Śniadanko, drugie śniadanko, pierwsze danie, drugie danie, pierwsze danie po raz drugi, podwieczorek, Lech Poznań, przedkolacja, kolacja, pokolacja – gdyby Petteri Forsell robił co wieczór bilans posiłków (szczerze wątpimy), to ten niedzielny jadłospis wyglądałby mniej więcej tak. Grubiutki Fin może i ma sylwetkę pana Waldka, gwiazdy ligi zakładowej z Otwocka, ale gdy lutnie z dystansu, to aż McDonald’s wypuszcza nowe kupony.
Gdy koło południa podśmiewaliśmy się z wylewającego się brzucha i obfitych cyców Petteriego wiedzieliśmy, że kogut jeszcze nie zapieje po trzykroć, a Fin udowodni nam, że w tej lidze można olśniewać nawet wtedy, gdy wypływający spod koszulki bebzon wyprzedza twoje plany, marzenia i aspiracje.
Natomiast bawiło nas setnie to, na tle jakiej drużyny błyszczał dziś Forsell. Mówimy tu przecież o Lechu, gdzie Nawałka razem z Tkoczem i Zającem po nocach rozpisują piłkarzom od której nogi mają zacząć wchodzenie po schodach. Mówimy o Lechu, gdzie piłkarze mają wytyczne nawet co do zajmowania miejsc w kościele. Mówimy o Lechu, w którym piłkarze chodzą na zajęcia indywidualne z jogi, MMA, rugby, Monopoly i składania podkoszulek na czas.
No i temu właśnie Lechowi gola z 30. metrów zapakował Petteri Forsell, który mijając Gajosa beknął jeszcze cheesburgerem i coca-colą dziabniętą w tunelu. W poważnej lidze Fin z taką tuszą powinien mieć miejsce gdzieś między kolejką po hot-doga, a kolejką po giętą. U nas ma hektar wolnego miejsca przed bramką.
Oddajemy mu jednak co cesarskie (jak ta sałatka z kurczakiem, dobra). Gdy huknął w rzutu wolnego, to Burić odbił piłkę przed siebie i Musa dobitką otworzył wynik. Gdy przylutował lewą nogą z dystansu, to Burić mógł mu tylko donieść jagodziankę.
Dzięki Forsellowi Miedź do przerwy prowadziła 2:0. Myślicie może – goście cisnęli, Fin pierdyknął dwa razy na bramkę i było 2:0? Cóż, niezupełnie. Lech do przerwy oddał jeden strzał – niecelną próbą zza pola karnego popisał się de Marco. Miedź na boisku się bawiła.
Nawałka próbował reagować, ściągnął Jóźwiaka jeszcze przed deserem przed przerwą, wprowadził Amarala. No i Lecha stać było na gola kontaktowego, gdy przytomną asystą popisał się Tiba, który dograł przed bramkę do Gajosa. Ale to był Kolejorz z meczu z Arką i z meczu z Legią – czasami coś w przodzie wyszło, ale generalnie inicjatywy, myśli przewodniej czy schematów, to nie uświadczyliśmy ich w grze zbyt wiele.
Miedź dostała jeszcze karnego za zagranie ręką Vujadinovicia (po powtórkach w slow-motion – karny, po powtórkach w normalnym tempie – przypadkowe trafienie piłką w rękę Czarnogórca). Lech w samej końcówce odpowiedział trafieniem Amarala po babolu Sapeli. Ale gdyby goście zdołali doprowadzić do remisu, to uznalibyśmy to za niesprawiedliwość dziejów.
[event_results 567565]