Reklama

Najlepsze mecze reprezentacji Polski ostatniego trzydziestolecia

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2019, 15:54 • 18 min czytania 0 komentarzy

Dlaczego właśnie teraz tworzymy ranking trzydziestu najlepszych meczów ostatniego trzydziestolecia?

Najlepsze mecze reprezentacji Polski ostatniego trzydziestolecia

Bo możemy.

Niestety, choć ten ranking w teorii powinien być bardzo przyjemny, bo wspominamy wszystko co najlepsze, wygraną z Niemcami na Narodowym, udane EURO 2016, udane eliminacje Engela, Janasa, Beenhakkera, tak z perspektywy widać jak uboga w prawdziwe osiągnięcia była przez te lata polska piłka.

***

30.

Reklama

26.3.2005. Polska – Azerbejdżan 8:0, eliminacje mistrzostw świata

Oczywiście Azerowie byli wtedy outsiderem, ale nie róbmy z nich San Marino – to byli profesjonaliści z powoli rozkręcającej się ligi. Anglicy ograli ich u siebie 2:0, Azerowie potrafili też zremisować z Walijczykami. Tymczasem my sprawiliśmy im lanie wszech czasów. Ósemka, trening strzelecki, dziękujemy bardzo.

Jak potrzebowali dobrego kopa na rozpęd, by zainwestować więcej w swój futbol, to tego dnia go otrzymali.

29.

14.6.1997, Polska – Gruzja 4:1, eliminacje mistrzostw świata

Reklama

Eliminacje były przegrane, Piechniczek został pogoniony. Specjalnie na ten mecz trenerem reprezentacji został czterdziestoletni Krzysztof Pawlak, wcześniej asystent Piechniczka, a jeszcze trzy lata wcześniej trener KS Niepruszowo.

Nasz skład mocno kombinowany, w praktyce ligowa kadra plus Krzysztofowie Nowak i Bukalski, a więc zaciąg zagraniczny okrojony do minimum. Nasze zestawienie: Szamotulski – Skrzypek, Kukiełka, Kałużny, Ledwoń, Michalski, Nowak, Sokołowski, Bukalski, Dembiński, Trzeciak.

Po drugiej stronie najlepsza Gruzja w dziejach. Bracia Arweładze, Lewan Kobiaszwili, Giorgi Kinkładze, Temur Kecbaja, nawet młodziutki Kacha Kaładze. Byliśmy skazywani na pożarcie.

A jednak ten nasz eksperymentalny skład odpalił na całego. Mówiono nawet, że Pawlak powinien dalej prowadzić kadrę, ale zbyt silne było stronnictwo Janusza Wójcika.

***

28.

29.05.2004, Polska – Grecja 1:0. Mecz towarzyski

Są takie mecze, które w pierwszej chwili wydają się bez większej wagi. No bo jaką temperaturę miał mecz w Szczecinie? Bliską zeru, bliską rozbieganiu. Zagrały takie tuzy reprezentacji jak Paweł Kaczorowski, Mariusz Kukiełka czy Damian Gorawski. Janas dokonał siedmiu zmian. Wygraliśmy po samobóju Michela Kapsisa, a Grecy zaprezentowali się skrajnie drętwo.

Ale z perspektywy ta wygrana nabiera wymownego znaczenia: ta sama ekipa miesiąc później rozbije bank na Euro, zostając sensacyjnym mistrzem, pisząc jedną z najbardziej zaskakujących historii wielkich turniejów. Te – bez cienia przesady – legendy zbiliśmy chwilę przed mistrzostwami właśnie my.

Futbolowi bogowie lubią pisać zabawne scenariusze.

***

27.

8.10.2015, Szkocja – Polska 2:2, eliminacje mistrzostw świata

Widzicie, wiemy doskonale, że to był mecz brzydki. Męczyliśmy się. Byliśmy słabsi od Szkotów. Czysto piłkarsko znajdziemy kilka lepszych meczów biało-czerwonych.

Ale jest to mecz symboliczny. Ile razy przegrywaliśmy szansę w ostatnich sekundach? Ile razy przeważaliśmy, goniliśmy wynik, a straciliśmy wszystko?

Miło raz znaleźć się po drugiej stronie.

