Reklama

W pogoni za rekordami – jakie bariery mogą pęknąć w bieżącej edycji LM?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

20 lutego 2019, 15:36 • 22 min czytania 0 komentarzy

Cristiano Ronaldo i Lionel Messi – dwóch kosmitów, którzy swoimi strzeleckimi wyczynami wywrócili do góry nogami wszelkie kroniki futbolowych rekordów. Przede wszystkim w Champions League, gdzie obaj do spółki zdobyli już… 227 goli. To naprawdę jest liczba nie z tej planety. Argentyńczyk w tej kolejce już swojego dorobku nie podrasuje, wczoraj nie udało mu się zaskoczyć golkipera Olympique Lyon, a mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Pozostaje zaczekać na rewanż. Z kolei portugalski super-gwiazdor Juventusu ma dziś szansę, by sobie trochę postrzelać. W potyczce z rywalem, którego gromił wielokrotnie, czyli rzecz jasna z Atletico Madryt. To dobry przeciwnik na przełamanie, bo w bieżących rozgrywkach CR7 nie zachwyca skutecznością na europejskich salonach, choć równolegle we Włoszech robi swoje.

W pogoni za rekordami – jakie bariery mogą pęknąć w bieżącej edycji LM?

Postanowiliśmy przy tej okazji przejrzeć sobie dokładnie różne rekordowe osiągnięcia, pogrzebać w cyferkach. Ostatecznie nie tylko portugalsko-argentyński tandem rozpycha się łokciami w najważniejszych statystycznych rubrykach, jeżeli chodzi o historię Ligi Mistrzów. Wielu innych piłkarzy poprawia swoje zdobycze i wskakuje do coraz to ściślejszej czołówki – nie brakuje i polskich nazwisk.

Nie jest to jednak proste zadanie, zamieszać w księdze rekordów Pucharu Mistrzów. W niektórych przypadkach wielkie legendy futbolu zawiesiły współczesnym bohaterom poprzeczkę na niebotycznym poziomie.

NAJWIĘCEJ ZWYCIĘSTW W HISTORII – 6 (FRANCISCO PACO GENTO: 1956, 1957, 1958, 1959, 1960, 1966)

Lider w tej – kluczowej na dobrą sprawę – statystyce pochodzi jeszcze z czasów piłkarskiej prehistorii. Co dowodzi, z jak wyśrubowanym osiągnięciem mamy do czynienia. To oczywiście absolutna legenda Realu Madryt, czyli Francisco Gento, który aż sześciokrotnie sięgał po Puchar Europy. Hiszpan na profesjonalnym poziomie grał niezwykle długo, bo przez dziewiętnaście lat, dlatego uczestniczył w największych sukcesach ekipy Królewskich, odnoszonych w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, u zarania najbardziej prestiżowych rozgrywek Starego Kontynentu. Ale zdążył się również załapać na 1966 rok, by dokooptować do gabloty kolejne trofeum. Odmieniony Real powrócił na europejski szczyt, w finale Pucharu Europy pokonując piekielnie wtenczas potężny i naszpikowany gwiazdami Partizan Belgrad.

Reklama

Paco, który przez wiele lat spędzonych w stolicy Hiszpanii nosił na ramieniu kapitańską opaskę, przegrał też dwa finały PE. W 1962 roku Real został poskromiony przez Benfikę, dwa lata później poległ w starciu z Interem. Mimo to, Hiszpan nie jest samodzielnym rekordzistą wśród zawodników, którzy najwięcej razy meldowali się na boisku podczas decydującego starcia w rozgrywkach. Ten – nazwijmy to z braku lepszego słowa – zaszczyt należy się także Paolo Maldiniemu. Włoski defensor również grał w finałach Pucharu Europy/Ligi Mistrzów ośmiokrotnie. Wygrał pięć trofeów, a trzy razy musiał przełknąć gorycz porażki, gdy zniesiono go z boiska na tarczy.

W przypadku Maldiniego, podobnie jak u Paco, możemy rzecz jasna mówić o nieprawdopodobnej długowieczności – Paolo grał na lewej obronie Milanu w finale z 1989 roku, gdy Rossoneri zdeklasowali Steauę Bukareszt aż 4:0. Ostatni triumf Włocha, wówczas już stopera, to z kolei rok 2007 i zemsta na Liverpoolu za klęskę w Stambule. Minęło osiemnaście długich lat, dzieciaki urodzone w dniu meczu ze Steauą zdążyły się doczekać pełnoletności! Nie bez kozery wychowanek Milanu bywa nazywany najwybitniejszym europejskim zawodnikiem, który nigdy nie dostał Złotej Piłki. Tyle lat na szczycie to są po prostu Himalaje profesjonalizmu i piłkarskiej klasy.

Choć, co ciekawe, gdzieś tam w tle Maldiniego przemknął się też Alessandro Costacurta, kolejny doskonały i długowieczny defensor z Lombardii. On także ma formalnie pięć pucharów na koncie, ale trzeba pamiętać, że nie wybiegł na boisko w finałach z 1994 i 2007 roku. Co nie zmienia faktu, iż złoty medal za oba zwycięstwa otrzymał, jest więc najstarszym zwycięzcą Ligi Mistrzów w historii. 41 lat i 30 dni.

