Dostarczenie do domu i ubieranie choinki. Kupowanie prezentów w trybie last minute. Mycie okien, odkurzanie, generalne porządki. Gotowanie, smażenie, pieczenie. Nie, nie chcieliśmy za wszelką cenę pochwalić się planami na następne dni. Po prostu oglądaliśmy dziś mecz pomiędzy Pogonią Szczecin a Śląskiem Wrocław i bardzo długo mieliśmy wrażenie, że piłkarze zamiast walczyć o ligowe punkty, oszczędzali się przed tymi obowiązkami, które pewnie przed nimi.
“Chcemy w dobrych humorach udać się na przerwę”, “to ostatni mecz w tej rundzie, więc nie ma co kalkulować, damy z siebie wszystko” – te frazesy, które oczywiście padały z ust uczestników wydarzenia, były puste jak – nie przymierzając – konta Wisły Kraków. Dość długo najciekawszym wydarzeniem w tym meczu było wyeliminowanie z gry Augusto. Zdarza się? Oczywiście, sęk w tym, że Portugalczykowi wślizgiem wjechał Łabojko, kolega z drużyny. Gdy kilka chwil później zobaczyliśmy najgorszą wrzutkę z rożnego od jakichś dwóch miesięcy (autorem Farshad), sami mieliśmy ochotę zacząć przygotować farsz na pierogi.
Dobrze się stało, że tego nie zrobiliśmy. Wróć! Całe szczęście, że tego nie zrobiliśmy, bo – cytując klasyka – rozkręcili się, chłopcy. Co bardzo zaskakujące, swoje działania mocno skonkretyzował niewyraźny jak postać z reklamy Rutinoscorbinu Śląsk. Pierwsze ostrzeżenie – Robak walnął w Malca. Drugie – w tej samej akcji Robak strzelił w kierunku bramki, interweniował Załuska. Trzecie – Piech wyszedł na czystą pozycję po podaniu Picha i strzelił minimalnie obok bramki. Czwarte…
Czwartego nie było. Padł gol do szatni. Robak znów zachował się tak, że po boisku mógłby biegać w todze profesora. Dostał piłkę na wolne pole, wyszedł z własnej połowy, wzorcowo wbiegł z futbolówką przed Malca, a później puścił leciutki strzał obok Załuski. Często bywa tak, że piłkarze mają w takich sytuacjach tak wiele czasu, że zbyt wiele myśli przechodzi im przez głowę. Robak chyba od początku wiedział, co chce zrobić i plan zrealizował perfekcyjnie.
Śląsk potrafił wygrać w tym sezonie na wyjeździe z Jagiellonią 4:0. Potrafił puknąć Miedź w Legnicy nawet 5:0! Ale byłoby to jednak niepoważne, gdyby Portowcy zaakceptowali stratę punktów na własnym stadionie z tak mizernym przeciwnikiem. Od samego początku drugiej połowy było widać, kto zamierza ten mecz wygrać. Efektem mocnego postanowienia poprawy dziesięć strzałów po przerwie, pięć celnych, no i dwa gole. Początkowo piłkarze Runjaicia – między innymi Majewski z wolnego, Kozulj z dystansu czy Delew z bliższej odległości – nie mogli się wstrzelić, ale po 20 minutach przyszła akcja, w której wszystko zagrało. Kowalczyk wygrał przebitkę w polu karnym, piłkę przejął Drygas i mocno uderzył z prawej nogi. Słowik nawet nie pierdnął.
Kilkadziesiąt sekund później uderzenie Podstawskiego wylądowało na górnej siatce, a po upływie kolejnej minuty z hakiem Majewski sieknął w słupek. Na szczęście dla gospodarzy piłka wylądowała wtedy pod nogami Guarrotxeny, który bez trudu umieścił ją w siatce. Gdy już zaczęło żreć, Pogoń błyskawicznie sprowadziła gości do parteru. A ci nie wiedzieli, jak odpowiedzieć. Coś tam próbował Gąska, starał się Szczepan, do pozycji strzeleckiej doszedł Pich, ale był to już typowo nieporadny Śląsk, który atakował z nadzieją, że jakoś to będzie.
Nie było. Cóż za niespodzianka.
[event_results 549196]
Fot. FotoPyK