Każdy z nas zna takiego ziomka, co to w liceum był liderem klasy, szkolnym zawadiaką, w którym kochały się dziewczyny. Jeszcze kilka lat temu pewny siebie kozak, który – tak się przynajmniej wydawało – ustawi się w życiu jak król. Tymczasem ostatnio minąłeś go w sklepie i wyglądał jak wrak człowieka – przetłuszczone włosy, niedbały wąs, brzuch wylewający się zza paska, rozczarowanie wypisane na twarzy, kiepska praca, stare i zdezelowane auto na parkingu. Wypisz-wymaluj obecny Lech Poznań.
Jak to się stało, że Lech z jedynej drużyny, która mogła rzucić wyzwanie Legii, stał się ligowym przeciętniakiem? Jak to się stało, że jeszcze w 2015 roku na murawie przy Bułgarskiej Kolejorz odbierał trofeum za mistrzostwo Polski, a dziś po tej samej murawie niosą się tylko okrzyki wzywające władze klubu, do rychłego odejścia? Jak z klubu stawianego za wzór zarządzanie Lech stał się pośmiewiskiem całej piłkarskiej Polski?
Wszystko przez złe, głupie, niezrozumiałe decyzje podejmowane przez władze klubu na przestrzeni ostatnich czterech lat. Wybraliśmy dziesięć z takich decyzji, a pewnie mogliśmy i piętnaście. Albo i dwadzieścia. Co sprawiło, że Kolejorz tak zmarniał?
1. Schrzanione dwa okna transferowe po mistrzostwie
Lech po sezonie 2014/15 miał wszystko, by zrobić krok naprzód. Stabilne finanse, dobry trener, euforia wśród kibiców spowodowana mistrzostwem. Kolejorz był jak bolid formuły 1 ustawiony na pole position – wszystkie okoliczności tego lata w 2015 roku pozwalały twierdzić, że prymat Legii na krajowym podwórku zostanie przełamany. Mało tego – pachniało tutaj zerwaniem z tradycją zbierania eurowpierdoli na każdej litewskiej wiosce. Lech miał potencjał ku temu, by szarżować Europę.
Ale tak koncertowo spieprzył dwa następne okna transferowe po mistrzostwie, że w następnym sezonie ten zespół nie przypominał w niczym skutecznej maszynki Skorży, która ledwie kilka miesięcy wcześniej demolowała wszystkich na drodze do mistrzostwa. No bo zobaczmy:
– letnie transfery – Robak, Thomalla, Tetteh, Gajos, Dudka
Plan był taki, że Robak wskoczy jako ten nominalny napastnik do pierwszego składu, a Thomalla dostanie czas, by się ogrywać. Ale doświadczony snajper szybko doznał kontuzji, cała odpowiedzialność za strzelanie goli została przesunięta na Thomallę, który jej nie udźwignął. Gość miał pełne gacie, spodenki i getry, gdy przyszło mu wybiec przed kilkadziesiąt tysięcy ludzi przy Bułgarskiej. Do legendy przeszła też opowieść, która przydarzyła się podczas jednego z meczów, gdy Thomalla poprosił o zmianę dla jednego z kolegów, ale sztab szkoleniowy źle odczytał gest Niemca i to jego ściągnął z boiska. W konsekwencji chłopak już się nie mentalnie podniósł. Lech został zatem bez napastnika – to przełożyło się na coraz słabsze wyniki i w konsekwencji też wyrzucenie z klubu Skorży. Ale jakby jednego okna transferowego typu “w każdej drużynie powinna być równowaga między piłkarzami i kalekami” było mało, to przypomnijcie sobie te hity za kadencji Jana Urbana:
– zimowe transfery – Nicki Bille, Vladimir Volkov, Sisi
Gdyby z perspektywy czasu kibice Lecha mieli wybierać “siedemnaście kopów w jądra od Mameda Chalidowa czy ta trójka przy Bułgarskiej”, to wielkopolska społeczność impotentów powiększyłaby się o kilkadziesiąt tysięcy nowych członków.
2. Przedłużenie kontraktu z Janem Urbanem
Nie robisz ze strażaka budowniczego. A w Lechu znali, że skoro Urban już przyjechał do Poznania, ugasił palącą się szopę, to w sumie po co ma wracać do remizy – tu masz, chłopie, cegły, tu pustaki, tu zaprawa i buduj nowy dom.
