Reklama

Doceńmy fakt, że wyszło na nasze. Zieliński? Wymagałbym więcej

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2019, 17:16 • 7 min czytania 0 komentarzy

Piotr Świerczewski często nie ucieka od wyrazistych opinii i odważnych sądów, ale po meczu z Austrią nie dołącza do grona krytyków. Były reprezentant Polski nie zamierza narzekać na styl wygranej, dostrzega więcej plusów niż minusów. – To było oczywiste, że czeka nas bardzo zacięty mecz, w którym będzie dużo walki, błędów w podaniach i dośrodkowaniach, ale i w kryciu, co pokazała sytuacja Janko. To spotkanie, w którym większe znaczenie miało to, kto się bardziej pomyli niż to, kto bardziej błyśnie. Doceńmy fakt, że wyszło na nasze – komentuje “Świr”. 

Doceńmy fakt, że wyszło na nasze. Zieliński? Wymagałbym więcej

To był taki mecz, że bierzemy trzy punkty i nie zadajemy zbędnych pytań?

Nie, dlaczego? Każdy mecz to jakiś egzamin, który nam pokazuje, gdzie robimy dobre rzeczy, a gdzie błędy. Ten egzamin był być może najtrudniejszy w tych eliminacjach. Nie do końca rozumiem takie postawienie sprawy, jak w pana pytaniu. Nigdy nie będzie idealnie, nawet jeśli wysoko wygramy z najsłabszym zespołem w grupie, też wychwycimy jakieś niedoskonałości. Cieszę się z wyniku, błędów trochę popełniliśmy, ale nie przesadzajmy: gra nie była taka najgorsza, mieliśmy kilka dobrych sytuacji. Nie można mówić, że przypadkowo strzeliliśmy gola. Strzeliliśmy normalnie, ze stałego fragmentu gry, który pewnie ćwiczyliśmy. Każdy stał tam, gdzie było to ustalone i udało się. Moim zdaniem wygraliśmy zasłużenie. Nie było tak, że Austriacy ostrzeliwali naszą bramkę, a my oddaliśmy jeden strzał i fuksem wpadło.

Widzieliśmy jednak, że Austria nie zachwycała swoją dyspozycją, nie zawiesiła poprzeczki zbyt wysoko. Mimo to Wojciech Szczęsny dwukrotnie musiał się wykazać, Marc Janko zmarnował setkę, a przez godzinę nasza reprezentacja raczej męczyła się na boisku.

Oczywiście, ale tak naprawdę czego się spodziewaliśmy? Austriacy w ostatnim czasie rozegrali niejeden dobry mecz, u siebie przegrali tylko z Brazylią, towarzysko pokonali Niemców. Spora część ich kadry to solidni zawodnicy z Bundesligi, a niektórzy należą do europejskiego topu jak David Alaba. Bardzo solidni piłkarze i bardzo solidny zespół. W sporej mierze to ten sam przekrój co nasza reprezentacja. A jednak to my mamy teraz trzy punkty. Cieszę się z tego i to nie tylko dlatego, że jestem kolegą Jurka Brzęczka z boiska i kibicuję naszej kadrze, ale też dlatego, że widziałem przebłyski dobrej gry. Jasne, mieliśmy oprócz tego słabe momenty. Nie zachwycił mnie Arek Milik, co chwila tracił, ale trener odpowiednio zareagował, wprowadzając najpierw Frankowskiego, a potem Piątka. Piłka to również gra błędów, nie tylko pięknych podań i strzałów. My błędów popełniliśmy mniej.

Reklama

Milik wystąpił z gorączką. Mając tak duży komfort wśród napastników, wystawianie go niebędącego w pełni sił kosztem rozpędzonego Piątka wydaje się mało rozsądne. Boisko to potwierdziło. 

Selekcjoner na pewno rozmawiał z Arkiem, pewnie powiedział mu, że to jego decyzja, musi sam określić, czy czuje się na siłach. Najwyraźniej Arek uznał, że może zagrać. Wiadomo, trener podejmuje ostateczną decyzję, ale on nie siedzi w głowie zawodnika, nigdy w takich sytuacjach nie wie dokładnie, jak się on czuje. Obaj zdecydowali, że Milik zacznie od początku. Nie wypaliło, w przerwie został zmieniony, szybka reakcja.

