Reklama

Pośmiałem się z memów, ale Atromitos to nie wejście z deszczu pod rynnę

redakcja

Autor:redakcja

16 stycznia 2019, 18:09 • 8 min czytania 0 komentarzy

Dawid Kort jako pierwszy spośród zawodników Wisły Kraków z ważnymi kontraktami wyjaśnił swoją przyszłość poprzez odejście z klubu. 23-letni pomocnik wybrał się do Atromitosu Ateny, który walczy o europejskie puchary w greckiej ekstraklasie. Kort w rozmowie z Weszło zapewnia, że nie wpadł z deszczu pod rynnę. Tłumaczy, dlaczego zdecydował się właśnie na ten wariant i jakie były kulisy jego rozstania z zespołem “Białej Gwiazdy”. Zapraszamy. 

Pośmiałem się z memów, ale Atromitos to nie wejście z deszczu pod rynnę

Już w Grecji?

Tak, od trzech dni [rozmawialiśmy w poniedziałek, PM].

Jak pierwsze wrażenia?

W porządku. Wygląda to fajnie, wszystko mamy na miejscu jeśli chodzi o bazę treningową – dwa boiska, siłownię, odnowę biologiczną. Stadion jest położony w innej części Aten, ale nie ma dramatu z dojazdem.

Reklama

Z trybun pewnie widziałeś sobotni mecz z Panetolikosem, zremisowany 2:2.

Na meczu się nie zjawiłem, dopadło mnie lekkie przeziębienie. W poniedziałek mieliśmy wolne, ale odbyłem trening indywidualny, normalną pracę z zespołem zaczynam w środę. Co do spotkania, było dziwne. Niby Atromitos miał kontrolę nad wydarzeniami, a koniec końców stracił dwa gole i dopiero w 83. minucie strzelił na wagę remisu. Poziom czysto sportowy? Wygląda na naprawdę niezły.

Długo musiałeś się zastanawiać nad wyjazdem do Grecji?

W zasadzie to jeden dzień. Sportowo dokonałem najlepszego wyboru i sądzę, że źle nie wybrałem. Nie mogę się doczekać debiutu.

Wypisywałeś sobie “za” i “przeciw”?

Nie, za to dużo rozmawiałem z dziewczyną i znajomymi. Ale mówiąc szczerze, od początku byłem bardziej na “tak” niż na “nie”.

Reklama

Atromitos zajmuje trzecie miejsce w tabeli. W klubie traktują to jako wynik ponad stan, czy takie były oczekiwania względem zespołu?

Na pewno chcą walczyć o puchary. Tak wynikało ze słów trenera Damira Canadiego, z którym zdążyłem już porozmawiać. Dwie pierwsze drużyny grają w eliminacjach Ligi Mistrzów, a trzecia i czwarta – Ligi Europy. Fajnie byłoby wejść do LM, ale po tej kolejce strata do drugiego Olympiakosu wzrosła do czterech punktów. Grunt, żeby przynajmniej obronić podium.

Masz już jasność co do tego, czego trener będzie oczekiwał?

Tak. Trener od początku chciał mnie sprowadzić, analizował moje mecze. Spotkałem się z nim już we wtorek, tydzień temu i jestem po tej rozmowie pozytywnie nastawiony. Atromitos przeważnie gra ustawieniem 4-3-1-2. Docelowo trener widzi mnie jako “dziesiątkę” za napastnikami, ale w razie potrzeby mogę grać też w tej trójce trochę niżej. Daję mu pole manewru.

Liczysz na debiut w najbliższej kolejce?

Nie wiem, zobaczymy. Liga grecka miała tylko niecały miesiąc przerwy świąteczno-noworocznej. Chłopaki prawie cały czas grają, wolnego dostali wtedy raptem pięć dni. Ja w tym czasie miałem urlop, dopiero teraz wróciłem do zajęć. Jasne, indywidualnie ćwiczyłem, ale wiadomo, że to nie to samo. Potrzebuję trochę czasu na dojście do optymalnej formy fizycznej – choć też bez przesady, nie chodzi o jakieś wielkie zaległości.

Atromitos jako klub zrobił na tobie większe wrażenie w jakimś względzie?

Zrobił normalne wrażenie, nie było wielkiego “wow” po przyjeździe, ale też w niczym nie odrzucał. Infrastruktura w Polsce i organizacja klubów jest na coraz wyższym poziomie. Na greckim przykładzie widzę, że gonimy innych jako liga. Ale tak jak mówię, jestem zadowolony z tego, co zastałem w Atromitosie.

