Mecz Miedzi z Wisłą Płock miał niemal ten sam ciężar gatunkowy, co sobotnie starcie Górnika z Zagłębiem Sosnowiec. Przegrany mógł się pogrążyć, zwłaszcza że obie ekipy w pierwszych dwóch wiosennych kolejkach dostawały w łeb. No i skończyło się na tym, że „Nafciarze” jeszcze bardziej się zakopali, a łopatę w ręce – zamiast piłki – trzymał Thomas Daehne.
Niemiecki bramkarz nawiązał do swojego katastrofalnego debiutu sprzed roku, gdy w kompromitujący sposób podarował Górnikowi Zabrze dwa gole. Wtedy jednak zespół nie poniósł konsekwencji, płocczanie wygrali 4:2. Tym razem Daehne popełnił błąd w kluczowym momencie, przesądzający o porażce w arcyważnym spotkaniu. Po zagraniu Aleksandara Miljkovicia totalnego flapa w kierunku Niemca puścił Mateusz Szczepaniak. Tu nic nie miało prawa się wydarzyć, mimo że piłka nabrała dziwnej rotacji. Daehne jej nie złapał, najwyraźniej zlekceważył sytuację i wybijał już zza linii bramkowej. Powtórki nie pozostawiły wątpliwości. Ale co tam, najważniejsze, że facet dobrze gra nogami.
Jedni i drudzy sporo zmienili w swoich składach. Dominik Nowak uznał, że to już czas na rzucenie do boju od początku wszystkich zdrowych Hiszpanów, których ma do dyspozycji, więc na ławce wylądowali Rafał Augustyniak i Henrik Ojamaa. Po trzech zawalonych golach na wiosnę do boksu powędrował Anton Kanibołocki, co oznaczało szansę dla Łukasza Sapeli. Wisła wymieniła niemal całą ofensywę, co po części zostało wymuszone przez kartki (Dominik Furman) i kontuzje (Giorgi Merebaszwili, Ricardinho). Trudno powiedzieć, żeby Grzegorz Kuświk wykorzystał szansę, a już na pewno nie zrobił tego Justinas Marazas. Po raz pierwszy od 22 września w wyjściowej jedenastce na ligę znalazł się Semir Stilić i z tej trójki wypadł najlepiej, co nie znaczy, że szałowo.
Pierwsza połowa miała bardzo zmienny przebieg. Do 20. minuty goście sprawiali wrażenie drużyny znacznie pewniejszej i bardziej poukładanej. Sapela szybko został sprawdzony przez Varelę i miał nadspodziewanie dużo problemów po strzale sprzed pola karnego. Miejscowi kibice pewnie nerwowo przełknęli ślinę na myśl o kolejnych sprawdzianach, ale więcej chwil słabości Sapeli nie oglądaliśmy.
Varela później nabrał sędziego Jarosława Przybyła. Bożo Musa interweniując tuż przed „szesnastką” nawet nie dotknął Urugwajczyka, ale jego upadek wyglądał bardzo przekonująco i arbiter przyznał „Nafciarzom” niezasłużony rzut wolny. Wymarzona szansa dla Stilicia, żeby udowodnić wszystkim, że do tej pory niesłusznie siedział na ławce. Bośniak jednak uderzył fatalnie – wysoko nad bramką i niezbyt mocno, jakby chciał lobować. No, kompletne nieporozumienie.
Zaraz potem Stilić powinien mieć jednak asystę. Swoim podaniem stworzył Kuświkowi sytuację sam na sam, ale ten strzelił w słupek. Nowy napastnik Wisły przed przerwą za głowę złapał się jeszcze raz, gdy już po wyrównaniu dostał piłkę na wolne pole od Igora Łasickiego, wpadł w pole karne i kopnął ją prosto w Sapelę. Ta została między nogami bramkarza Miedzi, koniec akcji.
Po wspomnianych dwudziestu minutach nagle idealną kontrę wyprowadziła Miedź. Forsell znakomitym prostopadłym zagraniem uruchomił Omara Santanę, który spokojnie mógłby strzelać samemu, ale podał do jeszcze lepiej ustawionego Zielińskiego. Pozostało dopełnienie formalności. Po objęciu prowadzenia zawodnikom Miedzi znacznie wzrosła pewność siebie. Hiszpański kwartet chwilami bawił się piłką, Bartłomiej Sielewski i Damian Rasak musieli się nieźle nabiegać, żeby nie tracić piłki z oczu. Wydawało się, że beniaminek zyskał pełną kontrolę. I ponownie zwrot o 180 stopni. Nico Varela dośrodkował z rzutu rożnego, a Miljković tak interweniował głową, że zanotował drugiego z rzędu samobója. Od początku było widać, że próbuje wyskakiwać do piłki będącej nie do wybicia przy jego ustawieniu. Jak się jednak okazało, do wbicia była jak najbardziej. Serb przynajmniej asystował potem przy tym farfoclu Szczepaniaka, więc w przeciwieństwie do meczu w Lubinie, koniec końców schodził z boiska w dobrym humorze.
Druga odsłona ogólnie była dużo słabsza od pierwszej, długo nic się nie działo. Dopiero w 67. minucie Angel Garcia chciał zgrać klatką piersiową do Daehne, który jednak zszedł już do boku i Hiszpan omal nie zapisał na swoje konto kuriozalnego swojaka. W ostatniej chwili wybił piłkę. A tuż przed golem na 2:1 do bardzo dobrej okazji doszedł Szczepaniak. Podaniem znalazł go Joan Roman, ale napastnik Miedzi trafił w wychodzącego Daehne. Wisła po utracie drugiej bramki nie miała żadnych argumentów w ofensywie. Ze dwa razy powstało trochę zamieszania w polu karnym Miedzi, ale to nie były żadnej sytuacje czy strzały. Już w doliczonym czasie gospodarze koncertowo spartolili kontrę 5 na 2 i można było kończyć.
Miedź złapała oddech w ostatnim momencie, teraz przed nią boje z Legią i Lechem. Wisła wyrasta na kandydata numer dwa do spadku. Osiem jej ostatnich meczów to zaledwie dwa punkty, a terminarz ma naprawdę trudny: Cracovia, Lechia, Pogoń, Zagłębie Lubin, Piast i dopiero na finiszu fazy zasadniczej teoretycznie powinno być nieco łatwiej ze Śląskiem i Zagłębiem Sosnowiec. Kibu Vicuna musi szybko coś wymyślić, inaczej tę fazę kończyć będzie już nowy trener „Nafciarzy”.
[event_results 563781]
Fot. FotoPyk