Reklama

Podzielony Wodzisław Śląski. Dwie Odry od lat żyją jak pies z kotem

redakcja

Autor:redakcja

04 kwietnia 2019, 13:51 • 28 min czytania 0 komentarzy

Odra Wodzisław Śląski to kawał historii polskiej ligi. Klub ten rywalizował na najwyższym szczeblu nieprzerwanie od 1996 do 2010 roku. Licząc do końca ubiegłego sezonu, Odra zajmuje 22. miejsce w tabeli wszech czasów Ekstraklasy, co samo w sobie wiele mówi. Dziś jednak w Wodzisławiu nie ma śladu wielkiej piłki, a próby nawiązania do dawnych czasów utrudnia fakt, iż dwa kluby od lat nie potrafią się dogadać w sprawie połączenia sił, co miałoby być niezbędnym punktem wyjścia do myślenia o czymś więcej. Postanowiliśmy mocniej zagłębić się w ten złożony i wielowątkowy temat. 

Podzielony Wodzisław Śląski. Dwie Odry od lat żyją jak pies z kotem

Na początku Odra była traktowana w Ekstraklasie jako chwilowa ciekawostka. Zakładano, że zaraz jej nie będzie, mimo że od razu osiągnęła historyczny sukces, zajmując miejsce na podium w sezonie 1996/97. Wtedy po raz pierwszy zagrała w Pucharze Intertoto, w którym wówczas obowiązywał podział na grupy. Wodzisławianie mający za rywali Olympique Lyon, Rapid Bukareszt, Austrię Wiedeń i MSK Żylina nie poszli dalej, ale na wyjeździe rozbili Austrię aż 5:1, co pozostanie ich największym międzynarodowym osiągnięciem.

#POWIATBET STWORZYLIŚMY WSPÓLNIE Z ETOTO, BUKMACHEREM, KTÓRY MA SZEROKĄ OFERTĘ ZAKŁADÓW NA TĘ KLASĘ ROZGRYWEK

Czas leciał, a Odra ciągle funkcjonowała w elicie, stając się trwałym elementem jej krajobrazu. Klub ten zyskał opinię dobrego miejsca do odbudowania kariery, co mogliby potwierdzić chociażby Marek Saganowski czy Grzegorz Rasiak. O czołowe lokaty raczej nie walczono (choć po jesieni 2001 Wodzisław miał sensacyjnego lidera), ale też rzadko dochodziło do rozpaczliwej walki o utrzymanie. Najgoręcej zrobiło się w 2005 roku, gdy ligowy byt zapewniono sobie dopiero po barażowym dwumeczu z Widzewem Łódź.

Tąpnięcie nastąpiło w sezonie 2009/10. Runda jesienna była katastrofalna. Prowadzony najpierw przez Ryszarda Wieczorka, a później Roberta Moskala zespół zajmował ostatnie miejsce z dorobkiem zaledwie jedenastu punktów. Misji ratunkowej podjął się Marcin Brosz, zaś działacze postawili wszystko na jedną kartę. Zimą przyszli m.in. Mauro Cantoro, Arkadiusz Onyszko, Brasilia, Paweł Magdoń, Robert Kolendowicz, Marcin Chmiest i Jakub Grzegorzewski. Nastąpiła poprawa. Początek był bardzo obiecujący. Zespół nie przegrał pierwszych pięciu wiosennych meczów, wywalczył w nich dziewięć punktów. Później jednak wyniki stały się bardziej szarpane. Biorąc pod uwagę wyłącznie wiosnę, Odra byłaby dziesiąta, lecz całościowo to nie wystarczyło i spadła tracąc punkt do czternastej Arki Gdynia. Sezonu w I lidze nawet nie dokończyła. Na mecz do Szczecina kibice pojechali, piłkarze już nie. Drużyna została wycofana z rozgrywek i zaczęły się zawirowania, które w pewnym stopniu trwają do dziś.

Reklama

Obecnie być może mamy w Wodzisławiu ewenement na skalę światową. Dwa kluby, mniej lub bardziej wywodzące się z pierwotnego źródła, funkcjonują osobno. W IV lidze rywalizuje Młodzieżowy Klub Piłkarski (MKP) Centrum Wodzisław Śląski, a poziom niżej – w okręgówce – Akademia Piłki Nożnej (APN) Odra Wodzisław Śląski Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Kibice utożsamiają się z APN-em, na jego mecze regularnie chodzi blisko tysiąc osób. Jest tam dziś zresztą wielu ludzi tworzących Odrę w czasach świetności. Na posadzie trenera znów widzimy Ryszarda Wieczorka, a w kadrze znajdują się m.in. jego syn Jarosław Wieczorek, Mariusz Zganiacz czy Piotr Szymiczek. Nie tak dawno dołączył również Dawid Janczyk, kolejny raz próbujący odbudować swoją karierę.

Pilka nozna. Liga okregowa. APN Odra Wodzislaw Slaski. Trening. 19.10.2018

Nikt jednak nie ma wątpliwości, że najlepszym wyjściem byłoby połączenie się i stworzenie jednej Odry. Podejmowano już kilka prób i nic z nich nie wychodziło.

***

Siedziba czwartoligowego MKP Odra Centrum znajduje się de facto w budynku Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, przy którym znajduje się stadion, na którym grają obie Odry. Pamięta on ekstraklasowe czasy. Od tamtych chwil w zasadzie nic się na nim nie zmieniło, chyba że na gorsze.

odra wodzislaw stadion3

Reklama

Trybuny z lewej strony zostały wyłączone z użytku. Coraz bardziej niszczeją, ale są plany, by wkrótce w ich miejsce postawić nowe.

