Siadaliśmy codziennie jak do telenoweli do tego przepięknego serialu o śmierci klinicznej i wielkim odrodzeniu Wisły Kraków. Sezon ogórkowy został w całości zdominowany przez Białą Gwiazdę, która weszła na afisz jeszcze w grudniu, jako bohaterka sagi o kambodżańskich oszustach, i nie schodzi aż do dziś, gdy podpisuje symboliczny kontrakt z Jakubem Błaszczykowskim.
Wbrew pozorom kibicom Wisły wcale nie towarzyszyła niepewność, wręcz przeciwnie, przez całe dwa miesiące byli absolutnie pewni. Najpierw absolutnie pewni upadku (Sarapata), potem absolutnie pewni Ligi Mistrzów (pierwsza faza Gangu Olsena), potem pewni upadku (druga faza Gangu Olsena), pewni Ligi Mistrzów (plotka o AON-ie), pewni upadku (odebrana licencja), pewni Ligi Mistrzów (wejście Grupy Ratunkowej).
Jak w tym odnajdują się sceptycy naszego pokroju?
Przewidywany skład
Największa zmiana
Skrzydła. Mimo że klub nieomal nie zbankrutował, mimo że każdego dnia grudnia i stycznia walczył desperacko o przetrwanie, na skrzydłach Wisła nie wygląda wcale źle i to pomimo utraty swojego najlepszego zawodnika, skrzydłowego właśnie. Kto wie, czy wymiana Imaza na Błaszczykowskiego to w ogóle nie jest najbardziej interesująca roszada w całej Ekstraklasie.
Jakub Błaszczykowski i Sławomir Peszko jeszcze kilka miesięcy temu przebywali w Rosji na Mistrzostwach Świata, teraz zaś spotykają się w Krakowie, gdzie mają odbudować swoje kariery. Pierwszy z nich po kiepskim okresie w piłce klubowej, który postawił pod znakiem zapytania występy w reprezentacji Polski. Drugi po banicji związanej z własnymi kompromitacjami, bo tak trzeba określić i bandycki faul na Novikovasie, i fikanie do asystenta Piotra Stokowca. O ile utrata Imaza będzie bolesna… Kurczę, Błaszczykowski to jednak Błaszczykowski. Legenda polskiego futbolu, etatowy reprezentant, wieloletni as Borussii Dortmund.
Okoliczności są takie, że to Peszko i Błaszczykowski są w roli wyciągających rękę. Pomagają klubowi, który balansował nad przepaścią. Ale działa to też w drugą stronę – jeśli obaj chcą jeszcze przypomnieć się kibicom jako wartościowi zawodnicy, Wisła jest do tego miejscem najbardziej odpowiednim. Dużo obiecujemy sobie zwłaszcza po Kubie, który przez całą swoją karierę gwarantował pewien poziom minimalny, poniżej którego schodził naprawdę bardzo rzadko. Sławomir jest dla nas zagadką – piłkarz bazujący na dynamice dojeżdżający do końca przygody, do tego kiepski w kontrolowaniu swoich emocji i zachowań. Gdyby nie fakt, że jego kontrakt opłaca zewnętrzny sponsor, uznalibyśmy to za pierwszą poważną gafę nowych władz krakowskiego klubu.
Zostawmy jednak prognozy na przyszłość, fakty są takie, że Wisła poza rewolucją gabinetową przeszła też rewolucję na obu skrzydłach. Bez wątpienia: to największa zmiana, utrata dwóch ważnych zawodników, pozyskanie dwóch innych, z nazwiskami i mocnymi życiorysami. Czas pokaże czy to zmiana na lepsze.
Wada, którą udało się wyeliminować
Lęk o to, czy uda się wyjść na kolejny mecz. Serio, nie da się na dłuższą metę grać w ten sposób. Można przez jakiś czas wykorzystywać to jako atut, bieda konsoliduje szatnię, sprawia, że grupa najemników siłą rzeczy zmienia się w rodzinę. Ale w sytuacji, gdy do zawodników dochodzą kwoty wypłacane przez klub dla członków zarządu czy dla kibiców, podczas gdy oni sami ostatnie pensje widzieli pół roku wcześniej – trudno wyczyścić głowę. Poza tym to właśnie przez biedę klub tracił kolejnych zawodników. Nie chcemy tutaj przekonywać, że obecnie w Wiśle piłkarze śpią na materacach wypchanych dolarami, ale raczej nie zastanawiają się już, jak przeżyć do pierwszego. To komfort, którego pod koniec rundy jesiennej piłkarze nie mieli.