– Trenerowi udało się wydźwignąć zespół z dna tabeli, awansować do grupy mistrzowskiej i finału Pucharu Polski. Wiemy, że trener nie awansował do europejskich pucharów i jesteśmy zawiedzeni, że to się nie udało. Zasłużył jednak na prawdziwą szansę, chcemy by mógł w pełni przygotować drużynę do nowego sezonu – mówił po sezonie Piotr Rutkowski. I wraz z Karolem Klimczakiem przedłużył kontrakt Urbana o kolejny rok.
No i tak sympatyczny Urban “zasłużył na prawdziwą szansę”, że w sierpniu już go w Lechu nie było, a prezesi klubu znów nie mogli wyjść ze zdumienia – jak to się stało, że średni trener ze średnią drużyną osiągał średnie wyniki? Zresztą Lech przez te następne lata powtórzył jeszcze dwukrotnie schemat “w poniedziałek jesteśmy w trenerze zakochani, we wtorek oświadczyny, w środę ślub, w czwartek kryzys, w piątek rozwód”.
LECH PODNIESIE SIĘ BEZ NAWAŁKI? KURS W ETOTO NA KOLEJORZA 2.50 W MECZU Z POGONIĄ
3. Brak zapowiadanej rewolucji w kadrze przed sezonem 2016/17
Po mistrzostwie przyszedł sezon kryzysowy, w którym Lech nawet nie załapał się do eliminacji Ligi Europy. To był idealny moment, by decyzyjni Kolejorza rąbnęli pięścią w stół, pożegnali się z Urbanem (któremu i tak wygasał kontrakt) i wyczyścili kadrę z zawodników, którzy ich tak rozczarowali. Często w przypadku Lecha mówi się, że “szatnia zwolniła trenera”, ale rzadko ma to pokrycie w rzeczywistości – za Bjelicą piłkarze wręcz tęsknili, Djurdjević też nie popadł w konflikt z liderami zespołu, Nawałka do starych wyg wyciągał nawet pomocną dłoń w postaci propozycji przedłużenia kontraktów. Natomiast ze Skorżą faktycznie było tak, że drużyna miała go dość. Jeśli ktoś chce zobaczyć jak wygląda gra przeciwko trenerowi, to niech odpali sobie skrót meczu Lecha z Cracovią (2:5).
Albo prezesi Lecha akurat tego meczu nie widzieli, albo udawali ślepych. Po buncie szatni nie podjęli żadnych represji wobec zawodników. Jeśli już nawet nie chcieli sypać karami bezpośrednio po tym teatrzyku odstawionym w Krakowie, to mogli wyczyścić zespół ze zgnilizny po zakończeniu sezonu. Ale oczywiście Lech – nie po raz ostatni – przespał moment, w którym należy wezwać kilku piłkarzy na dywanik, przeprowadzić męską rozmowę i paluchem wskazać drzwi. Te wyjściowe z gabinetu, później te prowadzące na schody w dół, a następnie te na klubowy parking.
Lech wiosną tamtego sezonu chciał się rozstać nawet z jedenastoma piłkarzami. Ale od “chciał” do “zrobił” jest daleka droga. W Lechu – cholernie daleka. Część zawodników faktycznie dostała wolną rękę w poszukiwaniu klubów, ale zamiast rewolucji w stylu latających stołów i talerzy oglądaliśmy coś w rodzaju przewieszenia obrazu z jednej ściany na drugą.
4. Uzupełnianie składu, a nie jego wzmacnianie
Nie ma przypadku w tym, że Lech latem MUSI pożegnać się nawet z kilkunastoma zawodnikami. Poznańska drużyna na przestrzeni ostatnich lat nie była bowiem wzmacniana, a jedynie uzupełniana średniakami. Nie da się co roku wyprzedawać swoich kluczowych piłkarzy, na ich miejsce sprowadzać piłkarzy przeciętnych nawet jak na Ekstraklasę, po czym oczekiwać, że ta drużyna będzie zdolna do walki o najwyższe cele. Obraz obecnego Kolejorza nie został zapaskudzony w trakcie ostatniego roku, a na przestrzeni ostatnich kilku lat.