65

Spotykam się z prezesem MKP Romanem Zielińskim, będącym przy wodzisławskiej piłce od początków Odry w Ekstraklasie. Jego syn gra dziś w seniorach MKP, a wnuk trenuje w najmłodszych trampkarzach. Pokrótce nakreśla historię od szkółki piłkarskiej do klubu czwartoligowego. – W 1995 roku razem ze śp. dyrektorem tutejszego MOSiR-u Józefem Plutą i trenerem Franciszkiem Krótkim założyliśmy szkółkę piłkarską MOSiR Odra Wodzisław. Zaczęliśmy od rocznika 1984 i tak ciągnęliśmy 17 lat. Założenie od początku było takie, że szkółka dostarcza najzdolniejszych wychowanków do ekstraklasowej Odry. Od nas wyszli m.in. Mariusz Zganiacz, Jarosław Wieczorek czy Witold Cichy. Mieliśmy podpisaną umowę, którą z Ireneuszem Serwotką parafował pan Pluta. Nie byliśmy klubem osobno zgłoszonym, tylko rywalizowaliśmy w rozgrywkach trampkarskich na numerze, który w śląskim związku miała Odra. Dopóki Odra grała w Ekstraklasie, nasza współpraca była w zasadzie bezkolizyjna. Ja byłem kierownikiem, koordynatorem, każdy robił swoje. Pan Ireneusz Serwotka i inni działacze jeździli nawet z nami na turnieje do Włoch – zaczyna.

Tutaj jednak bajka się kończy. – W 2009 roku wszystkie szkółki, które znajdowały się przy MOSiR-ze zostały zlikwidowane. Wtedy założyliśmy klub koszykarsko-piłkarski KS Centrum. Przyjęliśmy pod nasze skrzydła sekcję koszykarską, która też miała przestać istnieć i nie miałaby się gdzie podziać. Przez pierwszy rok byliśmy klubem typowo koszykarskim. Piłkarsko kończyliśmy działalność przy MOSiR-ze, ale szykowaliśmy już grunt pod przekształcenie się w klub piłkarski, składając wniosek do śląskiego ZPN-u o przyznanie nam osobnego numeru. To się udało, pod tym numerem gramy do dziś. Na początku mieliśmy trzy najmłodsze roczniki: 1998, 1999 i 2000 – wspomina.

DWADZIEŚCIA ZŁOTYCH FREEBETU ZA SAMĄ REJESTRACJĘ – NAJNOWSZA OFERTA ETOTO DLA NOWYCH GRACZY

Do wejścia w piłkę seniorską „zmusiły” go jednak problemy kontynuatora starej Odry. – W 2010 roku Odra spadła z Ekstraklasy, potem nie dokończyła sezonu w I lidze. Stowarzyszenie kibiców założyło nowy klub Odra 1922. Zaczynali od C-klasy. Po wywalczeniu awansu szczebel wyżej połączyli się z trzecioligowym Startem Bogdanowice i grali tutaj na stadionie na tej trzecioligowej licencji. Kibice nie mieli oporów, żeby to zaakceptować. Po tylu latach w Ekstraklasie byli wygłodniali większej piłki, więc skoro mogli momentalnie przeskoczyć z B-klasy do III ligi, nie kręcili nosami. Spadli jednak do IV ligi i tu się zaczyna cały ambaras. Grali na licencji opolskiej, więc śląski ZPN nie mógł ich przyjąć w swoje struktury. Nie znam szczegółów, aż tak bardzo się nie interesowałem. W każdym razie musieli wrócić do punktu wyjścia, do C-klasy. A tymczasem nasze chłopaki dorastały, szkółki się rozrastały i nadszedł moment, gdy najstarsza grupa kończyła wiek juniora. Mieliśmy do wyboru: albo będą mieli gdzie u nas grać, albo wszystkich puszczamy za darmo na prawo i lewo. Nie istniał już naturalny punkt docelowy, jakim była ekstraklasowa Odra. Postanowiliśmy więc założyć drużynę seniorską. W sezonie 2015/16 wystartowaliśmy od A-klasy, choć mogliśmy nawet od IV ligi – byliśmy jakąś tam cząstką tamtej Odry, mieliśmy z nią podpisaną umowę. Uznaliśmy jednak, że wpuszczanie młodych chłopaków bez ogrania w seniorskiej piłce od razu do IV ligi byłoby skazane na niepowodzenie, rywale by ich pozabijali. Pod każdym względem nie byliśmy wtedy gotowi na ten szczebel. Działaliśmy etapami. Po roku wywalczyliśmy awans do okręgówki, a po kolejnym sezonie do IV ligi – mówi Zieliński.

Roman Zieliński

Pierwszy rok w IV lidze okazał się zaskakująco dobry. – Jako beniaminek chcieliśmy być w pierwszej piątce i to się udało, zajęliśmy piąte miejsce. Dość długo byliśmy nawet liderem, ale finansowo nie mieliśmy szans na przebicie się do III ligi. To już są inne realia. Dopiero co zakończyliśmy bilans za 2018 rok. Przychody wyniosły 498 tys. zł, koszty 516 tys. zł, czyli mieliśmy 18 tys. zł straty. Mamy składki, mamy dotacje z urzędu miasta, grono mniejszych lub większych sponsorów, więc jakoś ten budżet na bieżąco spinamy. Ostatnia dotacja wyniosła 180 tys. zł, czyli łatwo zauważyć, że większość pieniędzy i tak trzeba uzbierać samemu. Wszyscy w zarządzie liczącym 11 osób musimy ostro harować, żeby się to udawało. Nie mamy sponsora strategicznego, czasem lepiej mieć dziesięciu dających po 100 zł niż jednego dającego tysiąc. Przy jednym bylibyśmy bardziej uwiązani, ktoś się obrazi, zwinie majdan i zostaniemy goli. Oczywiście nie mówię, że w życiu nie chcemy sponsora strategicznego, ale na ten moment nie ma w Wodzisławiu osoby, która mogłaby rzucić milion złotych – tak jak pan Zenon Rek z Unii Turza Śląska, którego stać, żeby kupić od nas Marcina Malinowskiego czy Krupińskiego – tłumaczy Roman Zieliński. Do Zenona Reka jeszcze wrócimy.