Siedem razy w finale Pucharu Europy zagrał zaś legendarny Alfredo Di Stefano. Zatriumfował pięciokrotnie, podobnie jak cała plejada jego kumpli z drużyny, wraz z którymi urodzony w Buenos Aires napastnik zdominował rozgrywki w latach 1956-1960.

2c8dfd2e97157a37986db4dda8f83809.jpg--

Przy okazji – najstarszym zawodnikiem, który zameldował się na murawie w meczu Champions League jest jeszcze inny piłkarz, ale również pochodzący ze słonecznej Italii. Golkiper Lazio, Marco Ballotta, ustanowił ten rekord mając na karku 43 lata i 252 dni. Ściga go nieustraszony Gianluigi Buffon (41 lat i 15 dni podczas ostatniego meczu z Manchesterem United). Na przeciwnym biegunie Celestine Babayaro – niespełniony diamencik z Nigerii zadebiutował w LM mając ledwie 16 lat i 86 dni. W 37. minucie premierowego meczu wyleciał z boiska, ukarany czerwonym kartonikiem.
Reklama

Jeżeli mowa o piłkarzach aktywnych, to w ekskluzywnym gronie pięciokrotnych triumfatorów Ligi Mistrzów jest w tej chwili tylko Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zdobył jedno trofeum jeszcze jako zawodnik Manchesteru United, czterokrotnie triumfował natomiast w barwach Los Blancos. To absolutny rekord w erze Champions League, zapoczątkowanej od sezonu 1992/93. Kapitan reprezentacji Portugalii tylko raz zszedł z boiska pokonany w finale – wtedy, gdy Czerwone Diabły musiały uznać wyższość Barcelony (2009), a sam CR7 został przyćmiony przez Leo Messiego. To już trochę zapomniany etap rywalizacji tej dwójki, która rozgorzała na dobre po rekordowym transferze Cristiano do stolicy Hiszpanii. Z kolei Messi ma dotychczas cztery zwycięstwa w LM, aczkolwiek i w jego przypadku należy brać pod uwagę, że w 2006 roku nie grał jeszcze pierwszych skrzypiec w drużynie Blaugrany. Z lwiej części fazy pucharowej LM wykluczyła go kontuzja, której nabawił się zresztą właśnie w Champions League. Na etapie 1/8 finału, podczas meczu z Chelsea.

Asier del Horno, lewy obrońca The Blues, uchodził przed tamtym dwumeczem za jednego z najciekawszych piłkarzy na swojej pozycji w Europie. Wystarczyło mu jednak pół godziny pojedynków z Argentyńczykiem, żeby stracić całą reputację i pogubić gdzieś marzenia o wielkiej karierze w Anglii. Krótki, bo krótki, ale pewien udział w zdobyciu trofeum Messi zatem w 2006 roku miał i swoją rolę odegrał, póki starczyło zdrowia.

Kogo jeszcze warto tutaj wyróżnić? Cztery tytuły (niektóre źródła przypisują mu też piąty, za sezon 1999/00, bo pierwsze pół roku spędził w ekipie późniejszego triumfatora) ma na swoim koncie Clarence Seedorf – Holender jako jedyny piłkarz w dziejach wygrał LM z trzema różnymi klubami, co w barwach Juve spróbuje powtórzyć CR7. Cztery trofea ma też niesłusznie zapomniany Phil Neal, jeden z najbardziej utytułowanych angielskich piłkarzy w dziejach. Słynny na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych obrońca Liverpoolu przez kolegów zwany był Zico, z uwagi na cudowną tendencję do strzelania goli w kluczowych dla klubu momentach. Taki angielski prototyp Sergio Ramosa. Neal swój pierwszy finał wygrał w 1977, a ostatni w 1984 roku. Zwłaszcza ten drugi sukces warto podkreślić – defensor The Reds zdobył jedynego gola dla swojej drużyny w zremisowanym 1:1 finale z Romą, a potem wytrzymał ciśnienie w serii rzutów karnych i utrzymał swoją drużynę przy życiu. A trzeba tu dodać, że mecz rozgrywany był na Stadio Olimpico w Rzymie.

Neal mógł też sięgnąć po piąty puchar, lecz nie sprostał Juventusowi podczas owianego złą sławą finału na belgijskim stadionie Heysel w 1985 roku. Wtedy Puchar Europy, jedyny raz w karierze, zdobył Zbigniew Boniek i do dziś nie doczekaliśmy się kolejnego zawodnika z pola, który uniósłby nad głową najcenniejsze klubowe trofeum Starego Kontynentu. Triumfowali już tylko bramkarze.

SCHALKE ZROBI MEGA-SENSACJĘ I POKONA DZIŚ MANCHESTER CITY? KURS 10.50 W TOTOLOTKU!