Poza tym poznikali z klubu ludzie z wytatuowanymi rekinami. Być może tylko na chwilę, być może tylko pozornie, ale to pozwoliło zacząć uwalniać uwięziony potencjał wiślackich kibiców niespecjalnie szanujących metody działania Miśków i Zielaków. Zresztą, o czym my mówimy. Porównajmy fotki Pawła M. i Jarosława Królewskiego i jeszcze raz zapytajmy, jaką wadę udało się wyeliminować zimą.
Wada, której nie udało się wyeliminować
Atak, choć mamy tutaj pewne wątpliwości. Na pierwszy rzut oka widać, że pełnoprawnego następcy Zdenka Ondraska, zdobywcy 11 goli i 3 asysty w rundzie jesiennej, w Krakowie nie ma. Prawdopodobnie łatać dziurę po nim będzie kilku zawodników, w tym Marko Kolar. Taka podmiana wygląda dla Wisły bardzo niekorzystnie i w teorii jest to wada, której nie udało się wyeliminować.
Problem polega na tym, że identycznie było pół roku temu, gdy ogromną wyrwę po Carlitosie załatano tym, co było na składzie. Czyli właśnie Ondraskiem. W Krakowie liczą na powtórkę i nieoczekiwany wystrzał formy odrobinę niedocenianego zawodnika? Być może. Naturalnie życzymy im, by Kolar zastąpił Kobrę w takim stylu, jak Ondrasek Lopeza. Na razie jednak nie do końca potrafimy sobie to wyobrazić.
Kluczowa postać
Nie ma żadnych wątpliwości – Jakub Błaszczykowski. Kapitan Biała Gwiazda. Jeden z najważniejszych ludzi w historii tego klubu, mimo że jako zawodnik grał tu naprawdę krótko. W przerwie między rundami był jednym z kluczowych inwestorów – jego zaangażowanie finansowe dało czas całej grupie ratowniczej, ale równie ważne było wciągnięcie w grę jego wizerunku. Kuba przyciągnął za sobą setki fanów i dziesiątki biznesmenów, którzy w ten czy inny sposób weszli w wiślacki projekt – najpierw przez zrzutki Socios, później przez kupno karnetów i akcji. Nie twierdzimy, że bez niego byłoby to niemożliwe, ale ustalmy: inaczej inwestuje się w klub, którego frontmenem jest Rafał Wisłocki, a inaczej w taki, który firmuje swoją reputacją i twarzą sam Jakub Błaszczykowski.
Swego czasu zestawialiśmy to z marketingową wartością reprezentacji Walii. Niby Walia jako taka nikogo nie elektryzuje, ale gdy przypomnimy sobie, że inwestując w nią zdobywa się prawo do reklam z wizerunkiem Garetha Bale’a, zupełnie zmienia się optyka. Podobnie było z Wisłą, która z miejsca stała się atrakcyjnym kąskiem nawet dla ludzi bardzo luźno związanych z Krakowem czy w ogóle z piłką nożną.
Ale przecież to tylko jedna strona medalu. Poza kasą, wizerunkiem i wiarygodnością, Błaszczykowski daje też Wiśle swoje umiejętności. To dopiero 33-letni zawodnik, który wcale nie bazował na szybkości czy przyspieszeniu. 117 występów w reprezentacji, dekada na poziomie, do którego dostęp ma niewielu polskich piłkarzy, gra od pierwszej minuty w finale Ligi Mistrzów. Przez lata w rankingu polskich skrzydłowych był Kuba, długa przerwa i dopiero cały peleton, a nie mówimy tu przecież o latach trzydziestych, tylko choćby o Euro 2016, gdy strzelił dwa bardzo ważne gole. Okej, kontuzje, brak gry, nieudane przygody z Fiorentiną i Wolfsburgiem. Pamiętajmy jednak, że Kuba przychodzi do Ekstraklasy. Przez lata wydawało się, że dałby tu sobie radę nawet o kulach, prosto z lekarskiego gabinetu.
Teraz będzie okazja to sprawdzić i mamy przeczucie, że Błaszczykowski nie zawiedzie fanów Białej Gwiazdy.
Gdyby wiosna w wykonaniu Wisły była piosenką
“Why stop when it doesn’t have to end?”
Wnioski
Wisła już odniosła ogromny sukces – przetrwała. Klub został w ekspresowym tempie zbudowany od nowa, od zera, od wielkich długów i totalnego braku jakichkolwiek struktur, do zwykłego ekstraklasowca ze swoimi ekstraklasowymi zaletami i równie ekstraklasowymi wadami. Spadek raczej im nie grozi, bankructwo przez najbliższy czas również. Co prawda Jarosław Królewski przebąkuje już coś o Lidze Mistrzów, ale na razie na miejscu wiślaków cieszylibyśmy się każdym dniem – w ostatnich dwóch miesiącach stało się coś naprawdę wielkiego. Wynik sportowy – a zakładamy, że będzie to spokojne utrzymanie, ale bez większych szans na puchary – tego nie zmieni.