Veszprém, europejski gigant, jedna z najlepszych drużyn szczypiorniaka na Starym Kontynencie. I on, Paweł Paczkowski, 25-latek po sporych przejściach, niegdyś jeden z największych talentów naszej piłki ręcznej, dziś gość, którego w składzie nie widzi Vive. Gdyby jeszcze miesiąc temu ktoś powiedział nam, że ten drugi zagra dla tych pierwszych, to uznalibyśmy go za szaleńca. Dziś to już nie wróżba, a fakt.
Paczkowski to wieczny pechowiec. Właściwie nie miał jeszcze sezonu, w którym nie trapiłyby go kontuzje. Nie mamy tu na myśli drobnych urazów, które da się wyleczyć w tydzień, a takie, przez które ląduje w domu na dłuższy czas. Jeszcze jako nastolatek w barwach Orlenu Wisły Płock doznał kontuzji ręki, a gdy już doszedł do siebie i wracał na właściwą drogę, rozsypało mu się kolano. Konkretnie: uszkodził więzadła i musiał poddać się artroskopii. Urazu doznał w meczu z Vive Kielce, na parkiet wrócił po pół roku, a niedługo po tym… został zawodnikiem kieleckiego klubu.
Tam jednak nie widzieli w nim zawodnika „na już”, wypożyczyli go więc do francuskiej Dunkierki. W jej barwach grał nieźle, ale – tak, zgadliście – wyleciał z kontuzją. Tym razem już nie „uszkodził”, a zerwał więzadła. Ominął go cały rok 2015 i jeszcze półtora roku po tym, jak został do Kielce sprowadzony, nie miał oficjalnego debiutu. Do wszystkiego był jednak pozytywnie nastawiony. Jeszcze w trakcie rehabilitacji mówił portalowi cksport.pl:
– Jeśli chodzi o moje kolano, to sytuacja wygląda naprawdę dobrze. Raz na trzy-cztery tygodnie jeżdżę na konsultacje lekarskie, które mają mi rozszerzyć, że tak powiem, pole widzenia pod względem ćwiczeń i przejść z jednego etapu treningu w drugi. Jestem chętny do powrotu na parkiet. Bardzo rwę się do grania, bo brakuje mi tego.
Dodawał też, że zostaje w Kielcach i nie chce nigdzie odchodzić. I faktycznie, został i nawet nieco tam pograł, przy okazji zgarniając nie tylko ligę, ale też Ligę Mistrzów, którą kielczanie wówczas wygrali. Zresztą w finale po dramatycznym meczu pokonali… Veszprém. Furory jednak nie zrobił, więc został wysłany na wypożyczenie do ukraińskiego Zaporoża i przez ostatnie półtora roku to właśnie tam grał. Z przerwami na leczenie urazów, rzecz jasna, ale mimo wszystko to – jak do tej pory – najlepszy etap jego kariery.
Wojciech Nowiński, trener i komentator piłki ręcznej:
– Problem Pawła będzie polegać na tym, czy przy tak poważnej rywalizacji, jaka jest w Veszprém, da sobie radę fizycznie. Bo jak dobrze wiemy, w zasadzie w każdym sezonie przydarzają mu się kontuzje. Jeżeli w Veszprém skończy karierę – a są takie zapowiedzi – László Nagy, to zostaje Kent Robin Tønnesen i sprawa jest otwarta. Jest ich dwóch. Jeśli Veszprém ściągnie jeszcze dodatkowych graczy, to będzie wtedy kłopot.
Warto tu dodać, że akurat wśród wielu rzeczy, z których węgierski klub słynie, wydawania kasy zdecydowanie zajmuje jedno z pierwszych miejsc. W zeszłym sezonie zmontowali sobie znakomity, ale wręcz przeładowany gwiazdami skład i… przegrali dosłownie wszystko. W tym ligę, gdzie – tak się zdawało – byli dominatorami. W tym sezonie też zresztą nie radzą sobie przesadnie dobrze. Pytanie brzmi: czy Paczkowski może im pomóc odbudować swoją pozycję?
