Ma-sa-kra! Napisać, że Polacy wygrali konkurs drużynowy w Willingen, to nic nie napisać. Nasi skoczkowie dziś latali w kompletnie innej lidze niż wszyscy inni. Można tylko żałować, że to nie był konkurs indywidualny, bo całe podium byłoby biało-czerwone! Tak, czy inaczej – jeśli ktoś obawiał się o formę naszej reprezentacji na nadchodzące mistrzostwa świata – może odetchnąć z ulgą.
Od samego początku zmagań w Willingen wszystko układało się dla nas znakomicie. Polacy praktycznie w każdym skoku odlatywali rywalom. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby przysłali pierwszy skład, a pozostałe ekipy kazały występować juniorom. Po pierwszej serii w zasadzie wszystko było jasne. Podopieczni Stefana Horngachera wyprzedzali drugich Japończyków o 35 punktów, a trzecich Słoweńców o 64. Trudno określić to innym słowem niż nokaut.
Jakby tego było mało, w drugiej serii nasi wcale nie zamierzali zdejmować nogi z gazu. Ba, jeszcze podkręcili tempo! Dawid Kubacki zrehabilitował się za nieudany pierwszy skok (120,5) i odpalił 135 metrów. 133 dołożył Kamil Stoch, 129 Piotr Żyła. Wszystkich przebił jednak niesamowity Jakub Wolny, który do 140,5 metra z pierwszej próby dołożył 141,5 w drugiej! O formie Polaków może świadczyć jeszcze jedno: czterech reprezentantów, dwa skoki każdy, do tego trudne, zmienne warunki. A nasi w każdej kolejnej serii powiększali przewagę – prawdę mówiąc nie pamiętamy drugiego konkursu z takim pokazem totalnej dominacji jednej drużyny.
W indywidualnych zawodach Wolny wygrałby 9 punktów przed Żyłą i Stochem. Zawody były jednak drużynowe i skończyło się na gigantycznej przewagą biało-czerwonych. Pisząc „gigantyczną” ani odrobinę nie przesadzamy. Niemcy stracili do naszych prawie 80 punktów, a Słoweńcy – ponad sto! Inaczej mówiąc: nasi by wygrali, nawet, gdyby zamienili powiedzmy Dawida Kubackiego na Tonio Tajnera…
To piąta w historii drużynowa wygrana Polaków, co ciekawe – wszystkie miały miejsce pod wodzą trenera Horngachera. Prawdę mówiąc: trudno o lepszy prognostyk przed zbliżającymi się wielkimi krokami mistrzostwami świata. Początek zawodów w austriackim Seefeld już w środę. Pytanie o to, kto będzie faworytem do medali oficjalnie uznajemy za retoryczne.
Fot. Newspix.pl