Ośmiu Polaków wybiegło w pierwszym składzie Lechii na mecz z Wisłą Kraków. To ciekawe, że klub kojarzony z autobusami szrotu tak zaczął stawiać na naszych zawodników, ale tego chyba chcemy od wszystkich ekstraklasowych klubów, prawda? By opierali się na Polakach, a szeregi uzupełniali dobrymi obcokrajowcami. I tak jest z Lechią, gdzie obok biało-czerwonej podstawy mamy solidnych – a może więcej niż solidnych – Kuciaka, Flavio, Haraslina (teraz kontuzjowanego) i Mladenovicia. Szczególną uwagę zwraca ostatnio Serb, bo można go nazywać najlepszym lewym obrońcą ligi, ale i transferowym majstersztykiem gdańszczan.
Według naszych not tylko Haraslin – biorąc pod uwagę graczy z pola – jest w tym sezonie lepszym piłkarzem Lechii. Słowak wykręcił świetną średnią 5,65, natomiast Serb punktuje na poziomie 5,48. Jednak o ile na początku sezonu Mladenović był “po prostu” solidny, o tyle teraz przechodzi samego siebie. Jeśli idziesz na mecz w Gdańsku, z dużą dozą prawdopodobieństwa możesz założyć, że Serb załaduje bramkę. Strzelał kolejno z Górnikiem, Pogonią i Wisłą Kraków. Jeszcze trafienie z zabrzanami nie było szczególne istotne, bo podwyższało wynik na 3:0, a ekipa Brosza grała beznadziejnie, ale już kolejne dwie bramki znaczyły dla Lechii dużo więcej. Najpierw Mladenović zasadził piękną bramkę z wolnego z Pogonią, która złożyła się na skromne zwycięstwo nad Portowcami, natomiast wczoraj zwyczajnie przesądził o trzech punktach z Białą Gwiazdą. Lechia nie stwarzała sobie stuprocentowych sytuacji, więc trzeba było skorzystać z jakiegoś ułamka takiej. I Mladenović uderzył tak, że dał szansę popełnić Lisowi drobny błąd, a bramkarz Wisły tę pomyłkę zaliczył.
Poza tym, jeśli mówimy o walorach ofensywnych Mladenovicia, to kto waszym zdaniem stworzył najwięcej okazji swoim kolegom w ekstraklasie? Haraslin? Starzyński? Janota? Nie, po 22. kolejkach – skoro obecna jeszcze trwa – najwięcej patelni wystawił Serb. Jak wylicza portal Ekstrastats, Serb wykreował 12 sytuacji kolegom. Drugi z Lechii Haraslin ma ich osiem.
I tego ofensywnego usposobienia Mladenovicia można było się spodziewać, skoro gość potrafił walnąć na przykład dwie bramki Romie w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W raporcie Instat można wyczytać, że Serb oddał w tym sezonie już 21 strzałów na bramkę przeciwnika – innego tak rozstrzelanego lewego obrońcy w lidze nie ma. Sześć z nich było celnych i to też najwyższa wartość w ekstraklasie. Poza tym Mladenović posyła średnio trzy celne piłki w pole karne na mecz i z regularnie grających obrońców w lidze, ustępuje w tym tylko Guilherme i Nunesowi.
Oczywiście obrońcę rozlicza się też w dużej mierze – a może i najbardziej – z obrony, jak sama nazwa pozycji wskazuje. I tutaj Mladenović ma braki, bo wygrywa na przykład tylko 57% starć w obronie, co jest wynikiem o średnio 10% gorszym od czołówki ligowej na lewej stronie (Kirkeskov, Nunes, Guilherme, Siplak, Hlousek). Natomiast ten ofensywny styl grania Mladenovicia po prostu Lechii pasuje. Jeśli trzeba, jego pozycję asekurują wszędobylscy środkowi pomocnicy Łukasik czy Kubicki, albo któryś ze stoperów. Lechia z lewej strony nie ma dziury. Po zagraniach stamtąd (lub po błędzie Mladenovicia, jak karny w Szczecinia), gdańszczanie stracili w meczach z udziałem Serba trzy bramki. A jeśli ktoś chce być złośliwy, może doliczyć rykoszet po bramce Korta w Krakowie. Nie jest to strata, której piłkarz nie odrabiałby by z przodu.
Nie poszło mu zbytnio w Bundeslidze, choć miał moment, kiedy grał dość regularnie, nie poszło mu absolutnie w Belgii. Ale to, że chciano go w Koeln i Liege, a nie był to czas przed pierwszym rozbiorem, o czymś świadczył. To, że w BATE i Crvenie był ważną postacią, też. W Lechii potrzebował dłuższej chwili, żeby dojść do odpowiedniej formy fizycznej, ale gdy w końcu ją złapał – rządzi. Naprawdę wolimy takich gości, niż atletów, którzy jednak w piłkę nie potrafią grać.
Krótko: Mladenović to transferowy strzał w dychę Lechii, nawet jeśli latem będzie trzeba szukać za niego zastępstwa. Bo też nie ma co kryć: grając tak dalej, znów pewnie będzie miał chęć spróbować silniejszej ligi, a kupcy powinni się znaleźć.
Fot. 400mm.pl