Co bardziej złośliwi pisali, że idąc do Grecji wpadasz z deszczu pod rynnę.

Z tego co wiem, tu powinien być spokój w kwestii finansów. Pytałem o klub wielu piłkarzy, którzy grali w Grecji – również o jego wypłacalność – i wiadomości były dobre. A te komentarze czy memy widziałem, trochę się pośmiałem, ale nie mam obaw, że będą miały coś wspólnego z rzeczywistością.

Kogo pytałeś o klub?

Marcina Baszczyńskiego, który grał w Atromitosie. Rozmawiałem też z Bartkiem Babiarzem, niedawno występującym w Grecji. Każdy mówił dobrze o tym klubie.

Czułeś już wcześniej, że jesteś gotowy na zagraniczny wyjazd, czy po prostu pojawiła się fajna oferta i jedziesz?

Uważam, że jestem gotowy na takie wyzwanie. Nikt mnie nie zmuszał, żebym wybrał grecki kierunek. Miałem jeszcze kilka innych zapytań, ale byłem zdecydowany na Atromitos. Mam poczucie, że robię krok do przodu, mogę powalczyć o europejskie puchary.

Dość mocno łączono cię z Koroną Kielce.

Akurat nikt z Korony do mnie nie dzwonił. Podobno jakieś zainteresowanie z Kielc było, tyle że ja go nie odczułem. Wyjazd z Polski był priorytetem, chciałem spróbować czegoś zupełnie nowego. Miałem kilka opcji, również zagranicznych, ale uznałem, że skoro trener jest do mnie przekonany, a sportowo i finansowo też jest dobrze, to Atromitos będzie najlepszym rozwiązaniem.

Do tego trafiasz do miejsca, w którym po prostu dobrze się żyje.

Na pewno mowa o kolejnym plusie, ale to czynnik dodatkowy, nie kierowałem się nim w pierwszej kolejności. Tak jak mówię, najważniejsze było, że trener mnie chce, a drużyna jest w czubie tabeli dobrej ligi.

Wymieniamy same pozytywy, a były jakieś potencjalne minusy tego wyjazdu, czegoś się obawiałeś?

Chyba tylko języka greckiego (śmiech). A tak serio, gdybym na siłę miał się dopatrywać jakichś minusów na starcie, to właśnie tego, że przez ponad dwa tygodnie miałem przerwę w treningach, a tutaj liga ciągle gra. Nic innego nie mógłbym wskazać.

kort atromitos

Byłeś pierwszym zawodnikiem Wisły, który teraz oficjalnie rozwiązał kontrakt. Trudno było się wyłamać, niejako wyjść przed szereg?

Pamiętajmy, że rozwiązałem umowę za porozumieniem stron, a nie z winy klubu. Dogadaliśmy się z panem Rafałem Wisłockim, bardzo fajnie się zachował. Jak zaczęła się akcja z kambodżańskim inwestorem, od początku byłem nastawiony sceptycznie do scenariusza, który pisano. Złożyłem wniosek o wypłatę należności, ale koniec końców sami doszliśmy do porozumienia. Mogłem jeszcze czekać, ale pojawiła się ciekawa oferta z Grecji, z której chciałem skorzystać. Wielki szacunek dla pana Wisłockiego, że rozstaliśmy się w zgodzie i podaliśmy sobie ręce.

Kiedy klamka zapadła w twojej głowie, że odchodzisz?

4 stycznia – wtedy zdecydowałem, że będę chciał się porozumieć z Wisłą w sprawie rozwiązania kontraktu. Jeszcze raz muszę podkreślić rolę prezesa Wisłockiego, nie robił żadnych problemów, zachował się z klasą.

Starszyzna drużyny próbowała cię jeszcze jakoś namawiać do zmiany decyzji? Sporo mówiło się, że to w dużej mierze dzięki Marcinowi Wasilewskiemu i Pawłowi Brożkowi szatnia była scalona, że nikt się nie wychylał z odejściem.

Nie, chłopaki podeszli do tego ze zrozumieniem. Nawet miedzy sobą rozmawialiśmy, że każdy jest kowalem swojego losu, jest dorosły i sam podejmuje decyzje, za które bierze odpowiedzialność. W takich okolicznościach zawsze patrzy się trochę na siebie. Wiedzieliśmy, w jakiej sytuacji Wisła się znajduje. Cierpliwie czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Wszyscy długo wytrzymali, więc tym bardziej trudno mieć pretensje i myślę, że nikt z drużyny ich do mnie nie ma. A co do atmosfery, stworzyliśmy fajną grupę na boisku i poza nim. Chyba dało się to zauważyć w trakcie meczów, jeden szedł za drugiego. Pod tym kątem pół roku w Krakowie było dla mnie super okresem.