Szansę na piąty triumf w bieżących rozgrywkach mają cały czas wspomniany Messi, Gerard Pique (otrzymał też medal za 2008 rok, gdy był rezerwowym Manchesteru United), no i oczywiście caaaała ekipa z Realu Madryt, która zdominowała rozgrywki w ostatnich latach. Swojego dorobku nie poprawią natomiast wymieniani zwykle jednym tchem XaviAndres Iniesta, którzy zatrzymali się na czterech pucharach. Choć pierwszy z Hiszpanów przy sukcesie z 2006 roku specjalnie się nie wykazał, ponieważ Frank Rijkaard stawiał wówczas na innych zawodników w środku pola, a Xavi zmagał się z bardzo groźną kontuzją. Co innego Iniesta. On pojawił się na boisku nawet w finale z Arsenalem.

juventus-paulo-sousa-41-upper-deck-1997-centenary-football-trading-cards-58320-p
Cristiano Ronaldo opuścił Estadio Santiago Bernabeu i to otwiera przed nim jeszcze jedną furtkę do ciekawego osiągnięcia – tylko czterech zawodników potrafiło wygrać Ligę Mistrzów sezon po sezonie z dwoma różnymi klubami. To wymieniany już Pique, ale również Marcel Desailly (Olympique Marsylia w 1993 roku i Milan w 1994), Paulo Sousa (na zdjęciu; Juventus 1996, Borussia Dortmund 1997) i Samuel Eto’o (Barcelona 2009, Inter 2010).

Być może największym pechowcem (albo przegrańcem, zależy jak na to spojrzeć) w historii finałów Champions League jest natomiast Patrice Evra, który decydujący mecz przerżnął aż czterokrotnie. Zaczęło się w 2004 roku, gdy jego Monaco zebrało cięgi od Porto. Potem poległ jeszcze w 2009, 2011 i 2015 roku, za każdym razem przeciwko Barcelonie. Dwa razy w barwach United, raz jako zawodnik Juventusu. Negatywny bilans w finałach ma także Didier Deschamps, dwukrotny triumfator rozgrywek. Boiskowy generał rodem z Francji został pokonany w finale z 1997, 1998 i 2001 roku. Dwa razy jako pomocnik Juve, a raz – to trochę zapomniany epizod z jego kariery – jako piłkarz Valencii. W tym ostatnim meczu grzał jednak ławę od pierwszej do ostatniej minuty, więc swoim doświadczeniem nie mógł wesprzeć kolegów podczas popisowo przez nich przerżniętej serii jedenastek.

Aczkolwiek wspomniany Evra, cokolwiek powiedzieć o finałowych porażkach, Ligę Mistrzów jednak wygrał. Tymczasem Gianluigi Buffon wciąż pozostaje w pościgu za tym marzeniem. Przegrał finał już trzykrotnie. Jego jedynym sukcesem na arenie europejskiej pozostaje Puchar UEFA z 1999 roku, zdobyty jeszcze w barwach Parmy.

Screenshot_2019-02-19 List of European Cup and UEFA Champions League winning players - Wikipedia

Grono pięciokrotnych triumfatorów w Pucharze Europy/Lidze Mistrzów wciąż bardzo wąskie, wypełnione przede wszystkim piłkarzami Realu Madryt, którzy zdominowali pięć pierwszych edycji w dziejach rozgrywek. Gento pozostaje samodzielnym liderem tej klasyfikacji, choć na jego wyczyn dybie Cristiano Ronaldo. fot. Wikipedia

NAJWIĘCEJ WYSTĘPÓW W HISTORII – 174 (IKER CASILLAS: 1999 – ?)

Wszyscy pamiętamy niezbyt przyjemne, pełne łez pożegnanie Ikera Casillasa z Realem Madryt. Wydawało się, że kto jak kto, ale akurat ten golkiper właśnie na Estadio Santiago Bernabeu doczeka końca swojej kariery, tymczasem przyszło mu w wieku 34 lat przeprowadzić się do Portugalii. Zagubił gdzieś aureolę i status świętego. To oczywiście nie jest już ten sam Iker co przed laty – im dalej w las, tym trudniej Hiszpanowi oszukiwać prawa fizyki i wyciągać nieprawdopodobne piłki na linii mierząc zaledwie 185 centymetrów wzrostu. Co nie zmienia faktu, iż trzykrotny zdobywca Pucharu Mistrzów wciąż trzyma solidny, europejski poziom. I śrubuje swój rekord, jeżeli chodzi o liczbę występów w Champions League, w której pojawia się nieprzerwanie od dwudziestu sezonów. To zresztą również bezprecedensowy wyczyn.

Jeżeli zagra w rewanżu z Romą – a nic nie wskazuje na to, by miało być inaczej – rozegra mecz numer 175 w europejskiej elicie. To piękny wynik, ale do magicznej dwusetki trudno będzie dojechać. Trzeba by było występować jednak w trochę mocniejszej ekipie niż FC Porto, któremu regularne awanse do finału LM nie grożą.

Casillas jest też drugim po CR7 zawodnikiem, który przekroczył w Lidze Mistrzów liczbę stu zwycięskich spotkań. To prawie dwa razy więcej niż polskie kluby w całej historii swoich przygód w europejskiej elicie.

