Nie było dziś możliwości, by ktokolwiek wygrał z Kamilem Stochem. Polak po prostu zmiażdżył konkurencję, zwyciężając w Lahti z przewagą siedemnastu punktów. Innymi słowy: przeskoczył ich o 9,5 metra na skoczni K116! Swój – choć odłożony o dzień – moment chwały miała też Natalia Maliszewska w Turynie, a w szwedzkim Are ostatni medal mistrzostw świata w karierze zdobyła Lindsey Vonn.
Mamy nadzieję, że wszyscy nam wybaczą, ale nie będziemy dżentelmenami – zaczniemy od Kamila Stocha. Co prawda szanse na Kryształową Kulę są już niemal stracone (o ile Ryoyu Kobayashi nie stwierdzi nagle, że odpuszcza pozostałe konkursy, to Japończyk bez większych trudów powinien zapewnić sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej), ale wygrana w każdym konkursie to wciąż wielki zastrzyk radości i optymizmu przed zbliżającymi się mistrzostwami świata. Tym bardziej, że Stoch najlepszy okazał się już drugi raz z rzędu – po tym, jak triumfował na mamucie w Oberstdorfie, dziś odleciał rywalom na dużo mniejszej skoczni w Lahti.
Musimy też podkreślić, że jest coś, co łączy te dwa zwycięstwa: Stoch jest po prostu wspaniałym człowiekiem i gdy musi komuś wręczyć prezent, to to robi. Tydzień temu urodziny miała jego żona, dziś z kolei Grzegorz Sobczyk, asystent Stefana Horngachera. W tym miejscu pojawia się jednak pewien problem – próbowaliśmy ustalić, komu Kamil mógłby wyskakać zwycięstwo na mistrzostwach świata, ale nikogo takiego nie znaleźliśmy. Jeśli więc znajdą się jacyś kibice urodzeni 23 lutego lub 1 marca, niech dadzą znać. Może się okazać, że dostaniecie od naszego orła całkiem niezły podarunek.
Inna sprawa, że o ile przed tygodniem reszta polskich skoczków dołączyła się do życzeń, o tyle dziś było z tym nieco gorzej. Najlepszy z naszych zawodników-nie-będących-Kamilem-Stochem, czyli Piotr Żyła, skończył konkurs na 10. miejscu. Kuba Wolny uplasował się cztery pozycje niżej, a Dawid Kubacki mógłby zapewne powiedzieć kilka mocnych słów Borkowi Sedlakowi, który puścił go w fatalnych warunkach, przez co Polak klapnął na 103 metr i spadł niemal na sam koniec stawki punktujących zawodników. Maciej Kot i Paweł Wąsek nie awansowali do drugiej serii.
Z najgroźniejszych rywali Stocha do złota w Seefeld i Innsbrucku najlepiej zaprezentował się Kobayashi. Choć po pierwszej serii był piąty, w drugiej poszybował na fantastyczne 129,5 metra, co dało mu ostatecznie drugie miejsce. Stefan Kraft przez gorszą drugą próbę spadł za to tuż poza podium, na które wskoczył dzięki temu Robert Johansson – w zeszłym sezonie specjalista od zdobywania niespodziewanych medali w ważnych imprezach, co pokazały igrzyska olimpijskie. I w tej chwili to chyba w tej czwórce (opcjonalnie doliczając Markusa Eisenbichlera, nieobecnego w Lahti) powinniśmy wypatrywać przyszłego mistrza świata.
Już godzinę przed tym, jak w Finlandii rozpoczęło się skakanie, okazało się, że pisząc wczoraj o zwycięstwie Natalii Maliszewskiej w Pucharze Świata nie myliliśmy się, a po prostu przewidzieliśmy przyszłość. Bo dziś Polka faktycznie wygrała. I tym razem obejdzie się już bez opóźnień, wszyscy możemy świętować. Całkiem poważnie jednak: zmiana w przepisach, przez które Natalia nie mogła być pewna triumfu, była na tyle zaskakująca, że… wczoraj triumfu gratulowały jej rywalki, a ona sama cieszyła się z niego wraz z siostrą i trenerką.
Wszystko, na szczęście, skończyło się dobrze, choć sam start do udanych nie należał. Maliszewska zakończyła udział w dzisiejszych zawodach na półfinale, ale dokładnie w tej samej fazie odpadła Lara van Ruijwen, która mogła ją jeszcze wyprzedzić w klasyfikacji generalnej. Najpierw odetchnęliśmy więc z ulgą, a potem pognaliśmy do lodówek po szampana, by uczcić pierwszy taki sukces w historii polskiego short-tracku. Teraz przed Natalią Maliszewską przygotowania do mistrzostw świata, które potrwają od 8 do 10 marca w Sofii. Wierzymy, że i tam da nam powody do radości.
Zwycięskie skoki Kamila Stocha z dzisiejszego konkursu
Przed Natalią jeszcze długa i – oby – bogata w sukcesy kariera. Taką ma już za sobą Lindsey Vonn. Najlepsza narciarka alpejska w historii wystartowała dziś w swoich ostatnich zawodach. W szwedzkim Are, na trasie mistrzostw świata, rywalizowała w zjeździe – swojej koronnej konkurencji – i nie zawiodła oczekiwań fanów. Co prawda nie wygrała, ale po tym, jak kilka dni temu niesamowicie poobijała się na trasie supergiganta, to trzecie miejsce, które zajęła, było fantastycznym osiągnięciem. Z medalem mistrzostw świata na szyi – tak kończą tylko najwięksi. Wśród nich Lindsey Vonn.
Fot. Newspix.pl