Wczoraj opublikowaliśmy potężne kalendarium procesu okradania i ratowania Wisły Kraków (KLIK), w którym znajdziecie mnóstwo zakulisowych informacji. W tym listę płac Marzeny Czekaj Sarapaty oraz Damiana Dukata.
W ostatnich miesiącach swojej działalności prezes i wiceprezes wyciągnęli z klubowej kasy jakieś półtora miliona złotych i to jedynie przy uwzględnieniu kwot, jakie wpisywali na fakturach. Ta suma nie uwzględnia takich zdarzeń, jak to, że mąż Sarapaty drukował program meczowy, a partnerka Dukata zarządzała sprzątaniem stadionu. Nie ma w niej też żadnych nieoficjalnych kwot. Jedynie to, co na fakturach.
Przypomnijmy więc, jak wyglądały te wypłaty:
Rzecz jasna stanowisko w zarządzie tak uznanej marki jak Wisła Kraków zasługuje na odpowiednie wynagrodzenie, ale… No właśnie, mając na uwadze efekt pracy zarządu, czyli faktyczne zniszczenie klubu, te sumy zdają się być szokująco wysokie. Wisła nie płaciła piłkarzom, pracownikom, miastu. Spontanicznie zbierała pieniądze na akcjach społecznych, by zapewnić sobie przetrwanie. Tymczasem miesiąc w miesiąc na kontach zarządu księgowały się gigantyczne kwoty. Rekord u Sarapaty to 70 tysięcy złotych za harówkę w marcu 2018, natomiast Dukat najmocniej napocił się w wakacje – w sierpniu 2017 na jego konto przelano 95 tysięcy złotych.
Jak widać w powyższym zestawieniu, kwoty wynagrodzeń były uznaniowe. Warto więc operować na średnich – Sarapata i Dukat wspólnie co miesiąc wystawiali faktury średnio na przeszło 100 tysięcy złotych. Załóżmy też, że etacik w zarządzie Wisły to 21 dni roboczych po 8 godzin dziennie (chociaż późniejszy bałagan w klubie wskazuje, że nie pracowano w ogóle). W jaki sposób Sarapata i Dukat obciążali klub, i to licząc wciąż bez uwzględnienia pozostałych form wyprowadzania pieniędzy?
– Każde 2 sekundy ich pracy kosztowały 34 grosze. Gdyby parka z zarządu nie pracowała w Wiśle (lub pracowała pro bono), ta mogłaby ustawić człowieka na krakowskim rynku, który co dwie sekundy wręczałby kolejnemu przechodniowi kajzerkę.
– Półtorej minuty utrzymywania Sarapaty i Dukata to 15 zł. To cena najtańszego biletu ulgowego (z wyrobioną kartą kibica) na Wisłę w rundzie jesiennej.
– Kwadrans roboty S&D to już przeszło 150 złotych. Przypomnijmy, że dziś Wisła rozpaczliwie stara się o sprzedaż karnetów na wiosnę, których cena zaczyna się od 135 złotych…
– Pół godziny ich pracy to jakieś 300 złotych. Za tyle można nabyć oficjalną piłkę meczową i to w zwyczajnym sklepie, bez żadnych upustów.
– 2 godziny ich pracy to już przeszło 1200 złotych. Za tyle na umowie o dzieło można by rozliczyć zmianową pracę dozorcy czy jakiegoś innego pracownika, któremu Wisła nie płaciła.
– Dzień pracy Sarapaty i Dukata to 4832 złotych. Miesięczną pensję większości nie-piłkarskich stanowisk w klubie można by zaspokoić tą kwotą.
– Tydzień pracy duetu z zarządu Wisły to już 24 160 złotych. W tej kwocie spokojnie można już zaspokoić wymagania finansowe obiecującego ligowca z Polski.
– Miesiąc pracy Sarapaty i Dukata kosztował 101 433 złotych. To 82 procent kosztu organizacji meczu przy Reymonta. Gdyby zamiast prezesom zarządu klub płacił miastu, dziś dług miejski praktycznie by nie istniał.
– Pół roku ich pracy to już przeszło 600 tysięcy złotych. Ogromna większość środków, jakie klub wydawał na miesięczne wynagrodzenia pierwszej drużyny jesienią i więcej niż potrzeba, by utrzymać pierwszą drużynę wiosną.
– Rocznie Sarapata i Dukat wyciągali z klubowej kasy przeszło 1,2 miliona złotych. 284 tysiące euro. Na przestrzeni 12 miesięcy mniejszą kasę dostaje przeszło stu piłkarzy Serie A (za La Gazzetta dello Sport).
– 19 miesięcy pracy Sarapaty i Dukata to 1,93 miliona złotych. 450 tysięcy euro. Za tyle Wisła sprzedała Legii swojego najlepszego piłkarza i króla strzelców ekstraklasy. Gdyby zarząd pracował pro bono, Carlitos nadal mógłby grać w pod Wawelem.