Z jednej strony obiecujące wejście do ekstraklasy, z drugiej – późniejsza seria dziewięciu spotkań bez zwycięstwa. W międzyczasie kontuzje kluczowych zawodników i konieczność przedefiniowania odważnej, ofensywnej filozofii, która – w związku z zastanymi okolicznościami – nie zdawała egzaminu.
To była trudna jesień dla Miedzi Legnica. Jesień, podczas której długimi momentami własny stadion był jak destroy room – rywale przyjeżdżali i rozpieprzali wszystko, co mieściło się w środku. Pal licho, że czwórkę w Legnicy zapakowała Legia. Gorzej, że tyle samo goli wbiła Arka, a pięciopakiem mógł pochwalić się Śląsk. Na wyjazdach też nie było kolorowo, przecież dostać w czapę od Zagłębiem Sosnowiec jest sztuką, ale koniec końców powiało optymizmem. Cztery ostatnie mecze? Osiem punktów, trzy czyste konta, więc jest na czym budować.
Przewidywany skład
Największa zmiana
Powrót kontuzjowanych Rafała Augustyniaka i Omara Santany. Do pełni szczęścia brakuje tylko Marquitosa, ale na Hiszpana trzeba będzie jeszcze poczekać. Wypadł po dziesiątej kolejce, teraz potrzebuje kolejnej operacji, gdyż kość zrosła się nieprawidłowo. Przed kontuzją – wraz z Augustyniakiem i Santaną – stanowił o sile środka pola Miedzi.
Problem w tym, że środek pola Miedzi nie oszczędzały kontuzje. Marquitos stracił dziesięć kolejek, a Omar i Augustyniak po jedenaście. Znamienne, że właśnie wtedy, gdy wykruszyła się pomoc – mniej więcej od dziesiątej-jedenastej kolejki – gra legniczan było jak słodzenie herbaty solą, względnie żucie gruzu. W drużynie Dominika Nowaka, którą tak zachwycaliśmy się jeszcze jakiś czas temu, posypało się wszystko, co tylko posypać się mogło, a statystyki były bezlitosne.
Miedź z Augustyniakiem: 3 wygrane, 2 remisy, 2 porażki.
Miedź bez Augustyniaka: 2 zwycięstwa, 4 remis, 7 porażek.
Miedź z Marquitosem: 3 zwycięstwa, 2 remisy, 5 porażek.
Miedź bez Marquitosa: 2 zwycięstwa, 4 remisy, 4 porażki.
Miedź z Santaną: 3 zwycięstwa, 3 remisy, 3 porażki.
Miedź bez Santany: 2 zwycięstwa, 3 remisy, 6 porażek.
Jakkolwiek spojrzeć, przepaść. Zmiennicy – Borja, Cruz, Purzycki – zawodzili, dlatego tak ważny wydaje się powrót dwóch z trzech ważnych elementów układanki Dominika Nowaka. Elementów, bez których Miedź musiała zmienić swoją filozofię – z odważnego kreowania gry postawiła na zagęszczenie środka pola, głębokie cofnięcie się, momentami nawet w szesnastkę, tak, by dostosować się do ekstraklasowych warunków.
Wada, którą udało się wyeliminować
Z jednej strony zakup stopera, z drugiej – pozbycie się Frana Cruza, który okazał się jednym z najgorszych środkowych obrońców XXI wieku w Ekstraklasie. Aż mogliśmy wrócić myślami do takich prawdziwków jak Wierchowcow, Ouattara czy Gusić, bo Cruz – z którym w składzie Miedź dwa razy zremisowała i sześć razy przegrała – prezentował podobny poziom.
Na środek obrony sprowadzono Bożo Musę, czyli gościa wcześniej regularnie występującego w chorwackiej ekstraklasie, który ani nie robi nam wielkiego apetytu, ani zbytnio nie odpycha. Ot, wydaje się solidnym stoperem, a solidność w przypadku Miedzi – trzeciej najgorszej defensywy ligi po Zagłębiu i Górniku – jest w cenie.
Pamiętamy, co działo się w wielu spotkaniach tego sezonu. Defensorzy Miedzi sprawdzali, czy da się grać bez zginania nóg w kolanach i srogo się rozczarowywali. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie duet Polczak-Jędrych – reprezentujący najgorszą defensywę ligi– wyglądał przy Boziciu czy Kwame całkiem solidnie, a oglądając Osyrę, Zielińskiego czy właśnie Cruza nierzadko odnosiliśmy wrażenie, jakoby miejsce w składzie wygrali w chipsach. Gdy jeden zawalał, do akcji wkraczał następny. I tak w kółko.