Sytuacja z hierarchią napastników sama się wyklarowała?

Nie wiem. Może Milik rzeczywiście jest w dobrej formie i będąc w pełni zdrowia pokaże to już w niedzielę? Na pewno jednak presja, żeby od początku zagrał Piątek będzie olbrzymia. Dał zwycięstwo, podbija Serie A, przejście do Milanu tylko mu pomogło. Sądzę, że na Łotwę wyjdzie duet Lewandowski-Piątek, ale decyduje trener.

Reklama

Wyobraża pan sobie, że moglibyśmy zagrać wyjściowo trójką napastników? 

Tak, ale nie trójką Lewy-Milik-Piątek. Przy takim ustawieniu musielibyśmy mieć dwójkę lepiej czującą się na boku, więc na przykład z Milikiem na jednej stronie i Kownackim na drugiej mogłoby mieć to sens. Albo z Grosickim jako bocznym napastnikiem. W innym razie zagralibyśmy na trzy “dziewiątki”, co mogłoby dać efekt odwrotny od zamierzonego, zaburzyłaby się równowaga taktyczna całego zespołu.

Oceny kilku zawodników po tym meczu są skrajnie różne, zwłaszcza Piotra Zielińskiego.

Miał przebłyski, fantastycznie potrafił obrócić się z piłką, ale, kurczę, jeśli ma być tym najbardziej ofensywnym pomocnikiem, to wymagałbym więcej. Nie grał źle, nie chcę go krytykować, jednak po prostu oczekiwałbym jeszcze czegoś ponad to – tak pozytywnie. To naprawdę niezły piłkarz i fajnie byłoby, gdy to częściej potwierdzał.

W Napoli Zieliński od dłuższego czasu jest jednak bardzo cofnięty, teraz został ustawiony na skrzydle, więc też siłą rzeczy kreowanie gry nie było jego jedyną powinnością. 

Mimo wszystko uważam, że powinien więcej kreować. Jest ważną postacią Napoli, drugiej siły we Włoszech, to do czegoś zobowiązuje. Z Austrią zagrał poprawnie, daleko mu było do najsłabszego ogniwa, ale to nie był jego optymalny poziom.

Kamil Grosicki – dla jednych piłkarz meczu, zdaniem innych kolejny raz robił wiatr z dośrodkowaniem do nikogo.

Podobnie jak przy Zielińskim, byłbym pośrodku. Kamil miał przebłyski, kilka fajnych zrywów, ale finalnie niewiele z nich wynikało – tak jak u Piotrka. Pokazywał świetne przyspieszenie, austriacka obrona biła na alarm, tyle że brakowało ostatniego podania. W defensywie starał się wracać. Oddał najgroźniejszy strzał w pierwszej połowie, po jego rzucie rożnym powstało zamieszanie dające nam gola, fajnie zaczął akcję, po której sam na sam był Piątek. Całościowo postawiłbym go w gronie tych, którzy zasłużyli na plusa, a nie na minusa. Nie wiem, dlaczego niektórzy sądzą, że grał źle.

Niektóre statystyki wyglądały bardzo słabo: tylko dwa dośrodkowania z dwunastu były celne, zaledwie 40% celności podań.

Czasami napastnik statystycznie najczęściej traci, ale jak strzeli gola, to trudno powiedzieć, czy zagrał słabo, bo tak pokazują statystyki, czy jednak został bohaterem. Liczby niekoniecznie dobrze określają czyjąś przydatność dla drużyny. Wiele zależy od pozycji. Stoper czy defensywny pomocnik przeważnie ma wysoki procent celnych podań, bo rzadko ryzykuje, rzadko wybiera trudne rozwiązania. Im grasz wyżej, tym częściej ryzykujesz, wdajesz się w dryblingi, grasz pod presją przeciwnika, ścigasz się. Siłą rzeczy częściej tracisz, częściej zagrasz niedokładnie. Najważniejsze, czy to, co się udało, dało coś zespołowi. Statystyki wszystkiego nam nie powiedzą.