Nie przyszło łatwo, ale tu, w Szkocji, zespół pokazał mnóstwo ducha. Ten mecz to swoisty triumf woli. Symbolem jest gol Roberta Lewandowskiego: wślizgostrzał z dwudziestu centymetrów, wjazd na tyłku do bramki razem z piłką. I naszym zdaniem to jedna z najpiękniejszych bramek Lewego, pokazująca z jednej strony jego instynkt i szybkość reakcji, a z drugiej to jak dodatkowe siły potrafi wywołać biało-czerwona koszulka.

***

26.

12.6.2012. Polska – Rosja, EURO

Euro 2012 zostało przerżnięte z kretesem, ale w dwóch pozostałych meczach. Z Grekami mieliśmy wygraną na talerzu, a jednak daliśmy radę pokpić sprawę. W meczu o wszystko jak tylko Czesi potrzebowali wygrać, zaraz pokazali co to znaczy gonić wynik.

Jedynie spotkanie z Rosją na chwilę wznieciło nadzieję, dało odrobinę pozytywnych emocji również po końcowym gwizdku i może z pół kilograma dobrej piłki. Gdyby przed turniejem ktoś powiedział, że zremisujemy 1:1 z Rosją, w ciemno wyniku byśmy nie brali, ale na na pewno też nie kręcili na niego nosem.

***

25.

17.03. 1993, Brazylia – Polska, 2:2, towarzyski

Rok później z okładem Canarinhos świętowali zdobycie mistrzostwa świata. Oczywiście nie wszyscy z tych, którzy zagrali na remis z Polakami zdobyli tytuł, kadra była odrobinę okrojona, ale na pewno nie był to skład godny turnieju w Bangkoku za Wójcika – Raia czy Roberto Carlosa szczególnie przedstawiać nie trzeba.

Zaczęliśmy fenomenalnie, bo po dwóch minutach wynik otworzył Jerzy Brzęczek, który świetnie wkręcił piłkę długi róg. Brazylijczycy rzucili się do pościgu za golami, trafili dwa razy, ale zdołał wyrównać Robert Warzycha.

Byliśmy po 24 godzinnej podróży do Ameryki Południowej, oni grali u siebie, mieli mnóstwo fenomenalnych talentów. A jednak udało nam się na tak gorącym terenie zrobić fajny rezultat.

***

24.

6.9.2011, Polska – Niemcy 2:2, mecz towarzyski

Mecze towarzyskie z Niemcami nie istnieją, przynajmniej dla nas. Starcie na otwarcie PGE Arena w Gdańsku. Przyjechali Podolski, Klose, Schmelzer, Lahm, Boateng, Mertesacker, Kroos, Gotze, Muller. Przyjechali brązowi medaliści mistrzostw świata.

Pamiętamy bramkę Lewandowskiego, któremu zarzucano, że rzadko strzela w ważnych spotkaniach. Pamiętamy dość miękki karny Niemiec, z wapna trafił Kroos. Pamiętamy zmarnowane okazje Peszki. Pamiętamy czerwoną kartkę Arkadiusza Głowackiego, który kolejny raz nie trzymał ciśnienia w barwach biało-czerwonych. Pamiętamy dobrą zmianę Brożka, który wywalczył jedenastkę i wreszcie pamiętamy „Taaaaaaaaaaaaaaak!” Szpakowskiego po trafieniu Błaszczykowskiego. Wysłuchajcie sobie tego jak gola fetował Szpak: tu nie ma mowy o sparingu, dla nas mecz z Niemcami jest zawsze finałem mistrzostw świata.

A potem ostatnie sekundy, katastrofa w tyłach i gol, jak w 2006 roku. Jeden z dzienników dał wtedy tytuł „Lepszej okazji nie będzie”. Jak wspaniale, że się pomylili.

***

23.

30.6.2016. Portugalia – Polska, 1:1, karne 5:3, EURO

Oczywiście Portugalczycy mieli problemy w fazie grupowej, gdzie uratował ich Ronaldo. Ale faza pucharowa, ten moment, kiedy zaczyna się dla najlepszych poważne granie, to zupełnie inna drużyna. Poza golem Lewego, nie stracili tu nawet bramki. Szli niby ścieżką szansy, ale przecież w pierwszej rundzie musieli wyeliminować Chorwatów, którzy dwa lata później będą wicemistrzami świata. W finale natomiast zbili faworyzowanych Francuzów, gospodarzy turnieju.