Zieliński nie ukrywa, że obecnie nie może się opierać na samej młodzieży. – Trzon drużyny tworzą teraz bardziej doświadczeni zawodnicy z okolicy. Trenerem jest Bartłomiej Socha, grający i strzelający dla Odry w Ekstraklasie. Dla przyjemności kopie sobie jeszcze w Lubomii Silesia. Może gdybyśmy mieli go w składzie, skuteczność byłaby większa. Często brakuje nam wykończenia akcji, za dużo kombinujemy w decydujących momentach. Mamy wielu chłopaków, którzy tutaj zaczynali, poszli gdzieś dalej, a teraz wrócili. Jeśli dobrze liczę, jest ich trzynastu. Zimą odszedł od nas Marcin Malinowski, który grał w pierwszym zespole i trenował drużynę z pierwszej ligi juniorów starszych. W Unii Turza dostał szansę sprawdzenia się jako trener seniorów – prezes próbuje zrozumieć taki obrót sytuacji.

Bartłomiej Socha

Mimo to MKP nie zamierza odchodzić od swoich korzeni. Praca z futbolowym narybkiem nadal jest na pierwszym miejscu. – Mamy 12 drużyn młodzieżowych, trenuje u nas 220 dzieci. Rozwijanie szkolenia stanowi priorytet. Sądzę, że nie szkolimy najgorzej, zimą dwunastu naszych chłopaków było na testach w klubach ze szczebla centralnego. Jakub Kuczera odszedł do ROW-u Rybnik, Tomek Neugebauer do Ruchu Chorzów. Łukasz Gajda w zasadzie jest dogadany w Jastrzębiu, już raz w tygodniu z nimi trenuje. Wszyscy rocznik 2003. Mateusz Tomala, syn Grzegorza Tomali, poszedł od nas do Górnika Zabrze. Liczymy jeszcze na Mateusza Praszelika, który jest naszym wychowankiem. Mamy zapewnione bonusy jeśli w barwach Legii zadebiutuje w Ekstraklasie. Na razie dostał parę minut z Rakowem Częstochowa w Pucharze Polski.  Ile możemy zarobić na takich odejściach? Widełki są stałe: 10 tys. zł w przypadku klubu drugo- lub  pierwszoligowego, 30 tys. zł w przypadku Ekstraklasy. Inna sprawa, że nieraz dostajemy pieniądze z dużym opóźnieniem, trzeba się przypominać. Ostatnio dopisujemy punkt, że jak nie zapłacą, to rozwiązujemy umowę i zawodnik wraca do nas, ale dajemy czas. Trochę nas te transfery poratowały, bo mieliśmy zaległości względem chłopaków jeśli chodzi o zwroty za dojazdy, a dotację otrzymaliśmy dopiero w lutym – mówi Roman Zieliński.

I dodaje: – Mamy biednie nawet jak na IV ligę. Trenerzy grup młodzieżowych zarabiają u nas 800 zł brutto. To pasjonaci, dla nich to dodatkowe zajęcie obok normalnej pracy zawodowej. Na trenowanie w innych miejscach nie pozwalam, wymagam pełnej koncentracji na Odrze. Nie można dwom panom służyć, zawsze któryś klub byłby gorzej traktowany. Polonia Bytom w tamtym sezonie na jednego zawodnika przeznaczała więcej niż my na całą drużynę. W dwóch meczach z Polonią zdobyliśmy cztery punkty… W tym momencie zwracamy tylko koszty przejazdu, nie płacimy nic. Chłopaki są stąd, mają fajne boisko, fajną szatnię, dobrego trenera. Na co dzień normalnie pracują, niektórzy przychodzą na treningi w ubraniach roboczych. Mają 3-4 treningi w tygodniu plus mecz. Po prostu chcą się cieszyć z grania, szanuję ich za to.

DARMOWY ZAKŁAD 20 ZŁOTYCH BEZ DEPOZYTU – ETOTO SPECJALNIE DLA CZYTELNIKÓW WESZŁO

W wersję mówiącą, że seniorzy w IV lidze grają za darmo absolutnie nie wierzy Patryk Gruszka. Jeszcze kilka tygodni temu był wiceprezesem APN-u, mającego swoją siedzibę jakieś półtora kilometra dalej, przy ulicy Cisowej. – Nie twierdzę, że płacą tam znaczące kwoty jak na IV ligę, ale na pewno zawodnicy nie grają tylko za zwroty dojazdowe. Za darmo to rok temu grali u nas, gdy nie było jeszcze profesjonalnych piłkarzy. Część zawodników zwyczajnie była kibicami. W ubiegłym roku organizowaliśmy akcję na zrzutka.pl, którą założył właśnie jeden z naszych piłkarzy, on ją firmował swoim nazwiskiem. Zebraliśmy ponad 33 tys. zł – mówi.

W miniony weekend MKP Odra Centrum pokonała u siebie 2:1 LKS Goczałkowice Zdrój. Obecnie zajmuje dziesiątą lokatę. O awansie nawet nie ma co myśleć, zresztą prezes Zieliński przyznaje wprost, że aktualnie to dla klubu za wysokie progi: – Jeśli mielibyśmy wyjść poza IV ligę, w Wodzisławiu musi powstać jeden klub skupiający wokół siebie wszystkich ludzi chcących pomóc naszej piłce. Czy to będzie pod naszym szyldem, czy pod jakimś innym – mniejsza. Były przymiarki, by połączyć się z APN-em. Mieliśmy nawet rozmowy z mediatorem w urzędzie miasta, chciał nas pogodzić jak psycholog. Prezydentowi zależy na połączeniu. W pewnym momencie wystarczyło już tylko postawić kropkę nad „i”. Niestety, plany spaliły na panewce. Ostatnie spotkanie mieliśmy w marcu tamtego roku, jeszcze przed startem rundy wiosennej. Wtedy w świat poszła informacja ustami prezydenta Mieczysława Kiecy, że jest porozumienie, powstanie nowa Odra Wodzisław i od czerwca będzie jeden klub w IV lidze.