Raul-Gonzalez

Jubileuszową setkę jako pierwszy w dziejach osiągnął natomiast Raul. Nie uświetnił jednak tego historycznego meczu zwycięstwem. 22 lutego 2006 roku Real Madryt – w rozklekotanej już nieco formule Galacticos – poległ 0:1 z Arsenalem. W tej chwili hiszpański napastnik zajmuje czwartą lokatę na liście wszech czasów – jego licznik zatrzymał się na 142 występach.

Za plecami Casillasa w rankingu występów już pędzi jego były klubowy kolega, czyli właśnie Cristiano Ronaldo, przed którym dzisiaj 159. spotkanie w Lidze Mistrzów. Portugalczyk jest w doskonałej dyspozycji fizycznej i zdecydowanie ma jeszcze przed sobą kilka sezonów grania na najwyższym poziomie, o ile oczywiście futbol w wydaniu europejskim mu się nie znudzi i nie nastąpi jakaś zaskakująca przeprowadzka do Azji lub za wielką wodę. Niby abstrakcja, lecz przecież transfer do Turynu też trzasnął w piłkarski świat jak grom z jasnego nieba.

Czy 34-letni Portugalczyk ma jakiekolwiek szanse, by dociągnąć do dwustu występów w Champions League? Dystans wydaje się być troszkę za duży, nawet jak na jego możliwości. Bardziej prawdopodobne wydaje się być zluzowanie Casillasa z pozycji lidera, oczywiście o ile hiszpański weteran wkrótce zainspiruje się poezją Agnieszki Chylińskiej i powie sobie dość.

Jeżeli zaś mowa o zawodnikach wciąż aktywnych w Europie, to jeszcze dwóch łapie się do pierwszej dziesiątki zestawienia. Leo Messi (szóste miejsce; 130 meczów) i Gianluigi Buffon (dziesiąte miejsce; 121). Atak na TOP10 przypuszczą bez wątpienia Sergio Ramos (trzynaste miejsce; 119) i Karim Benzema (osiemnaste miejsce; 111). Zresztą – gdyby podliczyć Ramosa pod względem minut spędzonych na murawie, a nie suchej liczby występów, to już teraz byłby o kilka lokat wyżej. Choć swojego byłego kolegi z zespołu chyba nie doścignie. Według statystyk Transfermarkt, Iker Casillas spędził w swojej karierze 15517 minut na boiskach Champions League.

Czyli – przeszło dziesięć dni.

Do Klubu 100 w Lidze Mistrzów kwalifikuje się w tej chwili 37. zawodników, z czego aktywnych w bieżącej edycji rozgrywek jest dwunastu. Najbliżej dołączenia do elity jest w typ momencie Manuel Neuer, który nabił dotychczas 98 występów. Zaskakująco blado wypada natomiast dorobek Francka Ribery’ego (85 meczów) i Luki Modricia (75). Cokolwiek powiedzieć, zawodników absolutnie ikonicznych dla tych rozgrywek w ostatniej dekadzie, wielkich mistrzów. A już kompletnie szokujący jest skromniutki bilans Giorgio Chielliniego – ten stary, włoski wyjadacz hymnu LM wysłuchał ledwie 68 razy. Tylko o cztery oczka więcej niż Rafinha, tylko osiem oczek więcej od Jeffersona Farfana.

Co z biało-czerwoną reprezentacją? Bardzo daleko do Klubu 100 ma Łukasz Piszczek. Prawy obrońca Borussii Dortmund dotychczas nabił tylko 45 występów w Lidze Mistrzów i w bieżącej edycji turnieju raczej ten bilans nie ulegnie istotnej poprawie. Lepiej stoją akcje Roberta Lewandowskiego – 78 meczów, magiczna setka jak najbardziej w zasięgu. Wojtek Szczęsny daleko w tyle – 39 gier. Choć towarzystwo golkipera Juventusu na liście całkiem zacne – taki sam bilans ma Keylor Navas, a ledwie o jedno spotkanie więcej uciułali Jan OblakDavid De Gea. Na 38 starciach zatrzymał się natomiast licznik Józefa Wandzika.

ZABRZE 24.11.2017 SPORT PILKA NOZNA LOTTO EKSTRAKLASA GORNIK ZABRZE - JAGIELLONIA BIALYSTOK NZ. STANISLAW OSLIZLO FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Drugim najbardziej doświadczonym Polakiem w LM pozostaje na razie Jerzy Dudek (47 gier). Nie licząc omawianych już zawodników, trzydziestka stuknęła też Krzysztofowi Warzysze (34), Michałowi Żewłakowowi (31) i Stanisławowi Oślizle ( na zdjęciu; 30). fot. 400mm.pl

Screenshot_2019-02-20 List of footballers with 100 or more UEFA Champions League appearances - Wikipedia(1)

Lista jest oczywiście totalnie zdominowana przez współczesne gwiazdy z uwagi na to, że formułę fazy grupowej wprowadzono i rozwinięto dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Początku Pucharu Europy to klasyczny format turniejowy i o wiele mniej meczów do rozegrania. fot. Wikipedia

NAJWIĘCEJ CZYSTYCH KONT W HISTORII – 59 (IKER CASILLAS: 1999 – ?)