Michał Matysik, były szczypiornista, dziś komentator:
– Z perspektywy Pawła to kapitalny ruch. A z punktu widzenia klubu? Jest trochę gorzej. Oni co roku robią wielkie zakupy na rynku, a potem nie osiągają tego, co potrzebują. To jednak powinno nas mniej martwić, tak mi się wydaje. Dla Pawła z pewnością jest to fantastyczna decyzja i możliwość udowodnienia swojego potencjału sportowego. Każdy startuje z tego samego poziomu. Uważam, że z dobrymi zawodnikami po bokach on będzie też lepszym zawodnikiem na boisku.
No dobra, ale skoro tego gościa – wciąż stosunkowo młodego, choć już nie juniora, ściąga tak uznana marka, to dlaczego nie chce zrobić tego Vive, z którym przecież ma ważny kontrakt (do Węgier idzie na wypożyczenie)? Wydaje wam się to dziwne? Przecież to gość, który – mimo wszystkich swoich problemów – odnalazł się w klubie z Ligi Mistrzów, nawet jeśli słabszym niż kielczanie, i gra w reprezentacji Polski.
Michał Matysik:
– W Vive są Krzysiek Lijewski i Alex Dujszebajew. Padła decyzja, że nie Paweł, a Branko Vujović wróci do Kielc z wypożyczenia. Ściągnięcie czwartego jest bez sensu. Z kolei jeżeli miałby zostać na Ukrainie, a może grać w Veszprém, to decyzja mogła być tylko jedna. Czy może wrócić? Oczywiście. Cały czas ma ważny kontrakt z Vive i to on w dużej mierze będzie decydował o swoim potencjale sportowym. Wierzę, że zdaje sobie sprawę z tego, że gdy Krzysiek Lijewski zakończy granie w Vive, to będzie potrzebny zawodnik na pozycję prawego rozgrywającego. Fajnie by było, gdyby to był ktoś z Polski.
Wojciech Nowiński:
– Czy wróci do Kielc? Nie. Jeżeli wypożyczyli go raz, drugi i trzeci… to ile jeszcze można? To znaczy, że jest im niepotrzebny, bo to nie jest już młody, 19- czy 20-letni zawodnik, który idzie się uczyć grać. To doświadczony, rutynowany szczypiornista. Po wielu sezonach rozegranych w Lidze Mistrzów, zarówno w Vive, jak i w Zaporożu. To nie jest ktoś, kto pójdzie, nauczy się grać i wróci do Vive. To już za nim.
Nie będziemy ukrywać, że jednak bardziej podoba nam się wersja Michała Matysika. Ta, w której Paweł robi dobrą robotę na Węgrzech, Vive chce go w składzie, a on uznaje, że sympatyczniej będzie grać w Polsce i pomagać polskiemu klubowi. Ale nie będziemy ukrywać, że faktycznie trudno w nią uwierzyć. Tym bardziej, że finansowo i sportowo Veszprém jest w stanie zapewnić graczowi fantastyczne warunki. Choć, oczywiście, nikt nie powiedział, że Węgrzy będą Pawła chcieli, gdy skończy się wypożyczenie. Liczymy jednak na to, że dokładnie tak się stanie, bo to łączy się z bardzo dobrymi występami.
Pozostała nam do wyjaśnienia jeszcze jedna kwestia: czego właściwie powinniśmy od niego oczekiwać? Bo jeszcze do wczoraj były to po prostu niezłe występy w klubie i reprezentacji. Teraz stał się zawodnikiem jednej z europejskich potęg, a to niesie za sobą konsekwencje w tym względzie. Z drugiej strony dla Paczkowskiego to dopiero pierwsza poważna szansa w karierze. Więc może powinniśmy obniżyć nieco oczekiwania?
Odpowiada Wojciech Nowiński:
– Nie róbmy z Pawła młodzieniaszka. To jest facet, który musi prezentować odpowiedni poziom sportowy, tego będą od niego wymagali. On tam nie idzie, żeby się uczyć. On tam idzie, żeby grać dla nich, zdobywać bramki i bardzo dobrze się prezentować. To nie klub, który bierze sobie zawodnika do przyuczenia zawodu. Paweł tam ma grać. Musi przebić się do składu, udowodnić, że się nadaje. Ma roczny kontrakt, zobaczymy. Życzę mu jak najlepiej.
SW
Fot. Newspix