Faktycznie, wieści o porozumieniu zostały upublicznione.

odra wodzislaw porozumienie1 screen odra wodzislaw porozumienie2 screen

Jak się jednak okazało, kluczowe było zdanie o czasie „na wspólną pracę nad dopracowaniem wszelkich aspektów finalnego efektu porozumienia”. Tak naprawdę w zasadzie nigdy go nie osiągnięto. Co więc stanęło na przeszkodzie?

Roman Zieliński: – Nie chcieliśmy być spółką – czy z o.o., czy akcyjną – natomiast APN chciał. Dopóki Odra była stowarzyszeniem, klub miał się bardzo dobrze. Dopiero po wprowadzeniu wymogów przez PZPN, że w Ekstraklasie musi być spółka akcyjna, zaczęły się kwasy, co doprowadziło do różnych zawirowań. Moim zdaniem stowarzyszenie ma większy wachlarz możliwości co do swojego rozwoju. W spółce wiadomo, że jest ktoś, kto musi zarobić, na tym to polega. My natomiast chcemy działać czytelnie i transparentnie. Każdego roku oddajemy bilans do urzędu skarbowego, a z ZUS-u dostaję wyciąg o niezaleganiu ze składkami. Dla naszych partnerów, którzy nam pomagają, jest to jakiś komfort. Poza tym, nie wiemy, co druga strona daje w pakiecie. My mamy dokumenty na to, to i to, oni nie doszli do takiego etapu, żeby się prześwietlić i wyłożyć wszystkie karty na stół. We wcześniejszych latach na jednym z pierwszych spotkań przynieśli bilans, strata na 60 tys. zł. I kto miał to płacić?

 – Pan Roman odniósł się tutaj do prób połączenia z 2013 roku. Mógłbym o tym długo mówić, temat na osobny tekst. Pokazuje to natomiast bardzo dobrze, jaką narrację prowadzi pan Roman. Nie podaje realnych argumentów za tym, by odrzucić wspólne tworzenie spółki, tylko przytacza sytuacje z poprzednich lat, które nie miały żadnego znaczenia podczas trwania zeszłorocznych rozmów – odpowiada Patryk Gruszka.

I przedstawia swój punkt widzenia. – Jako klub i środowisko kibiców przygotowaliśmy się do tych rozmów. Odbyłem wcześniej spotkanie z prezesem GKS-u Jastrzębie. Klub ten jest spółką akcyjną, w której akcje ma stowarzyszenie kibiców. Dokładnie nam opowiedział, jak to zakładano, jak miasto się przy tym udzielało. Pan Roman, gdy zaczynali z piłką seniorską, powiedział nawet w jednym z wywiadów, że wzorem będzie Jastrzębie. No i podczas rozmów zaproponowaliśmy właśnie odzwierciedlenie modelu jastrzębskiego. Tam też zlikwidowano sekcje młodzieżowe MOSiR-u i przeniesiono je do spółki. To zdrowy układ, do dziś w Jastrzębiu funkcjonuje, korzyści widać gołym okiem. Argument MPK był taki, że już raz tu spółka była i widzicie, jak się skończyło. Pan Roman zapomniał, że był jednym z pracowników tej spółki i też ją drenował jak wszyscy inni, bez patrzenia w przyszłość. Jak tylko skończyły się pieniądze z Canal+, to spółka padła, bo to stanowiło główne źródło jej finansowania. Przykry koniec tej spółki nie był przypadkiem, nie wziął się z niczego, a dziś się zachowują, jakby o tym nie wiedzieli. Proponowaliśmy również założenie spółki przez miasto i wejście do niej dwóch klubów, na czym by wspólnie budowano. Tak to funkcjonuje w Bytomiu czy Tychach – tłumaczy Gruszka.

ODRA CENTRUM WODZISŁAW ŚLĄSKI POKONA LKS BEŁK W NAJBLIŻSZYM MECZU IV LIGI? ETOTO PŁACI PO KURSIE 3,25. LKS FAWORYTEM, KURS NA WYGRANĄ GOŚCI WYNOSI 1,80

Jego zdaniem APN był naprawdę mocno elastyczny w rozmowach i był gotowy iść na daleko idące kompromisy. – Zaproponowaliśmy wcześniej trzy rozwiązania. Pierwsze – spółka akcyjna, którą założyłoby MPK, ma taką możliwość. Akcjonariat objęłoby miasto, APN i stowarzyszenie kibiców. Wtedy byłaby to naprawdę jedna Odra. Drugie – nowe stowarzyszenie. MPK nie chciało, bo mają różne zapisy w umowach transferowych odchodzących zawodników typu procent z następnego transferu i tak dalej. Twierdzili, że przy nowym stowarzyszeniu te zapisy przestałyby obowiązywać. Co innego mówią jednak radcy prawni. Wystarczyłoby sporządzić aneks z cesją na nowy podmiot. Nie byłby to żaden problem, ale nie przyjmowali tego argumentu. Trzecie rozwiązanie rzecz jasna od razu odrzucili: MKP znika i wszystko przenosi do APN-u – wylicza Patryk Gruszka.