Z nami szło im najtrudniej. Awans do półfinału mistrzostw Europy tańczył na ostrzu noża, jak zawsze w przypadku jedenastek.

Mieliśmy fenomenalny początek, bo nie tylko bramka robiła wrażenie, ale niektóre ataki na jeden kontakt zapierały dech w piersiach. Skończyło się jak się skończyło, ale w wielkiej księdze honorowych porażek polskiej piłki ta zajmuje pierwsze miejsce. Niedosyt niedosytem, ale szacunek do drużyny pełen: odpadliśmy z tym, kto później nie dał się już nikomu.

***

22.

11.10.2008, Polska – Czechy 2:1, eliminacje mistrzostw świata

Eliminacje do mundialu w RPA to hańba polskiej piłki. Wylosowaliśmy grupę szansy, a skończyliśmy tylko przed San Marino. Jeden wielki dramat, spuentowany monologiem Szpakowskiego po 0:3 od Słowenii, a także dymisją Leo, którą Lato wręczył… za pośrednictwem telewizji.

Ale jak to już w przeszłości bywało, zaczęliśmy zupełnie przyzwoicie. Remis ze Słowenią u siebie chwały nie przynosił, ale był do przełknięcia. Potem planowa wygrana z San Marino i ładne zwycięstwo na Stadionie Śląskim z Czechami, gdzie ponownie zaznaczył swoją obecność duet Brożek-Błaszczykowski, tak świetnie funkcjonujący swego czasu w pucharowej Wiśle.

Wydawało się, że to będą eliminacje Pawła Brożka, że stanie się gwiazdą, jednym z liderów. Wydawało się, że mamy zupełnie niezłą paczkę, a największy rywal do awansu, czyli Czechy, jest wyraźnie pod grą.

Niestety, Czesi mieli słabszy okres, ale my dramatyczny. Złudzenie szans na awans trwało do 84 minuty kolejnego spotkania. Prowadziliśmy ze Słowakami długo, ale Sestak załatwił nas w końcówce. Później staczaliśmy się po równi pochyłej.

***

21.

7.6.1995, Polska – Słowacja 5:0, eliminacje mistrzostw Europy

Henryk Apostel miał z kogo szyć, szczególnie w ofensywie. Rozgrywający? Proszę bardzo: Nowak, Pisz, Czerwiec, Wieszczycki. Atak? Sprawdzony duet Juskowiak-Kowalczyk, a przy tym Warzycha bijący się o króla strzelców Ligi Mistrzów. Kosecki wprowadził Nantes do półfinału Champions League, Piotr Nowak wchodził w życiową formę… Tak, ta ferajna, gdy miała swój dzień, potrafiła pokazać piękny futbol. Po Słowakach po prostu się przejechała, choć też mieli wtedy niezły zespół.

***

20.

6.9.1998, Bułgaria – Polska 0:3, eliminacje mistrzostw Europy

Najlepszy mecz o punkty reprezentacji Wójcika. To prawda, że Bułgaria oberwała na mundialu 1:6 od Hiszpanów, ale jednak TAM BYŁA, co nam się nie śniło od ponad dekady.

6 września, czyli dość świeżo po mistrzostwach świata, wyszli na nas wciąż Stoiczkowem, Petkowem, Borimirowem. A potem spraliśmy ich brutalnym wyjazdowym 3:0, po dwóch golach Czereszewskiego i jednym Iwana. Ta sama Bułgaria miesiąc później wywiozła remis z Wembley.

***

19.

21.6, 2016, Ukraina – Polska 0:1, EURO

Nie był to mecz, z którego pamięta się wiele więcej poza wspaniałą bramką Kuby i słabiutką grą Piotrka Zielińskiego. Fajerwerki? Brak. W krajach, którym futbolowi bogowie nie szczędzili sukcesów, takie spotkanie nie zmieściłoby się nawet do topowej setki.

Ale my musimy szanować pełen kontekst. Oto mecz finałów, w którym mogliśmy dokonać delikatnego przeglądu wojsk, dać szansę niektórym ławkowiczom. Oto mecz finałów, do którego dla odmiany podchodzimy pewni awansu, a nie pewni powrotu do domu.