Co prawda w dwóch ostatnich spotkaniach przed przerwą zimową Miedź zachowała dwa czyste konto, a w czterech ostatnich meczach straciła tylko jednego gola, ale pamiętajmy chociażby mecz z Lechią i świetne sytuacje Haraslina. W dłuższej perspektywie obrona złożona z Osyry i Bartczaka wielkich profitów beniaminkowi przynieść nie może. Stąd pozyskanie Musy, które – wraz z powrotem do zdrowia Bozicia – stanowi powiew optymizmu dla legnickiej defensywy.
Wada, której nie udało się wyeliminować
Brak skutecznego napastnika. Dość szybko okazało się, że to co wystarczyło na pierwszą ligę, w Ekstraklasie nie ma prawa bytu. A na pewno nie w dłuższej perspektywie. Mariusz Idzik przepadł w rezerwach, a Mateusz Piątkowski i Fabian Piasecki łącznie strzelili dwa gole, czyli tyle samo co sprowadzony później Mateusz Szczepaniak.
Zakładając, że nie liczymy jako napastnika Forsella, który kilka razy wystąpił na „dziewiątce”, to okaże się, że legniczanie mają najsłabszy atak w polskiej lidze.
Atak, który na razie nie udało się wzmocnić. Jasne, pozyskano ofensywnego Joana Romana, ale w jego przypadku nie mówimy o typowej “dziewiątce”.
Kluczowa postać
Niezmiennie Petteri Forsell. Tak jak pisaliśmy o Finie, podsumowując jesień w wykonaniu Miedzi – To był jedyny zawodnik grający przez całą jesień, który prawie zawsze trzymał fason. Rok temu wrócił do Miedzi jako syn marnotrawny po nieudanym epizodzie w Szwecji i wykopaniu z Cracovii przez Michała Probierza niedługo po podpisaniu kontraktu. Wyglądało to na akt desperacji, w którym to piłkarz bardziej potrzebuje klubu niż klub piłkarza. Wiosną Fin dołożył swoją cegiełkę do awansu, ale nie był pierwszoplanową postacią, gratulacje raczej odbierali inni.
W Ekstraklasie jednak najlepiej odnalazł się właśnie Forsell. Na początku trochę jeszcze kpiono z jego jak zawsze korpulentnej sylwetki, ale szybko zamknął usta prześmiewcom kolejnymi zdobytymi bramkami. Nikt w tej lidze nie ma takiego strzału z dystansu jak on. Ba, zaimponował nawet statystykami biegowymi, zdarzało się, że to on przerobił najwięcej kilometrów w całym zespole. Podobno nigdy nie był w tak dobrej formie fizycznej jak teraz. Rundę zakończył z ośmioma golami i choć po znakomitym wrześniu również nieco spuścił z tonu, na tle kolegów i tak przeważnie prezentował się lepiej.
Gdyby wiosna w wykonaniu Miedzi była piosenką
Pasuje do coraz liczniejszej kolonii hiszpańskiej w Legnicy.
Wniosek
Miedź będzie mocniejsza niż w drugiej części jesiennych rozgrywek. Jeszcze bez Marquitosa, ale już z Musą, Santaną, Augustyniakiem i Romanem. Ten ostatni niedawno dołączy do drużyny, bardzo prawdopodobne, że na boisko przeciwko Jagiellonii wybiegnie jeszcze Piasecki, ale wydaje się, że Hiszpan prędzej czy później do składu wskoczy. Do tego Andrzej Dadełło, właściciel Miedzi, przyznał jakiś czas temu na naszych łamach, że legniczanie negocjują z piłkarzem, który był w rezerwach wielkiego klubu i nie chodzi o Romana, więc wydaje się, że okienko jeszcze się w Legnicy nie zamknęło.
– Chcemy powalczyć w Pucharze Polski, a miejsce w ligowej tabeli pokazuje jasno: walczymy o utrzymanie i to utrzymanie mnie ucieszy. Jednak takie na boisku, nie przy zielonym stoliku. Chcemy się pozostać w lidze bezpiecznie, grając atrakcyjną piłkę, taką, którą ludzie chcą oglądać. Kibice ją doceniają, bo nawet jak byliśmy w kryzysie, to się od nas nie odwrócili – mówił też na naszych łamach Dadełło.
Fot. Newspix.pl