I dodaje: – Miasto nie chciało być stroną w tych rozmowach, jedynie pomagać w dialogu. Dało się jednak wyczuć, że dla magistratu też najlepszym rozwiązaniem jest likwidacja APN i przejście kibiców do MKP. Byliśmy nawet gotowi na to przystać, jednak z zastrzeżeniem, że mamy realny wpływ na statut tego stowarzyszenia i skład zarządu. MKP ma dziś piętnastu członków zarządu i ciągle twierdzi, że są to rodzice dzieci z zespołów młodzieżowych. A tak naprawdę najczęściej są to trenerzy i kierownicy tych grup. Gdyby chodziło o rodziców, nie mogłoby to normalnie funkcjonować, bo przecież najstarsze roczniki co roku odchodzą, najmłodsze przychodzą, a kadencja zarządu jest czteroletnia. A o wszystkim i tak decyduje głównie pan Roman. Ale ok, poprosiliśmy o treść nowego statutu, nanieśliśmy do niego swoje poprawki. Jedna z nich brzmiała, że zarząd jest tylko 4-osobowy, z czego dwóch członków jest od nas – to dogadaliśmy na uściski ręki. Wysłaliśmy proponowanych członków nowego zarządu mailem, którego mam do dzisiaj. Nawet nie dostaliśmy odpowiedzi. Po jakimś miesiącu załatwiałem umowę na stadion w MOSiR-ze, zapukałem do pana Romana. Pytam go, czy w ogóle dostał tego maila, czy będzie jakaś odpowiedź. Skończyło się na gadce „no ale co ty tam w ogóle wysłałeś”. Dopiero po kilku dniach wiceprezes Adam Mokry odpisał, że po konsultacji bla bla nie zgadzają się. Podczas ostatniego spotkania z prezydentem przedstawiłem tego maila. Prezydent zaczął sprawiać wrażenie, że zaczyna się trochę gniewać na MKP. Nic to jednak nie zmieniło.

Roman Zieliński: – W marcu tamtego roku miało być tak, że APN nie przystępuje wiosną do rozgrywek w okręgówce i szykujemy się już na nowy sezon w IV lidze. APN był już praktycznie w rozsypce, mogło być po nich. Wzięlibyśmy na wiosnę chłopaków, którzy grali u nich, zaadaptowaliby się przez te pół roku. Ostatecznie wystartowali, utrzymali się w ostatniej kolejce. Zrobili wszystkich w balona – począwszy od pana prezydenta, a skończywszy na nas. To już zaczyna wyglądać jak walka PiS-u z PO, ciągle jednym lub drugim coś nie pasuje. A cierpi na tym wodzisławski futbol. 

Patryk Gruszka: – Deklaracja wycofania drużyny z rundy wiosennej? Zwykłe kłamstwo. Istniało takie zagrożenie, mieliśmy trudną sytuację finansową, ale na szczęście problemy rozwiązaliśmy, co MKP się nie spodobało. Liczyli, że my się wycofamy – nawet wyłącznie dlatego, że zabraknie pieniędzy – i zadeklarujemy, że od czerwca już wszystko robimy razem. Ale głównym powodem braku porozumienia było to, że tak naprawdę interesowało ich jedynie nasze wycofanie i przeciągnięcie kibiców na mecze do nich. A wtedy już nazwaliby się wszem i wobec Odrą Wodzisław.

 – Pewnie zarzucą mi, że trzymam się stołka. Mówię panu pod Bogiem: nie wziąłem jeszcze z klubu ani złotówki. Jedenasty rok pracuję za darmo, z czystej pasji. Dopóki będę prezesem, nikt z zarządu nie weźmie z klubu złotówki. I nie bierze – zapewnia Roman Zieliński.

Nie pomylił się. Istotnie druga strona zarzuca mu, że klub w sporej mierze finansowany przez miasto uczynił swoim prywatnym folwarkiem. – Pan Roman Zieliński, odkąd odszedł z Odry Wodzisław, jest pracownikiem MOSiR-u, czyli jednostki budżetowej miasta. Razem z panem Mokrym niby są jakimiś kierownikami w dziale organizacji, ale tak naprawdę od wielu lat za miejskie pieniądze jako pracownicy MOSiR-u prowadzili ten klub w czasie pracy. Nikt się z tym nie krył, nawet nie próbowano stwarzać pozorów. Dopiero jak nam zaczęli robić pod górkę, gdy Odra grała w III lidze po fuzji ze Startem Bogdanowice, zaczęliśmy to nagłaśniać i niby teraz w czasie pracy mają się zajmować obowiązkami służbowymi, a nie MKP. Jak robili pod górkę? Odra została w III lidze spółką z o.o., chcieliśmy od nich brać najzdolniejszych juniorów, drużyny seniorskiej wtedy nie mieli. Podpisaliśmy umowę o współpracy, wszystko pięknie, ale jak przyszło co do czego, wyszło, że jakiegoś piłkarza nie dostaniemy, bo jakiś trener z ambicjami chciał sobie wygrać ósmą ligę juniorów. Tak po prawdzie, mogli być trochę zrażeni. Nasz ówczesny prezes Gostyński podpisał z nimi wcześniej umowę odnośnie jednego zawodnika i połowę tych pieniędzy dostali dopiero po interwencji w ŚZPN. Zrazili się na dobre i w końcu sami wystartowali jako seniorzy w A-klasie, co samo w sobie stanowiło ewenement. My, jako reaktywowana Odra, musieliśmy w 2011 roku startować od C-klasy – rozwija wątek Patryk Gruszka.

Nie jest on w stanie stwierdzić, czy są jeszcze jakieś szanse na połączenie w przyszłości. Na pewno już nie będzie brał udziału w rozmowach. – Jedynym efektem poprzednich prób jest dostrzeżenie przez środowisko kibiców i działaczy, że MKP w ogóle nie interesuje ogólne dobre wodzisławskiej piłki, tylko dobro ich klubu. Gdyby było inaczej, to wstyd byłoby im brać 200 tys. zł dotacji na klub, którego mecze ogląda 20 osób. W tamtym sezonie na meczu MKP z liderem tabeli kupiłem w połowie spotkania bilet z numerem 32. Jak goście strzelili gola, połowa widzów się… cieszyła, byli kibicami gości. Oni nikogo nie interesują. Dla porównania: jak APN grał z głównym rywalem do awansu Unią Turza, to stawiło się 3 tys. osób. – To jest mój klub – nieraz tak mówi pan Roman. Jasne, na pewno wiele serca w niego włożył, kawał roboty wykonano, ale tak naprawdę po co i dla kogo? Mają dotację z miasta, za obiekty nie płacą, otworzyli sobie klasy sportowe, więc połowa treningów odbywa się normalnie w czasie lekcji. Ich sukcesy transferowe to przeważnie zawodnicy, którzy na sezon czy pół roku przyszli z innego klubu wyciągnięci przez pewnego menadżera, który ma w swoim CV wyrok za korupcję w polskiej piłce. On jest ich głównym agentem, w dużej mierze za miejskie pieniądze zrobił sobie stajnię dla trzystu młodych piłkarzy i liczy, że kilku kiedyś przyniesie mu konkretniejszy pieniądz. Sądzę, że pan Roman po prostu ma zaufanie do tego człowieka, zwłaszcza że jest zniechęcony do nas, więc w to wszedł – mówi Gruszka.