I my również ten mecz wygrywamy. Żadnych nagłych katastrof, żadnych spektakularnych porażek, żadnego siania zamętu, tylko kolejna budująca morale i pewność siebie wygrana.

***

18.

12.6.2016, Irlandia Północna – Polska 0:1, EURO

Wiemy, że Irlandia Północna to nie gwiazdy futbolu. Wiemy, że w meczu z Irlandią Północną byliśmy zdecydowanym faworytem, mieliśmy obowiązek wygrać. Dziś nawet lepiej widać jaki to był rywal, bo Kapustka, który na jego tle wypadł świetnie, teraz świetnie nie wypada nawet na tle drugiej ligi belgijskiej.

Ale zbyt wiele widzieliśmy turniejów, w których także na otwarcie dostawaliśmy teoretycznie słabego rywala, by ostatecznie polec w sposób katastrofalny. Pamiętacie, że z Ekwadorem w 2006 nie oddaliśmy nawet celnego strzału? A mieliśmy się po nich przejechać.

Dla całego pokolenia polskich kibiców skromne 1:0 z przeciętną Irlandią Północną było zarazem pierwszym wielkim turniejem, który nie zaczyna się od rozczarowania, czyniącym drugi mecz starciem o wszystko.

Nie było euforii, ale szanujemy spokój ducha, jaki dało to spotkanie.

***

17.

14.10.1992, Holandia – Polska 2:2, Rotterdam, eliminacje mistrzostw świata

Efektowny akcent przegranej kampanii o mundial w USA. U Holendrów grali wtedy Van Basten, Bergkamp, Rijkaard, Koeman. Oranje byli półfinalistami Euro, odpadli z Danią po karnych. Ale i my latem 1992 mieliśmy swój sukces, srebro na igrzyskach, co widać po składzie: trener Strejlau skorzystał z Kowalczyka, Koźmińskiego i Brzęczka. Może medalistów było wciąż zbyt niewielu, skoro bramki strzelali właśnie olimpijczycy, a nie starszyzna.

Po 21 minutach prowadziliśmy 2:0, niestety później dwie bramki strzelił Van Vossen. 2:2 w Holandii dawało nadzieję, niestety, finisz mieliśmy dramatyczny, przegraliśmy ostatnie pięć meczów jak leci.

***

16.

11.11.2016, Rumunia – Polska 0:3, eliminacje mistrzostw świata

Mecze, w których wygrywa się gładko, często się później lekceważy. Przecież ta Rumunia to słabiaki, wygrana z nimi ma być istotna? Jedyne, kiedy nam zagrozili, to jak Robert Lewandowski mało nie dostał petardą.

Ale to nigdy nie jest sytuacja zerojedynkowa. Przeciwnik zagrał tak marnie, bo był pod naszym naporem.

Czy to się komuś podoba czy nie, Rumunia była losowana z pierwszego koszyka, rozstawiona była wyżej niż Anglia, Chorwacja czy Hiszpania. Można się z tego śmiać, ale tak było. Na Euro 2016 Rumuni wcale nie pokazali się ze złej strony, zagrali świetnie z Francją, bardzo dobrze ze Szwajcarią, dopiero z Albanią kompromitacja, która zabrała im kolejną rundę.

To nie była słaba ekipa.

Ale w tym meczu, u siebie, w Bukareszcie gdzie tak często szło nam jak po grudzie, nie zrobili sztycha. To był koncert, różnica klas.

***

15.

1.9.2001. Polska – Norwegia 3:0, eliminacje mistrzostw świata

Norwegia nie miała już żadnych szans, dlatego była cieniem tej waleczności, którą pokazała na Ullevaal. Ten mecz miał być jednostronny i był, stanowił koncert ferajny Jerzego Engela. Trzy gole, łatwe zwycięstwo, świętujący Stadion Śląski, podrzucany pod niebo selekcjoner i powrót na wielki turniej.

Powrót, nie ukrywajmy, z pompą, bo zakwalifikowaliśmy się jako pierwsza drużyna. Niemniej jak szanujemy lekkość tej wygranej, tak fundamenty awansu położone zostały wcześniej.

***

14.