I znowu rubryka, w której góruje dzisiejszy golkiper FC Porto. Oczywiście ten dorobek wydaje się być naturalny – El Santo rozegrał w Champions League najwięcej meczów, więc – siłą rzeczy – liczba zachowanych przez niego czystych kont również musi imponować. Gdyby ich tak regularnie nie zachowywał, to przecież by aż tak długo i często w LM nie grał, prawidłowość prosta jak budowa cepa. Trochę inaczej to wygląda, jeśli wziąć pod uwagę średnią traconych goli. Tutaj statystyki Transfermarkt są już dla Ikera Casillasa mniej łaskawe, a promują inne, często nie tak oczywiste nazwiska. 

33.9% meczów – tylko tyle udało się zakończyć byłemu bramkarzowi Realu z czystym kontem. Jego średnia traconych goli na mecz nie powala na kolana, to aż 1.13 bramki. Jeden z najsłabszych wyników w czołówce.

JUVENTUS POKONA ATLETICO W MADRYCIE? KURS 2.85 W TOTOLOTKU!

Znacznie lepiej wygląda pod tym kątem Gianluigi Buffon. Włoch czyste konto zachował w LM równo 50 razy, ustanawiając ten wynik w swoim ostatnim występie przeciwko Manchesterowi United. Dużo korzystniej wypadają w jego przypadku pozostałe statystyki – 41.3% meczów bez utraty gola i 0.96 bramki średnio traconej na mecz. Ale – co trzeba powiedzieć wprost – dwaj legendarni bramkarze, których nazwiska w pierwszej kolejności przychodzą do głowy podczas dyskusji o najlepszych zawodnikach całej generacji, wypadają blado na tle wielu mniej sławnych golkiperów.

3c2e57ecf136a7f84905e9f9883ba303

Trzech bramkarzy zdobyło gola w erze Champions League. Jedynym, któremu udało się to podczas zwyczajnej akcji pozostaje Sinan Bolat, który w 95. minucie ostatniego meczu fazy grupowej zapewnił swojej drużynie remis i trzecie miejsce w stawce, gwarantujące rzecz jasna udział w Lidze Europy. Vincent Enyeama i Hans-Jorg Butt strzelali natomiast z karnych. Ten drugi aż trzykrotnie i za każdym razem przeciwko Juventusowi. Pokonywał z jedenastu metrów Edwina van der Sara i Gigiego Buffona. Niemcowi gorzej szła natomiast obrona własnej bramki, bo ledwie 22.6% czystych kont w 62 meczach nie robi dobrego wrażenia. fot. Youtube

Weźmy na tapet choćby Victora Valdesa, niesłusznie zapamiętanego przede wszystkim z nielicznych, choć rażących wpadek, a nie z mnóstwa doskonałych spotkań, rozegranych zwłaszcza w końcowej fazie jego przygody z Barcą. Były piłkarz Barcelony czyste konto zachował w LM równo 45 razy, co daje 42.5% meczów bez utraty gola i ledwie 0.84 bramki traconej na mecz. Jeszcze efektowniej wypada Edwin van der Sar. Długowieczny Holender ponad połowę (52%) swoich występów w Champions League zakończył z poczuciem dobrze wykonanej roboty. 0.81 bramki traconej na mecz? Doskonały dorobek.

Holender co prawda w finałach LM bilans ma negatywny (2 zwycięstwa, 3 porażki), ale i tak jego obecność między słupkami stanowiła swoisty znak jakości w rywalizacji o Puchar Mistrzów. 98 występów, 51 z czystym kontem. Po prostu mistrz.

Sroce spod ogona nie wypadł także Petr Cech – 49 czystych kont i 44.1% meczów bez utraconego gola każe sobie przypomnieć, jak znakomity był to w swoim czasie bramkarz. U schyłku swojej kariery trochę oklapł i chyba dobrze, że nie będzie się już dłużej rozmieniał swej sławy na drobne, ale choćby za sam sezon 2011/12 warto uroczego czeskiego perkusistę wymieniać w ścisłym gronie najwybitniejszych golkiperów w dziejach Champions League.

A jeszcze lepszy od Valdesa i Van der Sara – przynajmniej pod pewnymi względami – jest pamiętny Dida, który tak wspaniale sobie radził między słupkami Milanu. Legenda San Siro to co prawda “zaledwie” 34 czyste konta, ale poza tym: aż 47.2% meczów bez wyciągania piłki z sieci i – uwaga – średnia straconych goli na poziomie 0.78. Wiadomo, że tak wyśrubowany rezultat to przede wszystkim zasługa doskonałej defensywy, ostatecznie inny z ex-milanistów, Sebastiano Rossi również bryluje w tego rodzaju rubrykach (55.6% czystych kont). Uroki grania w jednym klubie z Baresim, Maldinim czy Nestą. Ale i tak wypada z uznaniem uchylić ronda kapelusza przed wspaniałymi osiągnięciami Didy.

