Cztery lata temu wywalczyła złoto mistrzostw Europy juniorów. Przed trzema – srebro mistrzostw świata w tej samej kategorii. Rok później kolejny srebrny medal przywiozła z halowych mistrzostw Europy seniorów i poprawiła na otwartym stadionie, zdobywając złoto wśród młodzieżowców. Jej talent komplementowała sama Irena Szewińska. W pewnym momencie wydawało się jednak, że go roztrwoni. Dziś ten obraz się zmienił – Ewa Swoboda znów wyrasta na wielką nadzieję polskiego sprintu.
W marcu zeszłego roku zastanawialiśmy się, co z niej właściwie będzie. Królowa biegów czy celebrytka? Miniony sezon przybliżył nas raczej do opinii, że Swoboda królować będzie nie na bieżni, a co najwyżej wybiegu. Przyznamy, że taka wizja niezbyt nam się podobała. Bo talent równie wielkiego kalibru dawno się w polskim sprincie nie pojawił.
Na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w Berlinie powiedziała, że rozważa zakończenie kariery. W wieku 21 lat. Później swoje słowa odwołała, żeby… po niedługim czasie znów poruszyć tę kwestię, tym razem na Instagramie. Ostatecznie skończyło się na strachu, kilku wylanych łzach po nieudanych startach i zabraniu się za siebie. Bo dla nikogo tajemnicą nie było, że polska biegaczka potrafiła podejmować nieprzemyślane (łagodnie rzecz ujmując) decyzje. Ot, choćby zrobienie sobie tatuażu, gdy trzeba było trenować. Jej dieta też pozostawiała zresztą sporo do życzenia, nie trzeba było się wysilić, by zobaczyć ją z hamburgerem w ręce.
Teraz, jak sama powtarza, jest już inną osobą. Wydoroślała, stała się bardziej poważna. Rozpoczęła nowe otwarcie. Poprosiła nawet, by przy okazji jej startów nie grać utworu „Wolność i swoboda”. Pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższych tygodniach, miesiącach i latach, często towarzyszyć będą jej: „We are the Champions” Queen i hymn Polski. O ile zdoła w pełni uwolnić swój potencjał. Na razie, jak twierdzi Sebastian Chmara, medalista mistrzostw świata i Europy w siedmioboju, dziś wiceprezes PZLA, jest na początku drogi, która może ją do tego doprowadzić:
– Teraz zbliżyła się do poziomu, który prezentowała trzy lata temu. Wydaje mi się, że to taki świadomy powrót i zarówno ona, jak i pani trener, wiedzą dokładnie, jak to się stało. Rozmawiałem ostatnio z Ewą i ona mówiła, że wyrzuciła z głowy to, co jej niepotrzebne, a zostawiła jedynie to, co istotne. To była taka znamienna wypowiedź. Wydaje się, że efektem uporządkowania tego treningu i jej samej, są te wyniki. Jeżeli rzeczywiście tak jest i jest świadoma tego, czego potrzebuje, to z pewnością ma potencjał na to, by biegać jeszcze szybciej, zbliżając się do granicy siedmiu sekund.
Podstawy, by w to wierzyć, są naprawdę spore. Polka wygrała do tej pory wszystkie trzy biegi na 60 metrów, w których wystartowała. W jednym z nich pokonała wielką Dafne Schippers, w drugim nie mniejszą gwiazdę, Marie Josee Ta Lou. Osiągnęła nawet rezultat na poziomie 7,08 – o setną sekundy gorszy od jej własnego rekordu Polski. Jest dokładnie tak, jak po tych fantastycznych startach napisała na Instagramie – wróciła. Taka, jaką chcielibyśmy ją oglądać. Oby na dobre.
Sebastian Chmara:
– To, że ona potrafi rywalizować z zawodniczkami tak utytułowanymi jak Schippers czy Ta Lou, jest bardzo ważne. Pokazuje tym, że nie ma żadnych kompleksów. Bo zdarzają się lekkoatleci, którzy na zawodach niższej rangi są w stanie wykrzesać z siebie więcej, a gdy pojawia się presja i silni rywale, to dochodzi do swoistego paraliżu. U niej tego nie widać – jest walka i chęć zwyciężania.
Na razie ta chęć zwyciężania przenosi się na wyniki. Swoboda została liderką światowych list, jest blisko pobicia swojej życiówki i, na jego półmetku, przewodzi klasyfikacji IAAF World Indoor Tour – odpowiednika Diamentowej Ligi dla sezonu halowego. W tym cyklu wystartuje jeszcze dwukrotnie: na mityngach w Madrycie i Dusseldorfie. Czekają ją też mistrzostwa Polski i w końcu to, co lekkoatleci lubią najbardziej – halowe mistrzostwa Europy. Tam powinna być jedną z faworytek do medalu, w końcu przed dwoma laty, w gorszej formie, wyszarpała srebro. Pozostaje więc najważniejsze pytanie: czy to wreszcie będzie jej rok?
Odpowiada Sebastian Chmara:
– Trudne pytanie. Bo to, że ona ma takie możliwości, wiemy od kilku lat. Właściwie każdego roku moglibyśmy odpowiedzieć twierdząco. Natomiast ten sezon rzeczywiście daje nam argumenty, żeby tak sądzić. Bo zaczęła bardzo dobrze, biega równo. Dostaliśmy potwierdzenie tego, że Ewa ma takie możliwości i jest u niej świadomość popełnionych błędów, przez co wróciła na dobre tory. Więc chyba faktycznie mamy podstawy, by sądzić, że będzie dobrze, skoro już na hali pojawią się wyniki w granicach jej rekordu życiowego – co w moim przekonaniu może dać miejsce na podium mistrzostw Europy. Natomiast mistrzostwa świata na otwartym stadionie to zawsze trudna przeprawa, przede wszystkim biegnie się tam na sto metrów, trzeba się inaczej przygotować. Jeżeli nic w treningu się nie zepsuje, stać ją na finał.
Fot. Newspix.pl