Roman Zieliński zapytany o powyższe kwestie, odparł krótko: – Widzę, że pan Gruszka dalej trzyma się swojej filozofii  o złym człowieku z MKP i doskonałości  swojej osobowości  jako działacza. Nie będę polemizował z osobą, która na każdym kroku szuka mojego spisku przeciwko  Odrze, dla której pracowałem kilkanaście lat i osiągnąłem z młodzieżą jakieś sukcesy, będąc jednocześnie trenerem reprezentacji Śląska rocznika 1987. Nie będę odnosił się do wypowiedzi będących jednym wielkim stekiem  bzdur i insynuacji ze strony byłego już wiceprezesa, na którym być może poznali się już  jego kolejni przełożeni.

Zieliński zapewnia, że nie jest przyspawany do stołka i jako przykład podaje historię z zeszłego roku, gdy był gotowy usunąć się w cień, bo na horyzoncie pojawił się inwestor dla MKP. – Miałem przestać być prezesem Odry rok temu, gdy mógł tu przyjść wspomniany pan Zenon Rek. On miał zostać naszym sponsorem strategicznym i zostałby też prezesem. Stworzylibyśmy klub na III ligę, a druga drużyna zostałaby jako Unia Turza i grała w okręgówce, byłaby naszym zapleczem. Rotacja zawodników byłaby bezkolizyjna. Fajny układ. Pan Rek dawałby 200-250 tys. zł, my byśmy dołożyli swoje, to jak na trzecioligowe realia pieniędzy mielibyśmy wystarczająco. I nie wierzę, że łącząc te dwa składy nie moglibyśmy powalczyć o awans. Powiedziałem w obecności pana prezydenta i pani wiceprezydent, że jeśli zostanie to sfinalizowane, jestem gotowy się wycofać i mogę pełnić inną funkcję – dla dobra tego klubu. Zależy mi na jego rozwoju. Z panem Rekiem nie dogadaliśmy się jednak w kwestii składu zarządu. Miał być 12-osobowy, z podziałem 6 na 6, ale głos pana Zenona liczyłby się podwójnie. W praktyce wyszłoby 7 do 6, moglibyśmy zostać przegłosowani w każdej sprawie. Byłoby po klubie. Nie mogliśmy się zgodzić, my też mamy jakiś kapitał klubowy: obiekty, na których gramy i trenujemy, 12 drużyn młodzieżowych, seniorów w IV lidze. A Unia Turza chyba odpuściła, zleciała z III ligi do okręgówki – mówi.

Jak próby połączenia z Unią Turza miały się do idei jednej Odry? – Stworzenie wspólnej Odry byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale z drugiej strony, nie zamykamy się na rozwój jako Odra Centrum. Nasz zarząd w każdej chwili jest gotowy znów siąść do rozmów z APN-em. To jednak nie wyklucza działań rozwojowych na własną rękę. Nawet połączenie z trzecioligową Turzą nie zamknęłoby drogi do jednej Odry, ale wtedy de facto musiałyby się już dogadać trzy podmioty, co byłoby jeszcze trudniejsze – tłumaczy Zieliński.

DAMIAN OLCZAK STRZELI GOLA DLA ODRY CENTRUM W MECZU Z LKS BEŁK? ETOTO PŁACI Z KURSEM 1,80

Na razie więc nadal dwie Odry funkcjonują obok siebie. Która jest tą prawdziwą? – Żaden z tych dwóch klubów nie jest prawdziwą Odrą Wodzisław. Prawdziwa będzie wtedy, gdy powstanie jeden klub z nazwą MKS Odra Wodzisław Śląski. Z członem „MKS” temat jest skomplikowany, trzeba byłoby poodkręcać pewne rzeczy będące pozostałościami po długach z Ekstraklasy, a chodzi o duże kwoty. To jednak nie jest przeszkodą do połączenia jako takiego, można dodać na początku inny człon. APN tylko marketingowo używa członu MKS. Nic im się nie dzieje, bo nie ma właściciela, który by się o to upomniał – uważa Roman Zieliński.

Patryk Gruszka widzi to zupełnie inaczej: – Stary MKS jest spółką w stanie likwidacji. Po zarządzie nie ma śladu, to byli Czesi. Nie wierzę, że tę spółkę można odzyskać i przejąć jej długi. Używanie członu MKS nie oznacza wzięcia na siebie tamtych zobowiązań. 28 maja tamtego roku ja i sześć osób z ruchu kibicowskiego zarejestrowaliśmy na nowo stowarzyszenie MKS Odra Wodzisław Śląski. Miał to być fundament do zjednoczenia się na podstawie nowego stowarzyszenia prowadzonego przez dwie strony rozmów. Stare stowarzyszenie, który uzyskało historyczny awans do Ekstraklasy w 1996 roku, pod koniec 2017 roku zostało wykreślone przez sąd z KRS-u. Przestało działać, miało jakieś niewielkie zaległości, nie ustanowiono nowego zarządu i w końcu zostało wykreślone. Zaczęliśmy więc z czystą kartą. To, co mówi tutaj pan Roman, to wersja „na wygodnego”.