15.11.2006, Belgia – Polska 0:1, eliminacje mistrzostw Europy

Mecz, w którym Radosław Matusiak zabrał piłkę Van Buytenowi i strzelił gola. Definicyjny przykład bramki z niczego. I definicyjny przykład cholernie ważnego zwycięstwa.

Po stratach punktów w pierwszych kolejkach byliśmy w czarnej dupie. Potrzebowaliśmy cudów, żeby wygrzebać się z dna i te cudy nastąpiły. Najpierw z Portugalią, co jednak nie wystarczyłoby, gdyby było jednorazowym wyskokiem – spytajcie Pawła Brożka i innych wybrańców Leo, którzy ograli Czechy w eliminacjach do mundialu w RPA. Tutaj po Portugalii nadeszła konsekwencja, kolejne dobre mecze, wśród których trzypunktowy skalp przywieziony z Belgii jest jednym z najcenniejszych.

***

13.

12.11.2003, Polska – Włochy 3:1, mecz towarzyski

Ciekawy czas dla polsko-włoskich batalii piłkarskich. Wiosną przeżywaliśmy pechowe odpadnięcie Wisły z Lazio, teraz przyszła zemsta nad Italią w meczu reprezentacji.

Oczywiście wiemy, że było to tylko spotkanie towarzyskie. Ale pobić Włochów, to wybitne pokolenie, bo z jednej strony kłopoty bogactwa przełomu wieków, a z drugiej strony ekipa, która zdobędzie mistrzostwo świata 2006… Italia miała wtedy nieporównywalnie większy potencjał kadry niż dzisiaj.

Był to bodaj najlepszy mecz kadry Janasa. Z braku prawoskrzydłowego Janas wystawił dwóch lewoskrzydłowych, którzy zamieniali się rolami. Krzynówek i Kosowski totalnie zaskoczyli jedną z najlepszych linii defensywnych w Europie. Graliśmy z polotem, ofensywnie, otwarcie, bez żadnego kunktatorstwa, a przy tym robiąc świetny wynik.

Byliśmy tamtego dnia przekonani, że w grze tych dwóch mamy tajną broń, która jest w stanie zaskoczyć najlepszych. Ile z tej wiary zostało do 2006 to inna sprawa, Kosowski zagrał 11 minut z Ekwadorem i tyle, ale tamta nadzieja była bezcenna.

***

12.

14.6.2002, USA – Polska 1:3, mistrzostwa świata w Korei i Japonii

Jedno z najbardziej zagadkowych spotkań ostatniego trzydziestolecia. Bo skoro mogło być tak dobrze, to dlaczego było tak źle? Engel ewidentnie zabrał do Korei grupę ludzi, która potrafiła zrobić tam wynik. Jeśli selekcja go zawiodła, to na samym końcu.

Jeszcze dobrze się nikt nie rozsiadł w fotelu, a już 2:0. Do bramki Sukura w meczu o brąz gol Olisadebe był najszybciej strzelonym w turnieju. Spodziewaliśmy się kolejnego łomotu, a tutaj oczarowanie i ładna wygrana z rywalem, który zarówno wcześniej – 3:2 z Portugalią – jak i później – ćwierćfinał nieznacznie przegrany z Niemcami – pokazał klasę.

Inna sprawa, że pomógł nam też sędzia, o czym wielu nie pamięta. Szybko strzelona kontaktowa bramka Donovana mogła skierować mecz na inne tory, ale arbiter jej nie uznał, choć była prawidłowa.

***

11.

9.10.2004, Austria – Polska 1:3, eliminacje mistrzostw świata

Austriacy znakomicie zaczęli tamte eliminacje. W gazie był Ivanschitz, kreowany na przyszłą gwiazdę europejskiej piłki. U siebie zremisowali z Anglikami 2:2, choć przegrywali już 0:2.

Janas awaryjnie powołał na mecz z Austrią Radka Kałużnego, a ten odpłacił się golem już w dziesiątej minucie. Austriacy jeszcze wyrównali, ale końcówka należała do nas.

Nie można odmówić tamtej reprezentacji efektywności – była mistrzem wygrywania meczów, w których wszystko jeszcze mogło się posypać, tak samo było w domowym meczu z Austrią czy wyjeździe do Walii, a przecież pojechaliśmy na mundial właśnie dzięki perfekcyjnemu goleniu zespołów o porównywalnym do nas potencjale.

***

10.