Vitor Baia, Portugal goalkeeper

Do dziesiątki golkiperów z największą liczbą czystych kont w dziejach LM łapie się także Vitor Baia. To nie jest jedyna ciekawa statystyka, w której pojawia się nazwisko portugalskiego bramkarza. Baia jest jednym z zaledwie dziewięciu piłkarzy, którzy zdobyli wszystkie trzy duże trofea spod szyldu UEFA. Wygrał Ligę Mistrzów (2004), Puchar UEFA (2003) i Puchar Zdobywców Pucharów (1997). Jest jedynym zawodnikiem, który dokonał tego nie reprezentując nigdy Juventusu ani Ajaksu. fot. newspix.pl

Mniej okazale na zarysowanym powyżej tle prezentują się wyczyny niemieckich bramkarzy. Ani Manuel Neuer, ani Oliver Kahn nie mają statystyk nawet na poziomie 40% czystych kont we wszystkich występach. Warto natomiast docenić Carlo Cudiciniego – niedoceniany Włoch zagrał w LM tylko 22 razy i… aż czternastokrotnie okiełznał ofensywne zapędy napastników rywala, nie przepuszczając ani jednej bramki. Zaś na osłodę dla naszych zachodnich sąsiadów można jeszcze dorzucić pewną ciekawostkę. Mianowicie, Jens Lehmann w latach 2007-2007 nie wpuścił ani jednego gola przez 853 minuty, co jest do dziś najdłuższą tego rodzaju serią w dziejach LM.

A jak to wygląda z obronami rzutów karnych (nie licząc serii jedenastek)?

Najwięcej, a jakże, wyciągnął oczywiście Casillas, broniąc sześć strzałów (na 21 podejść). Po cztery karniaczki odbili z kolei Buffon i Neuer. Jednak zupełnie szokująco wypada w tym towarzystwie Cech, który wybronił aż pięć z jedenastu uderzeń z wapna. Jeżeli chodzi o strzelców, nie ma niespodzianki: najlepszy Cristiano (15/18), potem Messi (11/14), dalej Ruud van Nistelrooy (10/14) i Luis Figo (10/11). Bezbłędny cały czas jest w LM nasz Robert Lewandowski (7/7), nigdy się również z karnego nie pomylili Kaka (5/5), Cesc Fabregas (5/5) i Alessandro Del Piero (7/7).

Swoją drogą – zauważyliście, że ani jeden dwumecz w Champions League nie był rozstrzygany rzutami karnymi od czasu finału między Realem i Atletico w 2016 roku? Minęło sporo czasu, ale to tak naprawdę nihil novi w tych rozgrywkach – przez całą dekadę lat dziewięćdziesiątych sędzia musiał zarządzić konkurs jedenastek jedynie czterokrotnie, w tym dwa razy w finale (1991, 1996).

Screenshot_2019-02-20 UEFA Champions League - Clean Sheets

Czołowa dziesiątka to miejsce zdominowane przez weteranów i emerytów. Ale nadciąga młodość – 21 czystych kont uciułał już Marc-Andre Ter Stegen (15. miejsce), o jedno mniej ma Jan Oblak. Szesnaście razy zeszli z boiska niepokonani Wojciech Szczęsny i David De Gea. fot. Transfermarkt

NAJWIĘCEJ GOLI W HISTORII – 121 (CRISTIANO RONALDO: 2003 – ?)

Cóż – nie ma co ukrywać, najgorętsza statystyka. Osiągnięcie, o którym mówi się najczęściej. Zanim piłkarscy kosmici rozpoczęli na całego swój strzelecki festiwal, to naprawdę mogło się wydawać, że 71 goli strzelonych w Lidze Mistrzów przez Raula to rezultat wyśrubowany i trudny do przebicia. Dzisiaj można się już całkiem otwarcie zastanawiać, czy Cristiano Ronaldo kiedyś dorobku hiszpańskiego super-snajpera nie podwoi.

Istne szaleństwo.

MANCHESTER CITY WYGRA NA WYJEŹDZIE Z SCHALKE? KURS 1.32 W LV BET!

CR7 ma w tej chwili 121 goli na swoim koncie. Siedem razy był królem strzelców Ligi Mistrzów, udało mu się to osiągnąć sześć razy z rzędu. Choć zanosi się, że w bieżącym sezonie ta akurat passa zostanie przerwana. Portugalczyk zajmuje pierwsze, drugie i trzecie miejsce na liście wszech czasów pod względem największej liczby bramek strzelonych w pojedynczym sezonie LM. Jego życiówka to siedemnaście trafień w sezonie 2013/14. Pomniejsze rekordy i rekordziki można wyliczać w nieskończoność: dziesięć trafień w fazie pucharowej (2017), jedenaście meczów z rzędu z golem na koncie, dwanaście trafień bezpośrednio z rzutów wolnych (no, tutaj pewnie procent skuteczności byłby żałośnie niski, ale w historii łatwiej zapisać się czasem ilością niż jakością).

