Czasami słyszymy zarzuty, że na ekstraklasowe zdarzenia patrzymy zbyt powierzchownie. Że w głowie nam tylko gole, asysty i babole, a zapomnimy detalach i niuansach składających się na obraz meczu i decydujących o jego obliczu. Że olewamy sprawy, przez które z zachwytu cmokają specjaliści od taktyki.
Cóż, najwyższa pora, by zniżyć głowę i pokornie uderzyć się w pierś. Nadrabiamy zaległości, bo – jak nam się wydaje – trafiliśmy na perełkę. I to gdzie! Nie w Premier League, gdzie wszyscy kasują fortuny. Nie w La Liga, która siłą rzeczy kojarzy się z taktycznymi ucztami. Nawet nie w Bundeslidze, w której widzimy mnóstwo utalentowanych trenerów. U nas, w Ekstraklasie.
Dobra, do rzeczy. Rzut wolny z blisko 40 metrów od bramki rywala to z jednej strony szansa na zdobycz bramkową, a z drugiej – nie da się ukryć – sytuacja, która może skończyć się groźną kontrą przeciwnika. Gdy spojrzymy na to chłodnym, analitycznym okiem, wyjdzie nam jednak, że gole z takich okazji padają stosunkowo dość rzadko. Przynajmniej co dziesięć prób? Oczywiście, że nie. Stąd rośnie znaczenie drugiej kwestii – uniknięcie zagrożenia związanego z błyskawicznym atakiem rywali.
Dlatego za szkoleniowe uznajemy zachowanie Rafała Augustyniaka w meczu Zagłębia Lubin z Miedzią Legnica. Zobaczcie sami.
Najpiękniejszy rzut wolny weekendu już znamy #ZAGMIEpic.twitter.com/yLNkjTZFnS
— Konrad Marzec (@konmar92) 17 lutego 2019
Musiał wziąć pod uwagę to, że koledzy z ofensywy nie są dziś najlepiej dysponowani. Zapewne miał też świadomość, że niełatwo przeskoczyć Balicia, Guldana czy Oko. Po tej błyskawicznej analizie szans na powodzenie wrzutki pomocnik Miedzi z pełną premedytacją posłał piłkę poza zasięgiem jakiegokolwiek piłkarza po to, by za chwilę nie zrobiło się ciepło pod bramką Kanibołockiego, który był dziś w stanie przepuścić przecież każdy strzał.
Chylimy czoła!
Oczywiście istnieje możliwość, że po prostu pierdolnął w aut, choć nie chciał, ale bądźmy poważni…