Selekcjoner odkrył karty i to te do tej pory najważniejsze w swojej kadencji. Już nie mówimy o Lidze Narodów, której zasad nie rozumie kapitan reprezentacji, już nie gramy meczów sparingowych o siatkę gruszek. Bijemy się o awans na Euro 2020 i niektórzy piłkarze mogą czuć się wygrani, znajdując swoje nazwisko na liście, a niektórzy przegrani, bo wiedzą, że mieli nadzieję, a zostają w domu.
Dla nas największym wygranym jest Arkadiusz Reca i mówimy to bez cienia ironii. W końcu lewy obrońca Atalanty w piłkę w zasadzie nie gra – w tym roku uzbierał 23 minut na włoskich boiskach. Poza tym siedzi na ławce, ale skoro we Włoszech ta ławka jest wyjątkowo szeroka, to też nie ma co mówić o super wyczynie. A jednak Reca znajduje uznanie w oczach selekcjonera i znów jedzie na kadrę. Ba, nie wykluczamy, że nawet będzie w tej kadrze grał. Tak było na początku kadencji Brzęczka, który wystawiał Recę mimo jego żadnej frekwencji w Atalancie. Jasne: chłopak ma potencjał, jego sytuacja w klubie mimo wszystko ciut się poprawiła, ale to wciąż mało. I skoro mówimy o największym wygranym, to co najmniej dużym przegranym jest Paweł Jaroszyński. Okej, on gra w najsłabszym zespole Serie A, ale właśnie: gra. Uzbierał 451 minut w tym roku w Chievo i zaproszenie go do drużyny narodowej chyba miałoby nieco więcej sensu niż zaproszenie Recy. Niestety dla Jaroszyńskiego (a może i dla kondycji naszej defensywy), lewy obrońca jest ignorowany.
A jeśli mówimy o lidze włoskiej, to innym wygranym jest Karol Linetty. Pomocnik Sampdorii zobaczył żółtą kartkę w grudniu, kiedy selekcjoner nie powołał go na mecze z Czechami i Portugalią. No, ale Linetty cały czas jest podstawowym piłkarzem Sampy, dorzucił nawet konkrety w postaci gola i asysty, więc Brzęczek znów się do pomocnika uśmiechnął.
Kolejnych wygranych znaleźć możemy już bliżej kraju, bo i w ekstraklasie, i w Bundeslidze. Jeśli chodzi o polską ligę, to na pewno zwracają uwagę nazwiska Żurkowskiego i Gumnego. Powołania dla tego pierwszego wielu chciało od dawna, twierdząc – zresztą nie bez racji – że kadra młodzieżowa robi się dla niego za mała, a my w środku pola nadmiaru bogactwa nie mamy. W końcu Żurkowski w reprezentacji A jest i będzie miał okazję Brzęczek się przekonać, czy rzeczywiście Szymon jest gotowy. Naszym zdaniem nie ucierpi na tym drużyna Michniewicza, bo przecież Żurkowski może ewentualnie wrócić do niej na sam turniej i grać takie partie jak przeciwko Portugalii, ponieważ na tym poziomie jest naprawdę mocny. Spore wyróżnienie spotkało też Gumnego, lecz już on na grę może mieć mniejsze szanse. Gdzie jak gdzie, ale na prawej stronie obrony słabi nie jesteśmy – do dyspozycji są Bereszyński, Kędziora czy Jędrzejczyk.
A gdy mówiliśmy o wygranym z Bundesligi, to chodziło nam oczywiście o wygranego ostatnich tygodni Dawida Kownackiego. Ten wyrwał się z Sampdorii, przeniósł do Fortuny i już zaczął strzelać, ładując dwa gole przeciwko Schalke. Jego miejsce jest jednak w kadrze A, skoro już na mundialu był kreowany na naszą dużą nadzieję przed meczem z Kolumbią. A drużyna U21? To podobny przypadek co Żurkowskiego (i w sumie Gumnego). Wróci później jak do siebie i da radę.
Kto natomiast – poza Jaroszyńskim – będzie musiał dać sobie radę z brakiem powołania, przełykając gorzką pigułkę? Pewnie Wszołek, który gra właściwie wszystko w QPR, a mimo bryndzy na skrzydłach nie znajduje uznania w oczach Brzęczka. Pewnie Wilczek, który ładuje bez opamiętania w Danii, ale ma pecha, że trafił na znakomity czas polskich napastników. Może Olkowski, który wcześniej był zapraszany na zgrupowania, ale na boisku nie wychodził i teraz ustępuje miejsca Gumnego.
Jednak najbardziej chcielibyśmy, by przegranym tych powołań nie był sam Brzęczek. Czas w końcu wygrać jakiś mecz i mamy nadzieję, że ta grupa ludzi mimo wszystko to selekcjonerowi umożliwi.
Fot. FotoPyk