A wracając do tematu „prawdziwej Odry”, Gruszka stwierdza: – Spółka APN Odra jest bezpośrednią kontynuacją stowarzyszenia KP 1922 Odra, które powstało zaraz po upadku spółki akcyjnej po degradacji z Ekstraklasy. Podobnie odradzał się Widzew Łódź. Upadła spółka akcyjna Widzew, od razu założono stowarzyszenie, dostali IV ligę i grali. No i są Widzewem, nikt tego nie kwestionuje. Tak samo było u nas. Patrząc bardzo skrupulatnie, nie ma już tamtej Odry Wodzisław, tak jak nie ma starego Lecha Poznań, Widzewa Łódź, Polonii Warszawa, ŁKS-u, Pogoni Szczecin, Polonii Bytom, Zawiszy Bydgoszcz. Ale każdy dobrze wie, że są. My się uważamy za Odrę Wodzisław. Nie za kontynuację, bo ktoś powie, że nie wzięliśmy długów. Po prostu za Odrę. Kibice, którzy utożsamiali się z klubem i tworzyli tę społeczność, w całości są przy nas. Nie rozumiem więc, jak można kwestionować, że nie jesteśmy Odrą Wodzisław. To kibice sami uznają, gdzie jest ten prawdziwy klub.

Kibice APN-u podczas ostatniego domowego meczu ligowego z Naprzodem Borucin.

APN aktualnie prowadzi w tabeli, ale Unia Turza ostro naciska, przegrywa tylko gorszym bilansem za bezpośrednie starcie. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że w przyszłym sezonie moglibyśmy mieć czwartoligowe derby Wodzisławia Śląskiego. Roman Zieliński wolałby uniknąć takich meczów. – Derby Wodzisławia? Chcielibyśmy do nich nie dopuścić i grać w osobnych grupach. Już w okręgówce było gorąco, zbyt gorąco. Stadion zadymiony, wiele wulgarnych okrzyków. Gramy derby, a atmosfera jak na wojnie. Ludzie, którzy na co dzień mijają się na ulicy, na stadionie się obrażali. Nie o to nam chodzi – komentuje.

Patryk Gruszka: – Co było na derbach? Przypominanie wszystkiego, pan Roman był wywoływany z nazwiska i przezwiska za to, co robi. Krąży na trybunach przyśpiewka „Roman Zieliński, zakała lokalnej piłki”. Żyjemy na tak małej przestrzeni, że obie strony doskonale wiedzą, co się dzieje w drugim klubie. Zastrzeżenia do pana Romana mają nie tylko ludzie od nas. Rodzice płacący składki skarżą się, że za wszystko inne też muszą sporo płacić, czy to za obóz czy komplety treningowe. Pan Roman bierze 200 tys. zł dotacji, a potem tylko mówi, że nie ma, nie ma i nie ma. IV liga kosztuje, skoro ma najemników.

Gruszka od kilku tygodni nie jest już wiceprezesem APN-u. Władze klubu wyłoniono od zera. – Nowy zarząd i tak musiał zostać wybrany. Poprzedni, w którym byłem wiceprezesem, stracił funkcjonalność. Wcześniejszy prezes, pan Grzegorz Gostyński, jakiś czas temu zrezygnował i jako następcę namaścił panią prezes. Miał dopilnować formalnego złożenia rezygnacji, nawet zapewniał, że wszystko jest wysłane do gliwickiego KRS-u. Okazało się, że tego nie zrobił albo coś pomieszał. W każdym razie zarząd był dysfunkcyjny, a pan Gostyński stał się „nieosiągalny”. Dodatkowo w styczniu czy lutym otrzymał jakiś wyrok i został wykreślony w KRS-ie jako prezes. Spółka nie miała więc wpisanego ani starego prezesa, ani nowego. Musiało nastąpić walne zgromadzenie udziałowców, żeby powołać następnego prezesa. Przy tej okazji ja złożyłem rezygnację – rozjaśnia Gruszka.

Na temat powodów swoich rezygnacji nie chce się rozwodzić. – Zadecydowały sprawy osobiste. W marcu zmieniłem pracę, mam 4-letniego synka. Nie miałbym już tyle czasu, żeby w takim stopniu angażować się w działalność klubu – tłumaczy.

Sprawa ze zmianą władz w APN-ie wygląda dość dziwnie. Na oficjalnej stronie do dziś nie pojawił się komunikat, jako prezes cały czas widnieje Izabela Andrzejczyk. Dwa miesiące temu zmarł kibic, który zajmował się witryną Odry, ale później inne materiały mimo to się na niej pojawiały, więc nie jest to wytłumaczenie. Wszelki kontakt ogranicza się do maila, podczas gdy na stronie MKP mamy podany telefon do każdej ważniejszej osoby z klubu – z prezesem i trenerem Sochą na czele. Dopiero przeglądając lokalne media dowiedzieliśmy się, że nowym prezesem APN-u został Grzegorz Swiatek. W protokole meczowym był ostatnio wpisany jako trener bramkarzy.

Niedawno APN ogłosił podpisanie umowy z bukmacherem. Na konferencji prasowej jedną ze sztandarowych postaci był agent Jorge Fuster Molla, mający ściśle współpracować z Levante. Gruszka zapewnia, że nie jest to pic na wodę. – Z Levante naprawdę mamy podpisaną umowę o współpracy. Osobiście byłem w Walencji w październiku ubiegłego roku, gdzie wszystko zaczęliśmy dogadywać. Umowę podpisaliśmy pod koniec stycznia w Wodzisławiu. Levante umożliwia Odrze i akademii pracę z hiszpańskimi elementami szkolenia na preferencyjnych warunkach. Klub ten ma swój program partnerski i współpracuje z wybranymi podmiotami. Przedstawiciele Hiszpanów byli u nas z wizytą, zobaczyli obiekty i bazę, spotkali się z prezydentem Wodzisławia. Nie wiem, jak obecnie wygląda realizacja założeń z tej umowy, ale mam nadzieję, że już niedługo zobaczymy realne działania w tym zakresie – mówi.

