Zamiast piątego w historii zwycięstwa Kamila Stocha w PŚ w Zakopanem, mieliśmy… brak awansu polskiego mistrza do drugiej serii. Zamiast kolejnego ataku na rekord skoczni w wykonaniu Dawida Kubackiego, musieliśmy zadowolić się dwunastym miejscem 29-latka, który i tak był dziś najlepszym z biało-czerwonych. Te dwa zdania wstępu najlepiej pokazują, jak nieudany był to dla nas konkurs. Oglądając go uśmiechnęliśmy się tylko dwa razy: dzięki Pawłowi Wąskowi i Włodzimierzowi Szaranowiczowi.
Jesteśmy pewni, że 99% niedzielnych kibiców skoków nie kojarzy Wąska. I nic w tym dziwnego, chłopak dopiero 2 czerwca skończy 20 lat, a jego największym dotychczas sukcesem było siódme miejsce na MŚ juniorów w 2017 roku. Nieźle, ale nie jest to wynik, o którym ludzie mówiliby w komunikacji miejskiej. Teraz też Paweł nie będzie obiektem konwersacji w autobusach, ale i tak może być zadowolony, ponieważ po raz pierwszy awansował do czołowej trzydziestki Pucharu Świata. Po pierwszej serii był nawet 18., w drugiej chyba trochę nie wytrzymał presji i skończył zawody 27. Mamy nadzieję, że nie był to jednorazowy wyskok, a początek niezłej kariery.
U jej schyłku jest zapewne pan Włodzimierz Szaranowicz, tym bardziej miło było go dziś posłuchać. Doświadczony komentator niespodziewanie zasiadł przed mikrofonem TVP na drugą serię (zastąpił Sebastiana Szczęsnego), o której opowiadał wraz ze swoim serdecznym druhem Przemysławem Babiarzem. Niestety, panowie nie mieli okazji do podnoszenia głosu po skokach naszych. Ba, Szaranowiczowi nie dane było skomentować występu Stocha, ponieważ Kamil – drugi rok z rzędu – nie wszedł w Zakopanem do trzydziestki.
– Wiem, że popełniłem błąd podczas skoku. Przykro mi. Chciałem tutaj zrobić dobrą pracę – skomentował w rozmowie z TVP nasz mistrz, który nadal remisuje 4:4 z Adamem Małyszem w liczbie zwycięstw w PŚ na Wielkiej Krokwi.
O takowe miał się postarać Kubacki, ale niestety wszystko na co było go dziś stać to awans z 16. na 12. pozycję.
– Na pewno nie był to mój dzień. Pierwszy skok był spóźniony, gdyby był dobry mogłbym uzyskać 4-5 metrów więcej. W drugiej serii skok był lepszy, ale do wybitnych nie należał – podsumował w TVP Dawid.
Dodajmy że był to najsłabszy występ biało-czerwonych w Zakopanem od dekady i dopiero drugi za czasów Stefana Horngachera, kiedy żaden z Polaków nie wszedł do dziesiątki. W kontekście zbliżających się wielkimi krokami mistrzostw świata nie są to optymistyczne wieści. Przed startującą 20 lutego w Seefeld imprezą powody do optymizmu ma za to pochodzący właśnie z Austrii Stefan Kraft, który okazał się dziś najlepszy. Drugie miejsce zajął Yukiya Sato, czyli gość, który jest kurduplem nawet jak na standardy skoczków – mierzy bowiem tylko 159 cm. Co ciekawe, jego rodak Nieśmiertelny Christopher Lambert Noriaki Kasai startował dziś w PŚ po raz… 555. Nie uczcił jednak tego faktu zbyt spektakularnym występem – był 33.
Fot. Newspix.pl