W tym meczu brakowało tylko wrestlingu karłów, baby z brodą i żonglerki Janusza Chomontka. Zagłębie Sosnowiec dwa razy prowadziło (!), dwukrotnie to prowadzenie wypuszczało (no, tu akurat nie jesteśmy zdziwieni), a ostatecznie mecz z Legią Warszawa przegrało (tutaj już nawet nie drgnęły nam zmarszczki na czole). A to wszystko przy wystrzałach petard i pokazie fajerwerków godnym sylwestra.
Sosnowiczanie są uroczy. Co tydzień odsłaniają kolejny odcinek z cyklu “Wpierdol na 123 sposoby, o których nie miałeś wcześniej pojęcia!”. W zeszłej kolejce dostali 0:6, mimo że prowadzili grę w starciu z Lechem Poznań. Tym razem Zagłębie weszło w rolę Kolejorza w wersji demo – też było pragmatyczne. Też oddawało mniej strzałów, a długo prowadziło. Zapomniało tylko o zachowaniu czystego konta.
Legia z Sosnowca wywozi komplet punktów, ale każdy z zawodników mistrza Polski powinien spojrzeć w lustro i zapytać sam siebie “jakim cudem mogłem doprowadzić do tego, że te ogórki prowadziły z nami 1:0 i 2:1?”. Przy pierwszym trafieniu zaspała obrona, nie popisał się Majecki i Polczak wykończył dośrodkowanie z rzutu wolnego celnym strzałem głową. Canal+ ześwirował od tego zaskakującego wydarzenia i… przerwał transmisję. Zamiast cieszynki Polczaka oglądaliśmy ekran “PRZEPRASZAMY ZA USTERKI”. Ależ to musiało być przykre dla stopera Sosnowca – gdy zawala bramki, to puszczają wszystko na żywo. Gdy strzelił gola, to telewizja puściła jedynie powtórki.
Za usterki musiała przepraszać Legia, która do przerwy była jednym, wielkim chaosem. Jakby to powiedział Adam Nawałka – zarówno w ofensywie, jak i defensywie. W tyłach Sanogo przepychał Hlouska i Wieteskę, Pawłowski rozrywał szyki defensywne prostopadłymi podaniami. Gdyby Wrzesiński był skuteczniejszy, to do przerwy mogło być nawet i 3:0. Ale nie był. Podobnie jak Carlitos, który miał takie parcie na gola, że gdyby Legia miała rzut wolny w okolicach ławki rezerwowych, to Hiszpan próbowałby zaskoczyć Kudłę rogalem w okienko. Szkoda jedynie, że jeśli strzelał, to w maliny.
W przerwie Sa Pinto zdecydował się na przesunięcie Kucharczyka na prawą obronę, ściągnięcie Stolarskiego i wpuszczenie do ataku Kulenovicia. I ten ruch odmienił w pewnym stopniu Legię. Ale jeszcze bardziej odmieniły ją rzuty wolne Andre Martinsa. Minutę po rozpoczęciu drugiej połowy Portugalczyk dograł do Remy’ego, a ten przy bierności Heinlotha wyrównał stan meczu.
Po chwili niemal identycznie uderzył Carlitos.
Do swojej bramki.
I było 2:1 dla Zagłębia.
Jeśli gol Polczaka i samobój Carlitosa w jednej relacji brzmi wam nieco absurdalnie, to co powiecie na dziesięciominutowy pokaz fajerwerków jedenaście dni przed sylwestrem? Podczas meczu piłkarskiego? Na trybunach prawdopodobnie najbrzydszego stadionu w lidze? Tak, to wydarzyło się naprawdę. Sędzia Złotek musiał przerwać spotkanie, bo petardy leciały na murawę, a ich huk lekko dezorganizował grę.
SYLWESTER W SOSNOWCU. #ZSOLEG #Ekstraklasa #Pyro pic.twitter.com/vpBvigVdKj
— Dariusz Goliasz (@DaroGol) 20 grudnia 2018
A kibice gospodarzy sami sobie zaszkodzili, bo Legia naładowała pełen pasek energii i w ostatnich minutach strzeliła gola wyrównującego, a później zwycięskiego. Najpierw strzał Martinsa z rzutu wolnego obronił Kudła, ale przy dobitce Hlousek nie musiał się martwić o krycie ze strony rywali i zdobył bramkę na 2:2. A po chwili Martins dograł do Kucharczyka (kompletnie niewidocznego przez pół meczu), ten dośrodkował do Kulenovicia, który w polu bramkowym stał kompletnie niepilnowany i zrobiło się 3:2. Musieliśmy poczekać prawie półtorej godziny gry na popis obrony Zagłębia, ale było warto – Cichocki odpuścił sobie krycie rywala stojącego tuż przed bramką w 88. minucie meczu przy stanie 2:2. Aż sami jesteśmy ciekawi, co Mateusz i jego koledzy przygotują na wiosnę. Mają cały styczeń na to, by zaprezentować nowe sposoby na efektownie przepieprzanie.
Cztery gole po stałych fragmentach gry, w tym jeden samobójczy – to sporo mówi o tym meczu. Zagłębie przykleja się do ostatniego miejsca w lidze, Legia przynajmniej na chwilę została liderem.
[event_results 549252]