W tle pojawia się jeszcze inny markowy klub z Zachodu. – Ostatnie rozmowy z APN-em prowadziliśmy w lipcu, ale wtedy już zaczął się tam Wolfsburg i inne sprawy. To dość śliski temat, wszyscy się z tego śmieją, ale na szczęście to nie nasz problem – stwierdza Roman Zieliński.

Patryk Gruszka nie chciał komentować sprawy, nie miał pełnego wpływu na to, jak przebiegała. Drążąc tu i ówdzie można usłyszeć, że pojawiają się wątpliwości, czy osoby podające się za przedstawicieli Wolfsburga faktycznie są z nim tak mocno związane jak chciałyby, by było to przedstawiane. Jeden z lokalnych dziennikarzy dostawał nawet telefon z groźbą sprawy sądowej, gdy napisał o „współpracy z Wolfsburgiem”, co w samo sobie brzmi kuriozalnie, bo przecież trudno nazwać taką frazę zarzutem o coś niecnego. Ale ok, to temat na osobny tekst.

Relacje między MKP a APN-em stały się jeszcze bardziej szorstkie dwa lata temu z powodu „afery koszulkowej”. – Cały magazyn, który został po Ekstraklasie i lidze – łącznie z pucharami – był zlokalizowany w budynku MOSiR-u. Do dziś nie wiadomo, gdzie jest część tych rzeczy. Był tam też sprzęt sportowy firmy Tico. Gdy graliśmy w III lidze i wynajmowaliśmy tu stadion, mieliśmy dostęp do tego sprzętu. Ale gdy potem nie zostaliśmy dopuszczeni do IV ligi, niemalże nas z tego magazynu wyrzucono przez zaległości w czynszu za wynajem. A później widzimy zdjęcia, jak jeden z roczników MKP ma koszulki z gotyckim napisem Odra Wodzisław. Właśnie takie sprzedawała ekstraklasowa Odra. Mieliśmy też zdjęcia innych koszulek na ich treningach. No a koronnym dowodem były relacje chłopaków z naszych podwórek, którzy grali w MKP. To często przecież byli nasi koledzy i kibice Odry. Potwierdzali, że dostawali ładne koszulki z Tico. Ludzie z MKP twierdzą, że przy wypowiedzeniu umowy wszystko nam z tego magazynu przekazali. Potem wypierali się, że takie koszulki z doprasowanym nowym herbem każdy mógł sobie zrobić. Ale młodzi bez ogródek mówili, że przyszedł pan Roman i im to dał – wspomina Patryk Gruszka. I dodaje: – Cała sprawa nie wzbudza już we mnie tak wielkich emocji i potrafię nawet się z tego śmiać, ale wcześniej nie było mi do śmiechu. Moja działalność w Odrze odbiła się znacznie na moim życiu i część konsekwencji ponoszę do dzisiaj.

– APN porozwieszał plakaty oskarżające nas o kradzież koszulek z herbem Odry, by nasi chłopcy mieli w czym trenować. Byłem trenerem w Odrze, mogłem mieć każdą koszulkę, ale to ja im coś ukradłem. Myśmy stary sprzęt  wyrzucali czy rozdawali po szkołach. Kto chciał, to brał – odpowiada Roman Zieliński.

Prezes MKP wtedy poważnie zastanawiał się nad rezygnacją. Zresztą, później również. – W tamtym roku poczułem ogólne zmęczenie. Dostaliśmy zdecydowanie niższą dotację z miasta niż nam obiecano, a w oparciu o tę kwotę zaplanowaliśmy już pewne wydatki. Naprawdę z wielkim trudem spięliśmy budżet, jeszcze mi przybyło siwych włosów. W tym roku dotacja jest jeszcze mniejsza, ale już byliśmy przygotowani na taką opcję – mówi Zieliński.

Czy to znaczy, że MKP i APN cały czas patrzą na siebie spode łba? – Trudno mówić o jakichś relacjach z zarządem APN-u, który ciągle się zmienia. Ale z Patrykiem Gruszką mamy przyzwoite relacje. Na początku było nie bardzo, ale potem potrafiliśmy normalnie rozmawiać. Bardziej kibice są wrogo nastawieni, że to ja nie chcę się połączyć. A to przecież nie jest mój prywatny klub – przekonuje Roman Zieliński, choć słowa te wypowiedział przed kilkoma uwagami Patryka Gruszki, które padają w tym tekście.

Gruszka: – Panu Romanowi mówię „dzień dobry”, jak trzeba to nawet rękę podam, ale tylko dlatego, że nie jestem typem człowieka od szabli. W dawnych czasach powinienem go co najmniej wyzwać na pojedynek.

Wygląda więc na to, że zjednoczenie sił to bardzo odległa perspektywa, na dziś w zasadzie nierealna, pozostająca w sferze marzeń. – Funkcjonowanie dwóch klubów na dłuższą metę grozi wegetacją. Jeśli APN wejdzie teraz do IV ligi, raczej w niej utknie. Na III ligę nie mamy szans, po prostu nas nie stać. APN-u też by nie było. Tylko łącząc się w jedną Odrę moglibyśmy dać radę, na to miasto byłoby stać. Po awansie musielibyśmy mieć budżet na poziomie 700-800 tys. zł, czyli o 200-300 tys. zł większy niż teraz – podsumowuje Roman Zieliński.

1 kwietnia lokalny portal opublikował tekst na prima aprilis, że powstanie trzecia Odra Wodzisław, w którą miliony chcieliby włożyć Czesi, a trenerem mógłby zostać znany i lubiany Stanislav Levy. Niby żart, ale na moment można było się nabrać, bo chyba prędzej ziści się taki scenariusz niż MKP i APN staną się jednym klubem, skupiającym na sobie całą uwagę wodzisławskiego środowiska piłkarskiego.

PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. własne/newspix.pl 

Najnowsze

Ekstraklasa

Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Piotr Rzepecki
2
Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Weszło

Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
5
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?
Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
10
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...