Jeden z najlepszych konkursów w historii polskich skoków? Nie mamy wątpliwości. Dziś Polacy po prostu podbili Oberstdorf, pieczętując tym samym naprawdę dobre występy, jakimi imponowali przez cały weekend. Przede wszystkim pragniemy jednak napisać: wreszcie! Dostaliśmy w końcu takiego Kamila Stocha, na jakiego czekaliśmy od startu sezonu. Czyli zwycięskiego.
Od ostatniego konkursu poprzedniego sezonu czekał Kamil na zwycięstwo w Pucharze Świata. Jeśli ktoś zastanawia się, co sprawiło, że się przełamał, śpieszymy z wyjaśnieniem: dziś są po prostu urodziny Ewy, jego żony. Zakładamy, że gdyby nie wygrał w taki dzień, mógłby później mieć problemy w domu. Po co więc ryzykować? Kamil nie tylko okazał się najlepszy w konkursie, ale swoje zwycięstwo zadedykował małżonce. Zastanawiamy się jedynie, czy nie lepiej byłoby, gdyby Ewa Bilan-Stoch świętowała nieco później. Na przykład w trakcie konkursu indywidualnego mistrzostw świata. Całkiem okazały prezent samemu sobie sprawił za to – drugi na podium – Jewgienij Klimow, który skończył dziś 25 lat.
U nas urodzin brak, ale okazji do świętowania zdecydowanie nie. Bo takie skoki Polaków chcielibyśmy oglądać za każdym razem, gdy tylko zasiadają na belce. To była demonstracja siły naszej reprezentacji. Kamil odskoczył rywalom, w drugiej serii poszybował po prostu fenomenalnie i sprawił, że musimy zadać jedno ważne pytanie: panowie sędziowie, co trzeba zrobić, żeby dostać od was dwudziestki? Zastanawiamy się, bo Stoch wykonał dziś wszystko wręcz perfekcyjnie, ale żaden z arbitrów nie zdecydował się na obdarowanie go taką notą. Zresztą nie pierwszy raz.
Za Stochem i Klimowem, który – z naszej perspektywy – zupełnie niepotrzebnie wskoczył na to podium (ale niech ma na te urodziny, nie będziemy mu żałować), swoje miejsce znalazł Dawid Kubacki. W drugim skoku “Mustaf” poszybował nawet o metr dalej od Stocha i z siódmego miejsca awansował na najniższy stopień pudła. Plecy Dawida oglądać musiał Piotr Żyła. Ten to zresztą największy pechowiec weekendu – zajął dziś czwarte miejsce. Po raz trzeci z rzędu. Żelazna konsekwencja, szanujemy to, ale chyba nie do końca w tym rzecz.
Dwie lokaty za swoim starszym kolegą uplasował się Kuba Wolny, który pokazał, że co jak co, ale latać to on potrafi. To zresztą najlepszy wynik w jego karierze. Mamy jednak nadzieję, że nie zatrzyma się w tym miejscu i w kolejnych konkursach poszybuje w stronę podium. Najlepiej na mistrzostwach świata, gdzie – tak się teraz wydaje – powinien mieć pewne miejsce w drużynie.
Bardzo słabo w drugim skoku zaprezentował się za to Ryoyu Kobayashi. Albo inaczej: bardzo słabo jak na siebie. Bo ostatecznie zajął dziewiąte miejsce, całkiem niezłe, ale po pierwszej serii prowadził. Całkiem sporo punktów w klasyfikacji generalnej odrobił dzięki temu Kamil Stoch, ale… wydaje się, że nie ma już szans na to, by Japończyka dogonić. Jest jednak drugi Puchar Świata – ten w lotach, którego nigdy nie wygrał żaden Polak, a w którym teraz lideruje triumfator dzisiejszego konkursu. Może to nagroda pocieszenia, ale fajnie byłoby o nią powalczyć. Tym bardziej że blisko było już w poprzednim sezonie.
Swoją drogą, jak zwykle na nich narzekamy, tak dziś musimy pochwalić organizatorów. Bo kilka razy wydawało się, że konkurs po prostu trzeba odwołać, ale nie tylko udało im się doprowadzić go do końca, a wręcz przeprowadzić w naprawdę sprawiedliwy sposób. Dobrze operowali zmianami belek, szybko reagując na wydarzenia na skoczni. Z trudem dałoby się znaleźć skoczka, który mógłby czuć się pokrzywdzony, a jeśli już to prędzej przez padający śnieg niż wiatr. Co prawda mało brakowało, by Tomas Vancura rozbił się o zeskok, ale Czech zdołał się uratować. Jego zachowanie powinno być zresztą filmikiem instruktażowym dla młodych skoczków, serio. No, przynajmniej to od momentu, gdy wiatr nim zachwiał, bo wcześniej to on sam popełnił błąd, który zakończył się bliskim spotkaniem z zeskokiem.
Za tydzień zawody w Lahti. Jeśli wierzyć słowom Kamila Stocha z wywiadu po konkursie, to Polacy wciąż się rozkręcają. A skoro tak, to po dzisiejszym konkursie możemy napisać, że ich rywalom pozostaje co najwyżej walka o to, który z nich uplasuje się tuż za podium. Na więcej nie powinni liczyć.
Fot. Newspix.pl