To trochę tak, jakby konsekwentnie miesiąc po miesiącu zawalać mieszkania kolejnymi workami ze śmieciami, zmywać tylko raz na kwartał, zapomnieć o kupieniu Pronto i ściereczek, po czym dziwić się, że w pewnym momencie podłoga zaczyna się lepić, bakterie pod łóżkiem tworzą własną cywilizację, a drzwi do łazienki właściwie nie da się już otworzyć.
Kolejorz wprawił się w ściąganiu piłkarzy do bólu przeciętnych, a czasami wręcz słabych. Wyprzedawał swoje diamenty rodowe (wychowanków), a kolekcję biżuterii uzupełniał w automatach z plastikowymi pierścionkami za dwa złote. Konsekwencją tego jest fakt, że dzisiejszy Lech od Lecha mistrzowskiego z sezonu 2014/15 dostałby takie baty, że nawet pomoc najlepszego psychologa sportowego nie pomogłaby w wyjściu z tej traumy.
5. Cisze medialne
Dalecy jesteśmy od tego, by twierdzić, że nieudzielanie wywiadów wpływa na to, że Lech konsekwentnie przegrywa wszystko, co ma do przegrania. Niemniej wprowadzanie ciszy medialnej – zarówno dla piłkarzy, jak i dla władz klubu – jest składową tego, dlaczego Lech jesienią zaliczył najsłabszą pod względem frekwencji rundę w erze Rutkowskich.
Zostawmy nawet tych zawodników, którzy i tak rzadko mają cokolwiek ciekawego do powiedzenia. Ale przyjrzyjmy się aktywności medialnej Karola Klimczaka i Piotra Rutkowskiego. Kiedy ostatnio czytaliście jakiś wywiad z dwójką prezesów Kolejorza? Rok temu? Albo i wcześniej. Obaj panowie uznali, że będzie dla nich lepiej, jeśli nie będą pojawiać się w mediach wcale. I może to i dobrze dla ich wygody, bo wówczas przekaz medialny można budować wyłącznie przez stronę oficjalna i równie banalne oświadczenia jak te, po zwolnieniu Nawałki.
Ale tym samym Lech zamyka się na konfrontację z trudnymi pytaniami. Zamyka się w twierdzy, której szyld głosi “co nas obchodzi wasze zdanie, tak czy siak wiemy najlepiej”. Ucina sobie możliwość wyjścia do kibiców i próby wytłumaczenia swoich działań. Część kibiców ma już Klimczaka i Rutkowskiego po dziurki w nosie, ale część nadal szuka odpowiedzi na nurtujące ich pytania – dlaczego tak, a nie inaczej? Dlaczego w ten sposób, a nie inny? Ale kibic nawet nie ma szans, by się czegoś dowiedzieć, bo prezesi wywiadów nie udzielają. Nie i koniec.
Pogoń wykorzysta bajzel w Lechu? Kurs na środowe spotkanie w Etoto – 2,95 na zwycięstwo szczecinian
6. Zwolnienie Nenada Bjelicy
Czasami budzimy się w nocy i zastanawiamy się “gdzie byłby Lech Poznań, gdyby Bjelica został na stanowisku, nie zabrał ze sobą do Zagrzebia Dilavera i Kądziora, a klub dokupiłby mu jeszcze Tibę czy Amarala”.
Nie no, tak naprawdę, to się nie budzimy, ale sami przyznacie – aż chciałoby się napisać taki tekst z alternatywną historią Kolejorza. Z perspektywy czasu ocena o zwolnieniu Bjelicy była zbyt pochopna. I choć nam też wówczas wydawało się, że być może taki wstrząs na finiszu sezonu mógł być zbawienny, o tyle czas pokazał, że władze klubu zadziałały populistycznie – pod zamkiem czekał rozwścieczony tłum, bił w bramy domagający się głowy króla, a ten sprytnie podrzucił im ministra na rozszarpanie, by uspokoić nieco nastroje. Tamten sezon i tak był nie do uratowania, a Lech wyrzucając Chorwata chciał pokazać publicznie, że – hej, nie możecie nam zarzucić, że nie reagujemy!