77435cb48203bc1ef27ae7cff939f788

Autorem najszybciej zdobytej bramki w dziejach Ligi Mistrzów jest Roy Makaay, który w marcu 2007 roku pokonał bramkarza Realu Madryt już w dwunastej sekundzie meczu, korzystając z babola Roberto Carlosa w przyjęciu piłki. Najszybszy gol w finale to natomiast osiągnięcie należące do omawianego już Paolo Maldiniego. Włoch pokonał Jerzego Dudka po 53 sekundach meczu w 2005 roku. Choć coś nam się wydaje, że to Polak lepiej wspomina tamten wieczór w Stambule. fot. newspix.pl

Piorunująco prezentują się jednak przede wszystkim osiągnięcia Portugalczyka w fazie pucharowej – cztery gole w finałach Champions League, 13 w półfinałach, 23 w ćwierćfinałach. To daje, bagatela, 40 goli od ćwierćfinału wzwyż! Dla porównania – Leo Messi ma na tym etapie rozgrywek “tylko” szesnaście bramek w dorobku. Trzeba wziąć rzecz jasna pod uwagę, że Argentyńczyk nigdy nie był klasycznym egzekutorem, ani nawet skrzydłowym, który większość swojej uwagi koncentruje na wypracowaniu sobie pozycji do strzału z pierwszej piłki. Messi to kreator, tymczasem sam również nahukał tych bramek jak puchacz. 106 trafień, w tym rekordowe 66 w fazie grupowej. Jest młodszy od Cristiano, więc wyprzedzenie gwiazdora Juventusu wciąż pozostaje w jego zasięgu. Tym bardziej, iż w bieżącym sezonie odrabia dystans do Portugalczyka.

W ostatnich latach było odwrotnie. Dość powiedzieć, że to przecież Messi zdetronizował przed laty Raula, przebijając jego 71 goli, tymczasem dzisiaj strata Argentyńczyka do lidera z Turynu jest naprawdę spora.

Trzecie miejsce na liście najlepszych strzelców wszech czasów należy do wspomnianego wielokrotnie Raula, którego ściga niestrudzony Karim Benzema. Napastnik słynący z rozmaitych atutów, choć niekoniecznie z perfekcji w finalizowaniu akcji. Ale Liga Mistrzów to zdecydowanie ulubione rozgrywki Francuza – o ile w Hiszpanii celownik notorycznie go zawodzi, tak na europejskich salonach zawodnik Los Blancos niezmiennie od lat notuje ważne trafienia. Ma ich już na koncie 60 i pewnie ostatniego słowa nie powiedział.

Piąty na liście jest Ruud van Nistelrooy, w swoim czasie również niezły dominator w LM. Co prawda Manchester United nie odnosił z Holendrem w składzie wielu istotnych sukcesów, nawet na krajowym podwórku – tylko jedno mistrzostwo Anglii przez pięć lat gry u Sir Alexa Fergusona to nie jest nic wielkiego, nie oszukujmy się – ale Nistelrooy ze swoich obowiązków pod bramką przeciwnika zawsze wywiązywał się z należytą starannością, potwierdzając po prostu reputację wybitnego strzelca.

56 goli Holendra niebawem powinno jednak zostać przelicytowane przez innego hegemona szesnastki. Robert Lewandowski ma już na swoim koncie 53 trafienia w Pucharze Mistrzów i naprawdę tyci, tyci mu brakuje, by łyknąć byłego piłkarza Czerwonych Diabłów. Jeden wielki wieczór, jeden hattrick i już capnie Holendra, a awans do TOP5 stanie się faktem. Sytuacja jest zresztą o tyle komfortowa, że Polak nie musi się martwić o presję związaną z ewentualną grupą pościgową – za nim w rankingu sami ex-piłkarze. Dopiero czternasty jest kolega Lewego z Monachium, czyli niepozorny, a strugający całkiem niezłe liczby Thomas Muller (42 gole), zaś siedemnastą lokatę zajmuje Edinson Cavani (34 trafienia). Tuż za nim Sergio Aguero.

Nie są to napastnicy, nazwijmy to, pierwszej młodości, z całym szacunkiem dla ich doskonałej dyspozycji. Z Lewego też żaden młodzieniaszek, ale na marzenia o łyknięciu Raula wciąż może sobie pozwolić.

358fadb3a4a911e5d809022a343267b3

Peter Ofori-Quaye z Olympiakosu Pireus to najmłodszy piłkarz, który zdobył gola w Lidze Mistrzów. Pochodzący z Ghany piłkarz miał 17 lat i 194 dni, gdy pokonał bramkarza Rosenborga w październiku 1997 roku. To kolejny afrykański zawodnik, który pojawia się w kategorii “najmłodszy”, co rzuca cień podejrzenia na wiarygodność tych danych, ale cóż – nikt ich nigdy nie zdementował, więc wypada uwierzyć. Tak czy owak – na drugim brzegu rzeki mamy Francesco Tottiego, który swą ostatnią bramkę w Lidze Mistrzów ustrzelił mając 38 lat i 59 dni na karku.

