieli odpowiedzieć po nim, skłanialibyśmy się ku bramce numer jeden. Wisła potrafi grać bez Wasyla oraz Kuby i to nawet z drużynami tak mocnymi i dobrze zorganizowanymi jak ekipa Waldemara Fornalika.
Do zwycięstwa z trzecią aktualnie siłą w lidze zabrakło jej w zasadzie tylko dwóch, choć bardzo istotnych w piłce rzeczy.
Pierwsza: bramkarza.
Mateusz Lis to piłkarz z potencjałem, jesienią miał zarówno dobre chwile (rzadziej), jak i gorsze (częściej), ale chyba każdy fan Białej Gwiazdy przeklina dziś moment, w którym kontuzji doznał Michał Buchalik. Długo wzbraniał się przed tą zmianą Maciej Stolarczyk, ale w końcu i on stracił do elektrycznego Lisa cierpliwość – sęk w tym, że zmiennik rozsypał się po trzydziestu minutach derbów i trzeba było się z byłą jedynką przeprosić.
Dziś Lis zawalił mocniej niż zazwyczaj, bo o ile często nie trzeba było płacić rachunku za jego wpadki, o tyle teraz wrzucamy mu do koszyczka minus dwa punkty (okej, niefortunne określenie, bo pewnie i tak by nie złapał). Najpierw Patryk Dziczek oddał z rzutu wolnego strzał, który nieźle wygląda tylko w statystykach, ale Lis wrzucił go sobie do bramki. Później bramkarz Wisły szukał drugiego gola – na przykład kompletnie nie kontrolował futbolówki przy strzale Konczkowskiego wprost w niego. W końcu w prostej sytuacji wypuścił piłkę z rąk i obrońca musiał się ratować wybiciem za linię końcową. Po kornerze bramkę na wagę remisu strzelił Papadopulos.
Nie dajemy jedynki tylko dlatego, że mogło być jeszcze gorzej – Piast wyczuł, że chłopak sobie nie radzi i oddał aż siedem celnych strzałów, więc pięć udało się jakoś obronić.
Druga: skuteczności.
Tego też było sporo. Sławomir Peszko, już w pierwszej fazie meczu, nie trafił na pustą bramkę po podaniu Kolara. Rafał Pietrzak nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego za rękę Parzyszka. Savicević z dwunastu metrów walnął jakieś dwanaście metrów nad bramką. Kolar nie wykorzystał sam na sam, gdy fatalnie pomylił się Mokwa. I takie sytuacje moglibyśmy mnożyć. Wisła z jednej strony musi się cieszyć, że miała dziś na boisku Palcicia, który świetnie potrafił się znaleźć, a z drugiej – kuksańca w szczepionkę powinien dostać każdy z wymienionych.
Można wrócić i podsumować to w prosty sposób – Piast, w przeciwieństwie do gospodarzy, miał bramkarza, bo Frantisek Plach odwalił dziś kawał dobrej roboty.
Poza tym był to naprawdę fajny mecz, który do końca trzymał w napięciu (już w doliczonym czasie bliscy gola byli Dziczek i Jodłowiec), ale do tego, że spotkania z udziałem Wisły ogląda się bardzo przyjemniej, już chyba wszyscy się przyzwyczaili. Z tego powodu chcielibyśmy widzieć ją w górnej ósemce, ale Mateusz Lis ma chyba inne plany.
[event_results 574386]