Zresztą przywołajmy fragment z naszego tekstu po zwolnieniu: – Czy dziwimy się ruchowi Lecha? I tak, i nie. Z jednej strony wydaje się, że Bjelica mógł już dograć ten sezon do końca i odejść z podkulonym ogonem. Z drugiej jednak to jednak pokazuje, że w Poznaniu nie byli gotowi na tak fatalną postawę w rundzie finałowej. I podejmują nerwowe ruchy.
Nie ma przypadku w tym, że po zwolnieniu Bjelicy nawet piłkarze byli rozczarowani, bo wiedzieli, że chorwacko-austriacki sztab był na warunki Lecha bardzo dobry. Na tamten moment wyciskał z Lecha maksimum. Z perspektywy czasu – duży błąd. W Kolejorzu mieli na tamten czas zbyt słaby zespół, by aspirować do mistrzostwa, a nie zbyt słabego trenera.
Gdzie jest Bjelica dziś, a gdzie Lech?
7. Minimalistyczne zimowe okno transferowe 2017/18
Może i Lech Bjelicy z poprzedniego sezonu mógłby wycisnąć więcej, gdyby zimą drużyna została wzmocniona. Piotr Rutkowski na pamiętnej konferencji po sezonie wypalił, że zimą przystał na żądania trenera, który… nie chciał wzmocnień. Tezę wiceprezesa na naszych łamach obalił ostatnio Chorwat, ale w sumie nawet nie musiał tego robić. No bo wyobrażacie sobie taką scenkę? Przychodzi Rutkowski do pokoiku Bjelicy:
– Nenad, może kupimy ci tego Wilczka? Tyle strzela w tej Danii, w Polsce był kozakiem, w duecie z Gytkjaerem pozamiata tę ligę.
– Eeee, nie chcę.
– No to może jakiegoś innego napastnika? Albo skrzydłowego? Zobacz, chłopaki ze skautingu objechali całe Bałkany…
– Nie chcę. Wolałbym jakieś objawienie jednego sezonu z Ukrainy.
– Yyyy… No mamy Chobłenkę, ale nie jesteśmy przekonani.
– Chobłenko, brzmi super! Dawaj jeszcze jakiegoś rezerwowego lewego obrońcę, którego i tak nie będę wpuszczał. Tak, może być ten z Jagi. I kontuzjowanego stopera, który będzie grał wyłącznie w rezerwach.
– To może chociaż weźmiesz taki diamencik do ataku z bośniackiej ekstraklasy?
– Niech będzie, ale wolałbym, żeby szybko złapał kontuzję.
No absurd. Lech nie wzmocnił się zimą, bo nie chciała tego “góra”, a nie Bjelica. I na finiszu sezonu Kolejorz drogo za to zapłacił. Jakże inaczej byłby odbierany dziś Kolejorz, gdyby w zeszłym sezonie – fuksem, bo fuksem – udałoby się zdobyć majstra?
8. Spalenie Ivana Djurdjevicia
Nie, nie, spokojnie, Serb nie płonął na żadnym stosie. Chodzi nam wyłącznie o to, jak zaprzepaszczono ten projekt trenerski. Bo Djurdjević nie był tylko trenerskim wychowankiem. Ten cały pomysł należy rozpatrywać znacznie szerzej. Przecież Kolejorz od lat w niego inwestował, pozwolił przechodzić przez kolejne szczeble grup juniorskich, wreszcie dał do prowadzenia rezerwy, Ivan się dokształcał, a władze czasami puszczały oko “hej, mamy tutaj gościa z charakterem odpowiednim dla prowadzenia Lecha, chowamy asa w rękawie, wkrótce go wyciągniemy”.
No i wyciągnęli zbyt szybko. W złym momencie. Albo – po prostu – nie dając odpowiedniego wsparcia. Djuka nie poradził sobie, nie miał odpowiedniego doświadczenia, ale czy można mu się dziwić, że przyjął tę propozycję? No nie, bo nie miał innej możliwości – nie mógł odmówić klubowi w takiej sytuacji, gdy było źle i gdy przez tyle lat w niego inwestowano.