13.11.1991, Polska – Anglia 1:1, eliminacje mistrzostw Europy

Dość zapomniany fragment historii polskiej piłki. Reprezentacja pod wodzą Andrzeja Strejlaua była o krok od awansu na Euro 1992, a pamiętajmy, że wówczas do turnieju dostawało się raptem osiem drużyn – z miejsca, samym wyjazdem, osiągnęliby tyle, ile… kadra Nawałki we Francji.

O wszystkim miał zdecydować mecz w Poznaniu w ostatniej kolejce. Po bramce Szewczyka w 32 minucie prowadziliśmy, a w tym samym czasie Turcja remisowała z Irlandią. Przez dwa kwadranse byliśmy uczestnikami Euro. Niestety, później Irlandczycy zebrali się do kupy, a nam gola wtłukł Lineker.

***

9.

8.9.2007, Portugalia – Polska 2:2, eliminacje mistrzostw Europy

Wiadomo, że z tego dwumeczu wygrana u siebie jest o dziesięć klas bardziej spektakularna. Ale wiecie jak to bywa – jeden mecz może wyjść i przeciętniakowi. Akurat masz dzień konia, a przy okazji wszyscy kumple też i jedziesz z nimi. Szansa tym większa, jeśli to mecz u siebie.

Ale starcie z Portugalią na jej terenie?

Starcie z, przypomnijmy, półfinalistą poprzedniego mundialu?

To nie miało prawa się udać.

A jednak wywieźliśmy stamtąd punkt, a cała Polska pamięta tamten strzał Krzynówka. Prawie każdy chyba uznał, że Krzynek podejmuje złą decyzję, bo od bramki dzieli go cały kilometr… ale uderzenie kąśliwe, słupek, plecy golkipera i remis. Wracamy z piekła z tarczą.

***

8.

17.11.2007, Polska – Belgia, 2:0, eliminacje do mistrzostw Europy

Historyczny, pierwszy awans do mistrzostw Starego Kontynentu klepnięty w dobrym stylu. Belgowie byli cały czas zespołem niebezpiecznym, wystarczy spojrzeć na nazwiska: Van Buyten, Kompany, Vertonghen, Fellaini, Defour, Dembele. Młodzież jednak dopiero się ogrywała, a w rolę nauczycieli weszli Polacy. Dwie bramki Ebiego Smolarka załatwiły sprawę.

***

7.

16.8.1995, Francja – Polska 1:1, eliminacje mistrzostw Europy

Wszyscy pamiętają spotkanie na Parc de Princes przez pryzmat interwencji Andrzeja Woźniaka, który został tego dnia Księciem Paryża. Ale prawda o tym meczu jest trochę inna. Owszem, Woźny obronił karnego, owszem, miał ze dwie parady klasy światowej. Ale do czerwonej kartki Łapińskiego my graliśmy bardzo dobry mecz, żadnej obrony Częstochowy, tylko mądra gra. Szukaliśmy drugiej bramki, nie murowaliśmy.

Tak czy siak 1:1 i tak było sporym sukcesem, co ważne, otwierało nam na oścież drzwi na Euro 1996. Mieliśmy po tym meczu autostradę, niestety spieprzyliśmy finisz tak, jak tylko my potrafimy.

***

6.

25.6.2016, Szwajcaria – Polska, 1:1, karne 4:5, EURO

Uwielbiamy takie mecze przegrywać. Jest wielka stawka, jest szansa, jest zupełnie niezła gra. Ale ostatecznie czegoś brakuje. Szczęście uśmiecha się do rywala. To on pisze historię, to on dostaje się na salony.

Tym razem było inaczej. Tym razem wielka frustracja spłynęła na Szwajcarów.

Czy byliśmy od nich lepsi, czy zasłużyliśmy bezdyskusyjnie na awans? Nie. Szwajcaria była równorzędna, a im dalej w las, tym bardziej naciskała i była bliższa decydującego gola. Tak naprawdę to nie był nasz wielki mecz.

Ale naszym sukcesem było to, że w fazie pucharowej wielkiej imprezy, po pierwszym wyjściu z grupy od 1986, nie zmiękły nam nogi. Cały czas, także tutaj, byliśmy konkurencyjni, trzymaliśmy kontakt, dostawaliśmy ale i zadawaliśmy ciosy.