Mówisz, że każdy wiedział, jaka jest sytuacja Wisły. W pełni wiedziałeś, na co się piszesz, przychodząc do niej latem?

Wyszło na to, że jednak nie do końca. Liczyłem się z tym, że mogą być opóźnienia, ale nie zakładałem, że nie zobaczę żadnej pensji. Miałem świadomość, że klub ma swoje problemy, tyle że one się potem nawarstwiały. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nastąpiła mobilizacja, by ratować klub i wierzę, że mocno stanie na nogi, żeby można było walczyć o cele, o które normalnie powinna walczyć Wisła.

Chyba i tak spadłeś na cztery łapy. Wisła problemy ma od dawna, ty byłeś w niej tylko jedną rundę, w trakcie której odbudowałeś się sportowo. 

Zagrałem we wszystkich meczach, więc z czysto sportowego punktu widzenia jestem bardzo zadowolony. No… powiedzmy, że bez “bardzo”, mogłem jeszcze strzelić kilka goli, miałem swoje sytuacje. Ale całościowo to nadal wyraźny plus, nie żałuję przejścia do Wisły.

Bez Macieja Stolarczyka nie byłoby cię w tym klubie?

Na pewno jego osoba miała znaczenie przy transferze do Krakowa. Znałem go, wiedziałem, jak pracuje i to pomogło się zdecydować. Trener z kolei znał mnie, nie musieliśmy się poznawać i docierać. Dobrze się dogadywaliśmy.

Wyjeżdżając po pożegnaniu z drużyną miałeś scysję z kibicem, o której zrobiło się głośno w internecie.

Jakiś gość krzyknął, żebym spierdalał do Aten i tyle. Za bardzo bym tego nie roztrząsał, takie jednostki zdarzają się wszędzie. Kibiców było tam ze stu i trafił się jeden taki. Dostałem wiele wiadomości z podziękowaniami i życzeniami na Facebooku czy Instagramie. Dla mnie nie ma tematu.

Po chwili wróciłeś i chciałeś to z tym gościem wyjaśnić, wtedy już podobno nie był taki odważny.

Z tego wszystkiego zapomniałem butów, musiałem po nie wrócić. Nie chodziło o to, żeby coś wyjaśniać. Gościu zapytał, czy w Atenach butów nie mają i cała historia. Wyraźnie był już podchmielony. Szkoda o tyle, że jedna osoba mogła zepsuć opinię o kibicach Wisły, zaczęły pojawiać się głosy, że są niewdzięczni i wyzywają piłkarzy. Nie róbmy wielkiego halo.

Twój poprzedni wywiad na Weszło pojawił się w lipcu 2017 roku. Znajdowałeś się wtedy na fali wznoszącej w Pogoni Szczecin. Dopóki pracował Maciej Skorża, grałeś cały czas, za to twoje akcje drastycznie spadły po przyjściu Kosty Runjaicia. Wszyscy bardzo go chwalą, będziesz polemizował?

Nie, dlaczego? Był to dla mnie słabszy okres, trener podejmował takie a nie inne decyzje. Musiałem to uszanować i zmienić klub.

Miałeś poczucie, że zwyczajnie przegrałeś rywalizację?

Gorszy od innych się nie czułem, ale nie za bardzo mogłem to pokazać podczas meczów, bo nie grałem.

Kojarząc fakty można wywnioskować, że mocno podpadłeś Runjaiciowi w listopadzie 2017. Najpierw wyjście z kilkoma kolegami z drużyny do klubu nocnego, za które zostaliście ukarani. Kilka dni później 84 minuty z Piastem Gliwice i więcej w pierwszym składzie się nie pojawiłeś. Tamtym meczem skreśliłeś się u niego?

Nie sądzę, żeby jeden mecz decydował. Później było przecież wiele treningów czy sparingów, można było się pokazać. Nie chciałbym rozmawiać na ten temat, to już działo się ponad rok temu. Nie ma sensu tego roztrząsać.

Jak wyjaśnisz tamten imprezowy wybryk? Mówiłeś nam wtedy, że dojrzałeś, a kilka miesięcy później taka historia. W praktyce sobie zaprzeczyłeś.

No wiadomo, też czułem, że nie wygląda to najlepiej. Nie wiem, jak to wytłumaczyć.

Chwila słabości?

Chwila słabości.

rozmawiał Przemysław Michalak

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...