Piotr Rutkowski podpompował klubową legendę hasłami o tym, że ten będzie miał jego wsparcie, że będą szli ramię w ramię i… po pięciu miesiącach sprzedał mu kopa w tyłek suchym komunikatem o zwolnieniu. To było jak zerwanie przez SMS-a. Tak misternie budowany projekt został skreślony w mniej niż pół roku. A następcą Djurdjevicia wcale nie miał od niego gorszych wyników, zatem czyżby powody słabych wyników leżały w zespole? Nieeeee, niehhhhealne.
9. Niezauważenie, że Adam Nawałka jest Adamem Nawałką
W listopadzie, gdy Lech długo negocjował z Adamem Nawałką, ten był pedantyczny, miał obsesję na szczegółach, bywał irytujący w swoich wymaganiach dotyczących organizacji życia drużyny, chciał mieć wpływ na transfery i wręcz w pojedynkę prowadzić politykę transferową klubu, w dodatku opowiadał bzdury na konferencjach prasowych, miał specyficzne metody treningowe i rozbudowany sztab sługusów, którzy nigdy nie wchodzili mu w paradę.
W marcu, gdy Lech zwalniał Adama Nawałkę, ten był pedantyczny, miał obsesję na szczegółach, bywał irytujący w swoich wymaganiach dotyczących organizacji życia drużyny, chciał mieć wpływ na transfery i wręcz w pojedynkę prowadzić politykę transferową klubu, w dodatku opowiadał bzdury na konferencjach prasowych, miał specyficzne metody treningowe i rozbudowany sztab sługusów, którzy nigdy nie wchodzili mu w paradę.
Przez grudzień, styczeń i luty był selekcjoner nie zmienił się w żadnym stopniu. Był absolutnie takim samym gościem – albo bierzesz go z całym pakietem wad i zalet, albo go nie bierzesz. A Kolejorz go zatrudnił, po czym po nieco ponad 100 dniach zorientował się, że taki trener im nie pasuje. Jak kobieta na zakupach – na wieszaku te jeansy były fajne, w przymierzalni też jej się podobały, przy kasie była nimi zauroczona, a po przybyciu do domu uznała, że jutro je zwróci, bo to jednak nie to.
10. Ja-się-nie-poddamizm
Nawiązujemy oczywiście do tej legendarnej już konferencji Piotra Rutkowskiego, na której wygrażał palcem wszystkim tym, którzy krzyczeli na meczu z Legią “Rutkowski wypierdalaj”. Tam w tym monologu pada sformułowanie “ja się nie poddam, ja będę walczył dalej”. I tak się zastanawiamy – może warto jednak się poddać? Może warto umieścić dobro klubu nad dobrem własnym? No bo jeśli przeanalizowalibyśmy bilans decyzji wiceprezesa ds. sportowych, to wyszłoby nam, że częściej się myli niż trafia w dziesiątkę.
Oczywiście trudno odmówić Piotrowi Rutkowskiemu pasji i zaangażowania w ten klub. Wiemy doskonale, że losy tej drużyny nie są mu obojętne i nie jest tak, jak niektórzy twierdzą, traktuje ją jako fajną zabawkę od taty. Natomiast trudno przypisać mu skuteczność transferową, dobre decyzje co do wyboru sztabu trenerskiego, prawidłowe zarządzanie tą sferą sportową Kolejorza.
Nauka na błędach jest bardzo kosztowna. Ale pewnie wielu kibiców Lecha przymknęłoby oko na te kolejne wpadki wiceprezesa, gdyby widzieli, że Rutkowski z wtop wyciąga wnioski i jest coraz lepszym zarządcą. Ale niestety on popełnia te same błędy nie raz, nie dwa, a wielokrotnie. I to powinno skłonić samego zainteresowanego do refleksji. Do tego, by stanąć przed lustrem i zapytać się “kurde, Piotrek, a może ty się do tego po prostu nie nadajesz?”.
Co tydzień na antenie WeszłoFM możesz posłuchać audycji o Lechu Poznań. Ten najbliższy odcinek “Stacji Bułgarska” już w środę. A poniżej możesz odsłuchać analizy i dyskusji przed meczem z Koroną, w której Damian Smyk i jego goście zastanawiali się jak może przebiegać letnia rewolucja:
fot. FotoPyk