Oczywiście wiadomo, że rywalizacja ze Szwajcarią nie grzeje tak, jak walka z Niemcami czy Anglikami. Ale odzierając z pozaboiskowych kontekstów, przez ostatnie trzydzieści lat nie wygraliśmy żadnego meczu o większą stawkę. Był to też nasz pierwszy triumf w karnych. Zazdrościliśmy tej nerwówki, zastanawialiśmy się jak smakuje triumf po strzałach z wapna – Euro było szczodre w doświadczenia, poznaliśmy i ich jasną stronę ze Szwajcarami, i ciemną z Portugalią.

***

5.

24.3.2001, Norwegia – Polska 2:3, eliminacje mistrzostw świata

Norwegowie mieli w tamtych eliminacjach problemy od początku – remis u siebie z Armenią, remis z Walią, porażka u siebie z Ukrainą. Ale to ci sami Norwegowie mieli w ataku Ole Gunnara Solskjaera, Johna Carewa i Tore Andre Flo. To wciąż, nawet pod formą, była paczka zawodników grających w lepszych klubach niż biało-czerwoni.

Mieli w meczu z Polską nóż na gardle. Ostatnia szansa, by ratować mistrzostwa. Widać było w nich wielką determinację. Dla nas termin marcowy często kończył marzenia, by wspomnieć starcia z Anglią i Szwecją za Wójcika, które przyszły dokładnie po świetnej jesieni.

A jednak tego wieczoru na zmrożonej murawie odpędziliśmy demony. Nasz znakomity początek, 2:0 do przerwy po golach Olisadebe, potem odpowiedź Norwegów, 2:2, dwadzieścia minut z hakiem do końca. Po drodze dramatyczna kontuzja Matyska – nigdy już dobrze w kadrze nie zagrał – Norwegia nas przygniata, ale gola na 2:3 strzela Karwan. Piekielnie ważne zwycięstwo po emocjonującej grze.

4.

2.9.2000, Ukraina – Polska 1:3, eliminacje mistrzostw świata

To trochę casus zwycięstwa z Niemcami na Narodowym – tu także nikt nie spodziewał się pozytywnego rezultatu. Reprezentacja grała od miesięcy bardzo słabo.

Początek Engela był taki, że już po meczach towarzyskich nie brakowało głosów, żeby go zwolnić. Polska przez cztery pierwsze mecze nie potrafiła strzelić gola, choć graliśmy z Węgrami czy z Finlandią u siebie. W końcu trafił Kryszałowicz, ale Holandia rozbiła nas bez trudu. Postawienie na Olisadebe, który strzelił dość cudaczną, by nie powiedzieć fartowną bramkę z Rumunami, było w zasadzie desperacją.

Engel do meczu z Ukrainą nie wygrał żadnego spotkania.

Tymczasem Ukraina wtedy kojarzyła się z parą Szewczenko – Rebrow, a także innymi asami Dynama Kijów, które zrobiły show w Lidze Mistrzów, lejąc po drodze Real Madryt. To miał być ich czas, nie nasz. To oni mieli być rewelacją, podbić piłkarski świat także w reprezentacyjnych barwach.

A szybki gol Olisadebe, odpowiedź Szewczenki, interwencja życia Tomasza Kłosa, nasze kolejne bramki, zmarnowany karny Andrzeja Juskowiaka.

Kamień węgielny drużyny, która po szesnastu latach otworzyła wrota do wielkiej imprezy, meldując się tam jako pierwsza w Europie.

***

3.

16.6.2016. Niemcy – Polska 0:0, EURO

Przez te niespełna trzydzieści lat sześć razy graliśmy w finałach wielkich imprez. Przełożyło się to na dwadzieścia meczów, podczas których tylko raz osiągnęliśmy pozytywny rezultat z drużyną klasy światowej.

Niemcy, urzędujący mistrz świata, Niemcy, drużyna wybitnie turniejowa, Niemcy, mistrzowie taktyki, Niemcy, zespół pełen gwiazd. A jednak Nawałka wymyślił plan, który kompletnie naszych zachodnich sąsiadów zneutralizował. Nie istnieli w ofensywie, to my – a konkretnie Milik – byliśmy bliżsi przesądzenia wyniku.