A jak pan ocenia Tomasza Kędziorę? Komentujący spotkanie w TVP Robert Podoliński bardzo go chwalił, Jakub Rzeźniczak pisze o piłkarzu meczu, ale wielu wspomina o karnym, który powinien być podyktowany za jego faul i licznych dośrodkowaniach, do których dopuszczał. 

Co do sytuacji z karnym – nie wypowiem się, oglądałem mecz z trybun, nie odnotowałem tego momentu. Uważam jednak, że Kędziora ogólnie dał radę. Grał na Alabę, zawodnika z europejskiej czołówki. Ok, ten wrzucał często, ale najczęściej gdzieś spod linii, w sposób czytelny dla naszej obrony. Na jakiś większy błysk Alabie nie pozwolił. Kędziora raczej nie biegał do przodu, miał się skupiać na wyłączeniu Alaby i moim zdaniem z tego zadania dobrze się wywiązał. Podejrzewam, że gdybyśmy byli austriackimi dziennikarzami, pisalibyśmy, że as Bayernu głównie dośrodkowywał sprzed linii i nic z tego nie wynikało.

Spodziewał się pan więcej po Austriakach?

Tak, zdecydowanie. Nie pokazali jednak tak mało dlatego, że po prostu są słabi, tylko dlatego, że skutecznie im w tym przeszkodziliśmy – graliśmy mądrze taktycznie, dobrze się ustawialiśmy i przesuwaliśmy, cofaliśmy się za linię piki. W drugą stronę to samo. Dlatego długimi fragmentami nie stwarzaliśmy zagrożenia, bo graliśmy przeciwko bardzo solidnej defensywie, przeciwnik dobrze nam przeszkadzał. Nie przeszkadzać mogą zawodnicy z San Marino i wtedy wszystko pięknie wygląda.

Mówił pan, że ten mecz pokazał, gdzie już jest dobrze, a gdzie jeszcze popełniamy błędy. A konkretnie?

Przede wszystkim ograliśmy na wyjeździe rywala, który będzie z nami walczył o pierwsze miejsce w grupie. To było oczywiste, że czeka nas bardzo zacięty mecz, w którym będzie dużo walki, błędów w podaniach i dośrodkowaniach, ale i w kryciu, co pokazała sytuacja Janko. To spotkanie, w którym większe znaczenie miało to, kto się bardziej pomyli niż to, kto bardziej błyśnie. Spotkały się dwa wyrównane zespoły i doceńmy fakt, że wyszło na nasze.

To co, teraz już autostrada do awansu?

Każdy mecz w pewnych okolicznościach może być trudny. Nam często te drugie spotkania w eliminacjach wychodziły gorzej. Teraz przeciwnik dużo słabszy, zwycięstwo jest obowiązkiem, ale trzeba być ostrożnym. Zakładam jednak, że po dwóch kolejkach będziemy mieli sześć punktów i to nas będą musieli gonić.

Krótko mówiąc: pana optymizm wzrósł?

Tak. Można mówić o stylu, ale gra się po to, żeby wygrywać i zdobywać punkty. Woli pan grać pięknie, ślicznie i przegrać, czy trochę gorzej i zwyciężyć?

Na dłuższą metę każdy woli wygrywać, ale chodzi też o to, żeby było widać postęp w grze i konkretną wizję. Pan ten postęp widział w porównaniu do tego, co było jesienią?

Postęp może niekoniecznie, ale myślę, że już za chwilę będzie on widoczny. Chłopaki potrzebują czasu na zgranie, muszą dłużej potrenować w tej samej grupie. Pod tym kątem wczoraj nie było wyraźnie lepiej lub gorzej niż podczas jesiennych meczów, sądzę jednak, że ta reprezentacja będzie grała coraz lepiej.

rozmawiał Przemysław Michalak

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Arek Dobruchowski
11
W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Komentarze

0 komentarzy

Loading...