Choćbyśmy nie wiem, jak się zapierali, trudno kwestionować, że w Gdańsku doszło do mordu politycznego. Morderca zabił przedstawiciela konkretnej partii politycznej, a następnie ze sceny poinformował, że to rewanż za wcześniejsze – urojone oczywiście – krzywdy wyrządzone mu przez tę formację. Natomiast trzeba też jasno sobie powiedzieć, że nic nie wskazuje na to, iż był to mord polityczny wpisujący się w wojenkę PO-PiS, czy też PiS-PO jak kto woli.
Tu jednak robi się ciekawie.
Wystarczy popatrzeć na reakcję ludzi wokół, by zorientować się, że to nie szkodzi, iż morderstwo nie wpisuje się w partyjną naparzankę, ponieważ… ma się wpisywać i już. Takie morderstwo jest na swój sposób oczekiwane – oczekiwane w tym sensie, że wisiało w powietrzu i jeśli już zdarzyła się tragedia to w minutę została odpowiednio przyporządkowana. Wiele osób czuło, że do czegoś takiego dojdzie. Że eskalacja nienawiści, głupoty, zbydlęcenia doprowadzi do najgorszego, dlatego teraz faktyczny motyw sprawcy schodzi na dalszy plan. Na potrzeby dyskusji (czytaj: obrzydliwych słownych napaści) należy zaanektować scenę z Gdańska, wtedy tzw. zabawa będzie trwać dalej, a nawet może wejdzie na następny poziom.
Wyczekiwanie na kolejne, ale pierwsze od dawna morderstwo PO-PiSowe było dość nużące – wszak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że jeden czy drugi podjudzany świr to zrobi lada moment, ale wciąż nic się nie działo. Teraz mamy zupełnie przez przypadek ten punkt odhaczony.
Zgodnie z przewidywaniami rzucili się więc jedni na drugich, internet znowu stał się ściekiem, środowiskiem naturalnym dla najbardziej prymitywnych stworzeń. To, że nie ma u nas kultury dyskusji politycznych jest jasne, ale że nie ma nawet szacunku dla śmierci i pola na odrobinę zwykłej, a nie partyjnej refleksji – to już gorzej. To że politycy widzą mowę nienawiści tylko wtedy, gdy jest wymierzona w nich, a nie widzą jej, gdy jest wymierzona w przeciwnika – fatalnie. Dzisiaj jesteśmy w momencie, w którym przedstawiciele wszystkich formacji muszą zrozumieć, że bycie zawodowym politykiem w Polsce to ogromna odpowiedzialność, na którą się nie pisali. Odpowiedzialność polega na zarządzaniu emocjami swoich „wyznawców”, wśród których zdarzają się – tak bywa – totalni bydlacy, wykolejeńcy, niebezpieczne – przepraszam za wyrażenie – zjeby. Ci ludzie, dzieci wojny polsko-polskiej, niekontrolowany efekt uboczny sejmowych walk, zasługują na specjalną uwagę. Ich trzeba cywilizować, naprowadzać, hamować, im trzeba prostym językiem mówić: przestań, opanuj się, to nie tak.
Politycy wiedzą, że te ich kłótnie to trochę teatr. Problem zaczyna się wtedy, gdy część widzów za bardzo się wczuwa. Dzisiaj jak nigdy wcześniej politycy PO muszą zrozumieć, że ciąży na nich odpowiedzialność za powstrzymanie hejterów spod znaku PO, a politycy PiS – że ciąży na nich odpowiedzialność za powstrzymanie hejterów spod znaku PiS. Nie ma szans na to, by jakakolwiek partia zwalczyła ludzi ziejących do niej nienawiścią, ale wydaje mi się, że jest szansa, by każda przystopowała swój najtwardszy elektorat. Inaczej my się tu wszyscy wzajemnie pozabijamy, już naprawdę z przyczyn politycznych. Nie będziemy potrzebować Stefana Wilmonta jako substytutu partyjnego mordercy.
*
Rykoszetem oberwała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Muszę przyznać, że to jedna z inicjatyw, które pozwala mi trochę sprawniej poruszać się między ludźmi. Otóż jeśli widzę, że ktoś nienawidzi WOŚP, to ja na taką osobę od razu uważam i podchodzę do niej z dystansem – z automatu biorę pod uwagę, że zapewne ma coś z głową. Nie jest to rzecz jasna reguła ze stuprocentową sprawdzalnością, ale dość prosty i w miarę skuteczny test pierwszego kontaktu.
Ludzie, którzy doprowadzili do rezygnacji Jerzego Owsiaka powinni się smażyć w piekle. Oczywiście widzę, że Owsiak popełnia błędy. Oczywiście widzę, że traci nad sobą kontrolę. Oczywiście widzę, że ma problem z emocjami, może trochę też problem z ego i dlatego czasami gada głupoty. Jeśli mówi, że oglądając głupawy program w telewizji czuł się jak w Auschwitz to oczywiście mam ochotę mu powiedzieć, że ludziom w Auschwitz nie puszczano nieprzyjemnych programów telewizyjnych, tylko palono nimi w piecach – a to nie to samo.
Tylko że próbuję sobie wyobrazić pewien ciąg przyczynowo-skutkowy. Czy Owsiak przez te bardzo długie lata dążył do permanentnej konfrontacji? Czy chciał się ze wszystkimi kłócić? Czy był człowiekiem, który dzielił, czy jednał? Moim zdaniem wepchnięto go pod koła machiny, a widząc, że nie umie się spokojnie wygramolić, robiono to jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Każdego można w tej sposób zgnoić – doprowadzić na skraj wytrzymałości, by potem obwieścić: – Patrz jak się miota, patrz jak puszczają mu nerwy, nie jest wcale taki idealny! Patrz, on jest przeciwko nam!
Nie, nie jest idealny. Ale zbyt wielu bardziej idealnych to ja w XXI wieku w Polsce nie widziałem.
Zawsze wszystko można zrobić lepiej. Kierować Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy też pewnie można lepiej. Ale nienawiść, z jaką niektórzy traktują tę fantastyczną akcję, jest chorobą psychiczną. Oddawanie głosu ludziom, którzy WOŚP-u nienawidzą, legitymizowanie ich, jest przerabianiem Polski w dom wariatów, tyle że z wariatami w roli personelu. Pani od tej obrzydliwej szopki, którą Owsiak nazwał nazistowską, chyba zaczęła się bać o siebie – tak przynajmniej czytam. Mam dla niej radę z dobrego serca – niech pani po prostu przeprosi, a może i nie trzeba się będzie bać.
Nie wiem, czy chciałbym, aby Jerzy Owsiak zmienił zdanie i wrócił. Dla akcji – tak, taki lider jest potrzebny. Ale jestem z Orkiestrą od samego początku, odkąd Owsiak jako młody facet prowadził program w telewizji i raz napomknął, że warto byłoby zrobić zrzutkę. I myślę sobie, że zasłużył na święty spokój, odpoczynek i bezwarunkową satysfakcję z życia. Nie zasłużył na siedzenie w okopie i odrzucanie śmierdzących granatów.
KRZYSZTOF STANOWSKI