Jeżeli z czegoś zapamiętamy występy Lewandowskiego w Lidze Mistrzów, to na pewno z czterech bramek zdobytych w półfinale z Realem Madryt w 2013 roku. Od czasu reformy Pucharu Europy dokonało tego ledwie jedenastu zawodników, w tym Polak. W fazie pucharowej dali radę się na taki wyczyn szarpnąć tylko dwaj piłkarze – Messi (2010 rok, czwóreczka z Arsenalem w ćwierćfinale) i Mario Gomez (2012 rok, czteropak zaaplikowany Basel w 1/8 finału). Patrząc natomiast na historię Pucharu Mistrzów bardziej całościowo, warto jeszcze wymienić dokonanie Ferenca Puskasa. Najsłynniejszy węgierski piłkarz wszech czasów wpakował cztery sztuki Eintrachtowi Frankfurt w finale z 1960 roku. Di Stefano dołożył wtedy do pieca hattricka.

Na piątkę spisało się dwunastu piłkarzy w dziejach Pucharu Europy. Jeżeli chodzi o erę Ligi Mistrzów: znowu Messi (2012 rok, pięć goli w meczu z Bayerem Leverkusen) i Luiz Adriano (2014 rok, piątka z BATE Borysów). W czasy bardziej zamierzchłe nie ma sensu sięgać, bo były to zwykle strzeleckie festiwale w starciach z kompletnymi ogórasami.

Co nie oznacza, że przeszłość należy lekceważyć. Bo jeżeli poukładamy listę najlepszych strzelców wszech czasów nie według liczby goli, a średniej zdobytych bramek na mecz, to natychmiast na szczycie pojawią się nazwiska gwiazdorów z czasów zamierzchłych. Gerd Muller – zdobywca 34 goli w 35 spotkaniach – zdecydowanie prowadzi w takiej klasyfikacji. A tuż za jego plecami słynny brazylijski napastnik Jose Altafini, znany raczej jako Mazzola. Faworyt włoskiej publiczności, nie tylko jako piłkarz, ale i osobowość telewizyjna. 24 gole w 28 występach, piękny bilans.

Altafini w Pucharze Europy zatriumfował tylko raz, jako zawodnik Milanu, ale za to w jakim stylu – dwa gole w finale, które odebrały nadzieje na triumf Benfice, z wielkim Eusebio w składzie. A to wszystko na kultowym Wembley.

Dalej? Symbole Realu Madryt, czyli Ferenc Puskas (35/41, 0.85 gola na mecz) i Alfredo Di Stefano (49/58, 0.84 gola na mecz). I dopiero teraz, na piątym i szóstym miejscu przychodzi czas na Messiego i CR7. Ten drugi rozstrzelał się w swojej karierze dość późno, jego pierwsze sezony w barwach Manchesteru United nie były aż tak obfite w bramki i to się odbija w statystykach. 0.77 gola na mecz Ronaldo to identyczny bilans co van Nistelrooya, a tylko o jedną dziesiątą lepszy niż wynik, którym legitymuje się Jean-Pierre Papin (28/37, 0.76 gola na mecz).

zlatan-ibrahimovic-inter-milan_3428739

Liga Mistrzów to nigdy nie były ulubione rozgrywki Zlatana. 48 goli w 120 występach to oczywiście wynik elegancki, ale trafień Szweda zawsze brakowało jego drużynom w fazie pucharowej. Do Ibry należy jednak parę znaczących osiągnięć. Jest choćby jedynym zawodnikiem, który zdobywał na poziomie Ligi Mistrzów bramki aż dla sześciu różnych klubów. Nikt nie obejrzał też większej liczby czerwonych kartek w erze Champions League – Zlatanowi wlepiono czerwo aż czterokrotnie, podobnie jak Edgarowi Davidsowi.

Skoro już o bramkach mowa, to warto też wyróżnić autorów największej liczby swojaków. Nic specjalnego – jeszcze żaden zawodnik nie zdobył więcej niż dwóch goli samobójczych w ramach Pucharu Mistrzów. Jest w tym gronie również Polak, Andrzej Grębosz. Ale nie ma się czego wstydzić – lista jest dość długa i aż się na niej roi od wielkich postaci. Szansę, by zostać samodzielnym liderem tej klasyfikacji wciąż mają Sergio Ramos, Gerard PiqueStefan Savić.

ATLETICO OBRONI WŁASNY OBIEKT I WYGRA U SIEBIE Z JUVENTUSEM? KURS 2.9 W LV BET!

Jeżeli zaś chodzi o ciągłość strzelecką, to nie ma sobie równych Ryan Giggs, który aż w szesnastu edycjach LM potrafił odnaleźć drogę do siatki rywala. Należy oczywiście do najskuteczniejszych nie-napastników w dziejach Champions League, choć jego 28 goli przebijają jeszcze Neymar (32 trafienia), Arjen Robben (31) i Kaka (30). Ten ostatni był zresztą królem strzelców turnieju i jest to ostatnia sytuacja, gdy ktoś zgarnął ten laur sprzed nosa Ronaldo i Messiego.

Screenshot_2019-02-20 List of European Cup and UEFA Champions League top scorers - Wikipedia

Trzydzieści goli w Lidze Mistrzów. Właściwie każdy zawodnik, który tę barierę osiągnął lub przekroczył na status niekwestionowanej ikony futbolu. fot. Wikipedia

fot. uefa.com

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
1
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...