Reklama

Derby zalążków sytuacji

redakcja

Autor:redakcja

02 kwietnia 2019, 21:03 • 3 min czytania 0 komentarzy

To był świetny mecz na wtorkowy wieczór. Taki do pominięcia, którego można nie obejrzeć. Jeśli ktoś podjął taką decyzję, nic nie stracił, za to zyskał dwie godziny życia. Śląsk Wrocław i Miedź Legnica niby oddały razem 27 strzałów w derbach Dolnego Śląska, z czego 11 celnych. Na papierze mogłoby się wydawać, że mieliśmy efektowną wymianę ciosów i tylko jakimś cudem piłka ani razu nie wpadła do siatki. Niestety, w tym przypadku statystyki w ogóle nie oddają rzeczywistości.

Derby zalążków sytuacji

Dostaliśmy bowiem spotkanie, w którym dopiero w końcówce zaczęło się coś dziać. Wcześniej było jedynie nabijanie liczby uderzeń, ale żadne nie miało prawa zakończyć się golem. Ba, w zasadzie żadne nie zostało oddane z dobrej, wypracowanej sytuacji. Jeśli już, moglibyśmy mówić o zalążkach sytuacji. Ciągłe rozbudzanie apetytów i zabieranie talerza, gdy już ślinka zaczęła cieknąć.

Przez godzinę dominowała Miedź, która sprawiała znacznie lepsze wrażenie. Sprowadzało się to głównie do zgrabnego rozgrywania piłki na połowie rywala – nawet przy jego intensywniejszym pressingu – i zbieraniu “drugich piłek”. Wszystko wyglądało fajnie, ale wyłącznie do momentu, w którym w końcu należało przyspieszyć i wprowadzić element zaskoczenia. Tego legnicki beniaminek kompletnie nie potrafił. W zwalnianiu akcji prym wiedli zwłaszcza ci, od których należało wymagać czegoś odwrotnego: Juan Camara i Petteri Forsell. Fin na dodatek miał całkowicie rozregulowany celownik. Jeśli dobrze pamiętamy, cztery razy próbował strzelać z dystansu i ani razu nie było nawet blisko. Po drugiej stronie to samo dotyczyło Lubambo Musondy. W drugiej połowie ciągle uderzał – przeważnie wychodziło niecelnie, a jak już udało się trafić w światło bramki, Anton Kanibołocki miał interwencję z gatunku formalność.

Śląsk sprawiał wrażenie zdezorientowanego i zdziwionego, że goście nie przyjechali się położyć i prosić o najniższy wymiar kary. Marcin Robak i Arkadiusz Piech zostali odcięci od gry. Skrzydła funkcjonowały na 25 procent. Damian Gąska w ogóle, Musonda od czasu do czasu. W środku pola tylko Michał Chrapek mniej więcej trzymał przyzwoity poziom. Jakub Łabojko dopiero w końcówce zaczął się pokazywać do gry i niewiele brakowało, a mógłby znów zdobyć bramkę. Po podaniu Piotra Celebana doszedł do dobrej sytuacji, ale zatrzymał go wychodzący na przedpole Kanibołocki.

Miedź może żałować dwóch okazji. Główki Aleksandara Miljkovicia (refleks Jakuba Słowika) i kontry z końcówki zapoczątkowanej przez… fatalne zagranie Mateusza Hołowni przed polem karnym rywala. Camara odegrał na prawo do Fabiana Piaseckiego i lekko wygonił go do boku. Strzał został oddany z sygnalizowanej pozycji, Słowik spokojnie sobie poradził. Była jeszcze niecelna przewrotka Camary. Efektownie wyglądała, precyzji trochę zabrakło.

Reklama

Trener legniczan Dominik Nowak dokonał kilku zmian w składzie po porażce z Zagłębiem Sosnowiec. Do jedenastki wskoczyli Miljković, Osyra, Pikk i Ojamaa, a wypadli z niej Musa, Zieliński, Roman i Fernandez. Ogółem wyszło na plus, bo jeśli ktoś tu miał dziś wygrać, to Miedź.

Aż dziw bierze, że byliśmy w stanie tyle napisać o tym meczu. Remis oznacza, że Śląsk zachował trzypunktową przewagę na swoim wtorkowym przeciwnikiem. I tyle, nic więcej nie napiszemy.

[event_results 573308]

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...