Dla postronnego kibica był to pewnie przeraźliwie nudny mecz, jeden z najgorszych podczas francuskiego turnieju. Dla nas? Mecz z potęgą futbolu, gdzie nie tylko robimy wynik na finałach, ale robimy to zasłużenie. Nie dzięki masie farta, nie dzięki zmasowanej defensywie, nie dzięki cudom wyczynianym przez golkipera, tylko dzięki mądrości i klasie piłkarskiej.

Aby poszukać drugiego takiego spotkania, trzeba by wrócić aż do zwycięstwa z Portugalią podczas meksykańskiego mundialu 1986. Nawet tamta Portugalia przy Niemczech 2016 wygląda jednak średnio: brązowy medalista Euro, jadący na mundial pierwszy raz od dwudziestu lat.

***

2.

11.10.2006, Polska – Portugalia 2:1, eliminacje mistrzostw Europy

Po drugiej stronie wicemistrzowie Europy i czwarta drużyna świata z Cristiano Ronaldo, Nuno Gomesem, Deco, Nanim, Simao i Ricardo Carvalho w składzie. U nas Golański, Bronowicki czy Grzesiu Rasiak.

A jednak górą nasi, czego symbolem Bronowicki zakładający siatkę CR7 i szalejący w ofensywie.

Takiego meczu nie zapowiadało nic. Zaczęliśmy bardzo słabo, mało nie polegliśmy w Kazachstanie, co mogło doprowadzić do natychmiastowego zwolnienia Leo. Kadrowo nie było szału, szczególnie w tyłach.

Ale Wolfgang Stark zagwizdał i zaczęła się dziać magia. Jedna bramka Smolarka, druga bramka Smolarka, 2:0 po niespełna dwudziestu minutach.

Nie wiem co wtedy myśleliście, ale my… strach. Tak pięknie się zaczęło, ile razy już się zaczynało, by kończyć się boleśnie? Nie spieprzyć tego, dowieźć do końca, wygrać.

Jakże przyjemnie było oglądać to, co działo się potem, bo żadna z obaw się nie spełniła, to Polacy atakowali dalej i powinni wygrać wyżej. Bezdyskusyjne 3:0 byłoby wynikiem najbardziej sprawiedliwym.

1.

11.10.2014, Polska – Niemcy 2:0, eliminacje mistrzostw świata

Zbieraliśmy łomot od Anglików? Wielokrotnie. Ale swoją chwilę triumfu nad nimi mieliśmy.

Mamy nieporównywalnie mniejszy potencjał od Brazylijczyków, którym zazwyczaj przyszło tylko zazdrościć? Bez dwóch zdań. Ale wydarliśmy im medal na mistrzostwach świata.

Argentyna, Włochy, Francja – wszystkie światowe potęgi mogły nas lać drugi, trzeci, piąty raz, ale jednak i te drużyny poznały smak lania od Polaków.

A Niemcy nie. Ze wszystkich futbolowych rywali pewnie najbardziej zależało nam na wygranych z Niemcami, a jednak całe dekady się nie udawało.

Nawet Orły Górskiego, zespół, który nie musiał bać się nikogo, został utopiony w meczu na wodzie. Nawet reprezentacja Gmocha, najbardziej utalentowana polska kadra w dziejach, tylko zremisowała w Buenos Aires. EL mistrzostw Europy 1972 – RFN zatrzaskuje nam drzwi. Drużyna Piechniczka, brązowy medalista mundialu, przegrywa z nimi mecze towarzyskie. Neuville strzela nam gola w doliczonym czasie gry na mundialu 2006. Podolski pokonuje Boruca dwukrotnie w Klagenfurcie. Gdańsk, mecz towarzyski, sekundy do końca – Cacau trafia, znowu wszystko w łeb.

A jednak 11 października 2014, kiedy nic nie wskazywało, że możemy chociażby zremisować, udało się. Wygraliśmy. Nie z Niemcami B w meczu towarzyskim, tylko w starciu o stawkę. Nie ze słabszym pokoleniem, tylko z mistrzami globu.

To zwycięstwo miało tysiąc wymiarów, sto kontekstów, futbolowy był tylko jednym. Ten mecz był też kamieniem węgielnym reprezentacji Nawałki, która dała nam najwięcej radości w minionym trzydziestoleciu.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK/NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...