Od dłuższego czasu wskazywały na to wszystkie znaki na ziemi i niebie, ale i tak mieliśmy cień nadziei, że Stefan Horngacher jednak zostanie w Polsce. Po ostatnim konkursie sezonu austriacki trener powiedział jednak „auf wiedersehen” i ogłosił, że teraz spróbuje pomóc Niemcom. Cóż, mamy sprzeczne uczucia. Z jednej strony wcale się nie cieszymy i powodzenia życzymy tylko w umiarkowanym stopniu, z drugiej – mówimy: wielkie dzięki, Stefan! Bo naprawdę, jest za co dziękować.
Z zagranicznymi trenerami polskich reprezentacji w różnych sportach najczęściej było tak: przychodzi znany szkoleniowiec, dostaje świetne warunki, robi lepszy, lub gorszy wynik, potem coś się wypala, robi wynik poniżej oczekiwań, a następnie w pośpiechu pakuje manatki i nikt za nim nie tęskni. Przerabialiśmy to już tyle razy, że zrobiło się nudne. W przypadku Horngachera jest jednak zupełnie inaczej.
Austriak z Polakami pracował trzy lata. Sukcesy zaczęły się od zwycięstwa Kamila Stocha w Turnieju Czterech Skoczni dwa lata temu i wywalczenia przez niego drugiego miejsca w Pucharze Świata. W tym samym sezonie ekipa Horngachera zdobyła mistrzostwo świata w drużynie oraz Puchar Narodów. Grubo? Pewnie, a to była dopiero przygrywka.
Na igrzyskach w Pjongczang austriacki trener poprowadził Stocha do złota indywidualnie, a drużynę do brązu. Wcześniej Stoch, jako drugi człowiek w historii, wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Nasi zdobyli dwa medale mistrzostw świata w lotach (Stoch plus drużyna), a Stoch wywalczył kolejny Puchar Świata. Ostatni rok pracy Horngachera to podwójny sukces na mistrzostwach świata (złoto Kubackiego i srebro Stocha) oraz ponowny triumf w Pucharze Narodów. Plus mnóstwo sukcesów w Pucharze Świata – w sumie jego podopieczni w trzy lata wygrali 21 konkursów indywidualnych oraz dołożyli kolejne 34 miejsca na podium. W drużynie triumfowali 6 razy, siedmiokrotnie byli drudzy, trzy razy trzeci. Gdyby chcieć to podsumować jednym słowem, należałoby napisać: „fantastich”, ewentualnie „ertlaunlich”.
Po tym wszystkim Horngacher zdecydował jednak przyjąć propozycję Niemieckiego Związku Narciarskiego. Trudno się nawet dziwić. Nie dość, że z naszymi wygrał już praktycznie wszystko, co było do wygrania, to jeszcze w Niemczech zarobi lepiej i będzie miał bliżej do domu. Tak czy inaczej, zdecydowanie nie jest to pożegnanie w stylu Leo Beenhakkera. Holender odszedł po nieudanym Euro 2008 i jeszcze gorszych eliminacjach do mundialu (właściwie tuż przed ich końcem, po 0:3 w Słowenii), w fatalnej atmosferze. Trudno powiedzieć, żeby ktokolwiek po nim płakał. Jak będzie z Horngacherem? To się dopiero okaże.
71 podiów w 97 konkursach PŚ
8 podiów w 11 konkursach imprez mistrzowskichStefan Horngacher odchodzi po trzech rewelacyjnych sezonach.#Planica #skijumpingfamily
— Łukasz Jachimiak (@LukaszJachimiak) 24 marca 2019
Co ciekawe, decyzję o rozstaniu z polską kadrą Austriak ogłosił dziś, tuż po ostatnim konkursie sezonu, czyli… co do dnia trzy lata po objęciu posady. – To był fantastyczny czas, będę to długo wspominać. Muszę podziękować wszystkim, z którymi pracowałem, a także kibicom. Szczególnie miło zapamiętam pierwsze drużynowe zwycięstwo w Klingenthal i to ostatnie, wczoraj w Planicy – mówił na antenie Telewizji Polskiej.
Następcą Horngachera zostanie jego dotychczasowy asystent, Michal Doležal. Czech był przeciętnym skoczkiem, ale znakomicie uzupełniał Austriackiego trenera w pracy z Polakami. Teraz obejmuje samodzielne dowodzenie. Mamy tylko nadzieję, że kiedy będzie odchodził ze stanowiska, też napiszemy: „dzięki Michal, było fantastické a úžasné”.
Fot. Newspix.pl